Rozdział dwudziesty

928 81 24
                                    

Rankiem Hogwart owiała gęsta, ponura aura podszyta lękiem i pytaniami, na jakie brakowało jednoznacznych odpowiedzi, mogących, choć odrobinę podnieść wystraszonego na duchu. W "Proroku Codziennym" zamieszczono posępny artykuł zatytułowany wielkimi literami: Ataki Śmierciożerców na mugoli! Jak długo czarodzieje pozostaną bezpieczni?

Ministerstwo, jak i nowy Minister Magii, Rufus Scrimgeour, już od dawna zamiast szacunku budzili w obywatelach głównie szereg wątpliwości, spowodowanych zatajaniem przez urzędników znaczących informacji. Rzeczowe napaści opisano pobieżnie, nie podając szczegółów, co chwilę wtrącając niepotrzebne fragmenty czy komentarze naocznych świadków, niemających większego znaczenia dla sedna sprawy. Niemniej oznaczało, że jeśli tę informację w ogóle podano do informacji publicznej, została ona odpowiednio ocenzurowana, a w rzeczywistości ataki były o wiele bardziej drastyczne, niż tylko Mroczny Znak rozpostarty na pochmurnym niebie nad jednorodzinnym domem. Ponadto artykuł spisano w sposób zagmatwany, pospieszny, bez ładu, jakby autor pomieszał kolejność, natomiast na złowrogie pytanie z tytułu odpowiedziano z pełnym optymizmem, powołując się na Ministra, zupełnie jakby bestialskie zabójstwo nieznanej ilości niewinnych mugoli to tylko straszna historyjka dla uciechy dzieciaków. "Oczywiście, że wszyscy czarodzieje mogą czuć się bezpiecznie. Nie ma powodu do obaw czy paniki, bowiem nad wszystkim panujemy. Codziennie nasze wyspecjalizowane służby dokładają wszelkich starań, by nic nie zmąciło spokoju naszego świata — odpowiada uprzejmie Scrimgeour". Na końcu strony, zupełnie absurdalnie, uraczono czytelnika widokiem kolorowych tabelek zapisanymi żenującymi kawałami, krzyżówkami z nagrodami i przepisami na ciasto.

— Celowo tak zagmatwali, żeby zdekoncentrować ludzi — mruknęła posępnie Hermiona, mechanicznie wyostrzając rysy twarzy.

Musiała uważnie przeczytać tekst dwa razy, żeby logicznie ustalić prawdopodobny plan wydarzeń, z którego nawet nie wiedziano, ilu ludzi zginęło, ani gdzie. Ministerstwo chcąc kolejny raz zamieść pod dywan niewygodną prawdę o coraz śmielszych działaniach Śmierciożerców, nad jakimi, rzecz jasna, nie mieli absolutnie żadnej kontroli, mentalnie strzeliło sobie w stopę. Zaniepokojone szmery i domysły snuły się w każdym zamkowym kącie przez najbliższe kilka dni. Uczniowie dostawali wiadomości od niemagicznych rodzin, mieszkających w pobliżu rozegranej tragedii. Dzieciaki następnie dzieliły się poznanymi faktami z rówieśnikami i w taki sposób do prawdy wiodła prosta droga. Na podstawie licznych listów z zewnątrz ustalono, że zwolennicy Ciemnej Strony w ciągu sześciu dni napadli sześć rodzin w sześciu różnych hrabstwach.

Oczywiste było nie tylko dla Harry'ego, iż ta liczba to nie przypadek, a swoiste ostrzeżenie albo — co gorsza — zaproszenie. Swoimi spostrzeżeniami tudzież obawami podzielił się z profesorem Dumbledorem podczas sesji spotkań w jego gabinecie. Razem wysnuli podejrzenie, że związek ten ma z liczbą horkruksów, którymi Riddle lubił się subtelnie szczycić. Dwa zostały pomyślnie zniszczone (dziennik oraz pierścień), zatem zostały najprawdopodobniej cztery. Oprócz tego chłopak odbył kolejną podróż w odmęty pamięci dyrektora, poznając dalsze, coraz mniej przyjemne losy rodziny Gauntów.

Po powrocie do dormitorium nie mógł wyzbyć się z głowy wspomnień, jakie zobaczył w myślodsiewni. Mimo ogólnego zmęczenia długo nie mógł zasnąć, zaś rankiem czuł jeszcze większe wyczerpanie przez zniekształcone sny, w których mętnie widział zabójstwo Riddle'ów w Little Hangleton, przeplatane z oślepiającym błyskiem zielonego światła i rozpaczliwym kobiecym krzykiem.

Razem z Ronem niespiesznie przebierali nogami, zmierzając do klasy zaklęć. Hermiona chwilę temu wstąpiła do biblioteki, mówiąc, że chce poszukać czegoś lekkiego, do przeczytania na szybko przed snem, a przy okazji zwrócić naręcze książek. W związku z tym chłopcy na nią nie czekali, nie chcąc czuć na sobie pogardliwego spojrzenia bibliotekarki, ponieważ zwykle niczego nie wypożyczali.

O przebiegłości prawie idealnej | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz