01 || DALEKO OD DOMU

711 32 12
                                    

1920, Birmingham, Small Heath

     Siedziała na zapleczu Garnizonu i zapisywała w dzienniku daty najbliższych importów towarów. Za oknem jak i w pomieszczeniu było jeszcze widno, mimo to doświetlała sobie lampką gazową. Nie chciała zniszczyć sobie wzroku.

     Jeszcze kilka miesięcy temu o tej porze przygotowywałaby do wyścigu karego ogiera, należącego do jej brata. No cóż, konflikt z Billy'm Kimberem wymknął się spod kontroli i tak oto Sara skończyła jako sekretarka w zaprzyjaźnionym barze - krótko mówiąc. Póki co było to jedyne zajęcie, na które pozwoliła jej nadgorliwa ciotka.

     W trakcie przygotowań do co miesięcznych startów, na torze zjawiło się kilku obcych mężczyzn. Nie owijali w bawełnę i gwałtownymi ruchami wyjęli spod płaszczy pistolety. Oddali strzały. Omal nie zastrzelili koniuszego Curly'ego, który zdołał uskoczyć pociskowi, a następnie wpełznął pod trybuny. Cóż, młoda dziewczyna na koniu nie miała tyle szczęścia - kula zraniła ją tuż nad kolanem. Gdyby trafiło akurat w nie, mogłaby pożegnać się z tańcami do końca życia.

     Spłoszone zwierze poniosło ją z dala od toru i napastników. Sarze, otumanionej przez adrenalinę, udało się skierować ogiera do doków, gdzie przebywał jej wuj Charlie. To on zatamował krwawienie i sprowadził pomoc.

     Monagham Boy zdecydowanie przynosił szczęście.

     Brunetka dopisała ostatni znany jej termin w skórzanym kalendarzyku i zwróciła się do siedzącego na drewnianej podłodze brata. Chłopiec w kraciastym kaszkiecie energicznie zerwał się na nogi.

- To jak Finn, idziemy do domu? - Spytała go pogodnym głosem. Jedenastolatek chwycił w garść zabawkowego rumaka i poszedł w kierunku wyjścia z lokalu. Sara napięła całą nogę, gdy podnosiła się z krzesła, nie chciała jej jeszcze obciążać. 

     Szybko wracała do zdrowia, zdecydowanie szybciej niż przypuszczali jej bracia. Lokalny pastor (i weteran wojenny) pomógł usunąć kulę z jej nogi tak, aby nie uszkodzić trwale mięśni i ścięgien. Musiała przyznać, że dobrze wykonał robotę.

     Błękitnooka położyła młodszemu bratu dłoń na ramieniu po czym wspólnie opuścili bar, za którego ladą stał właściciel. Wysoki mężczyzna starannie pucował kieliszki.

- Do widzenia, Harry! - Rzuciła na wychodnym.

     Rodzeństwo wdepnęło z impetem w błoto szerzące się na ulicy i żwawym krokiem skierowali się w kierunku zakładu bukmacherskiego Peaky Blinders. To właśnie nad nim znajdował się ich dom.

     Ruchliwe ulice, a na nich sunące dorożki i chłopcy sprzedający gazety. To z jednej strony nawołujący piekarz, a z drugiej rzeźnik, który chwili się jakością swojego towaru.

     W końcu dotarli do zakładu, który jak zwykle o tej porze był przepełniony - pracownicy na kasach zapisywali obstawiane kwoty i nazwiska klientów. Sara nie spuściła wzroku z brata, który przepchał się przez tłum i wyprzedziwszy wszystkich pobiegł do izby. Brunetka udała się zaraz za nim. 

     Czekała na nich ciotka Polly, która odciążyła młodą dziewczynę z obowiązku doglądania Finna. Kobieta zrobiła chłopcu kanapkę, sama jednak nie zjadła - posiliła się papierosem. Błękitnooka dała jej znać, że idzie na górę, do swojego pokoju, na co ta skinęła głową. Po drodze na piętro, minęła swojego starszego o pięć lat brata Johna, który skinąwszy głową przeszedł dalej. 

     Gwałtownie zatrzymał się u podstawy schodów i zawołał Sarę.

- Och, zapomniałbym. Tommy Cię szuka. - Powiedział młodzieniec.

⚒ Bakery || ALFIE SOLOMONSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz