Następnego dnia po wielkim sińcu pod okiem Draco nie było żadnego śladu, co kompletnie nie spodobało się Teodorowi, wyprowadzając go z równowagi. Od miesięcy ciężko pracował nad stworzeniem pięści w paczuszce, a kiedy uradowany sądził, że odniósł sukces i wystarczająco upokorzył Malfoya na następne kilka dni, ten wyszedł z sytuacji bez szwanku. Jakież to oburzające! Był tak pogrążony we własnej wyolbrzymionej złości i rozczarowaniu, że przestał kontaktować, co działo się na lekcji.
A działo się dużo, sądząc po uczniach wodzących wzrokiem od Pottera do Snape'a, patrzącego nań z odrazą oraz poczuciem absolutnej wyższości, po tym, jak uderzył w ławkę Gryfona okładką obszernej książki. Przez większość czasu chłopak siedział bezczynnie jak idiota, mając przed sobą jedynie kawałek bezużytecznego pogniecionego pergaminu. W porannym pośpiechu zapomniał spakować podręcznika, który zostawił najprawdopodobniej w salonie Gryfonów poprzedniego wieczoru i zorientował się o jego braku, kiedy już Snape rozpoczął swoją paplaninę. Niechętnie poprosił go o możliwość szybkiego zawrócenia do Pokoju Wspólnego, ale zamiast pozwolenia otrzymał zbędny komentarz oraz ujemne punkty.
— Powiedz nam, Potter — zaczął Snape, zakładając, iż uczeń nie udzieli odpowiedzi na jego pytanie. — Jakiego zaklęcia obronnego użyjesz wobec atakującego ze znaczącą przewagą liczebną?
— Sectumsempra — burknął rozdrażniony, przypominając sobie inkantację, poznaną przed snem.
Twarz profesora nieznacznie pobladła, zupełnie jakby odpowiedź Pottera kompletnie zbiła go z tropu. Umiejętnie nie dał po sobie niczego poznać i rzekł złośliwie:
— Tak myślałem, że kiedyś do tego dojdzie i, proszę, nie pomyliłem się, sądząc, iż Wybrańca ciągnie do czarnej magii.
— Nieprawda! — obruszył się, zaciskając pięści.
Po klasie z prędkością światła potoczyły się szepty, dzieląc uczniów na dwa obozy: ci, którzy wierzyli Potterowi i ci, którzy wierzyli Snape'owi. Harry uznał słowa nauczyciela za kłamstwo, ale widząc żywą wściekłość narastającą w jego oczach, coraz bardziej odchodził od tej myśli, poruszony do żywego.
— Skąd znasz to zaklęcie? — wycedził profesor.
— Z książki — odparł zgodnie z prawdą.
— Z jakiej książki?
— Z zaklęciami.
— Nie wygaduj bzdur, Potter!
Jakby na ratunek zadzwonił dzwon kończący zajęcia, zatem wszyscy szybko zebrali przybory i wyszli na przerwę. Harry przez chwilę żył złudną nadzieją, że umknie dalszym wywodom Snape'a, ale ten, oczywiście, zatrzymał go, nakazując lodowatym tonem:
— Natychmiast przynieś tutaj wszystkie swoje podręczniki.
Spanikowany chłopak wybiegł z klasy, gdzie czekała na niego dwójka przyjaciół. Chcąc uniknąć spotkania ze Snape'em, gdyby zachciało mu się wyjść z pomieszczenia, schowali się za kolumną w odległej części holu.
— Ron mi powiedział, Harry — zaczęła zmartwiona Hermiona przyciszonym tonem. — Mówiłam ci, że ta książka narobi ci kłopotów, musisz ją od razu oddać do Slughorna.
Ale zamiast słuchać jej mądrych słów, od razu poprosił Weasleya o pożyczenie Eliksirów dla zaawansowanych.
— Czekaj, trzeba jakoś zatuszować mój podpis. — Wskazał litery na pierwszej stronie.
— Evanesco! — rzekł Potter, a litery szybko wsiąknęły w papier, jakby nigdy ich tam nie było.
— Miejmy nadzieję, że się nie pokapuje. — Ron pokrzepiająco klepnął go w plecy.
CZYTASZ
O przebiegłości prawie idealnej | Drarry ✓
FanfictionHarry od zawsze cenił sobie rutynę. Była wygodna, bezpieczna i bez żadnych pułapek albo tajemnic. Zatem naturalne, że zaczął się niepokoić, kiedy element jego przyzwyczajeń nie pojawił się w drzwiach pociągowego przedziału. Co więcej, zupełnie nic n...