1923, Birmingham
Z biegiem czasu Sara coraz bardziej nie lubiła papierkowej roboty. Rosnąca sterta kartek przytłaczała ją i jej myśli. Cyferki same zamieniały się miejscami. Z irytacją siadała za biurkiem i kreśliła błędne zapisy.
Zapach skórzanego obicia fotela biurowego drażnił młodą Shelby. Rozpraszał. Podobnie jak hałasy dobiegające z tak zwanej "recepcji" biura Thomasa. Brunetka agresywnie odłożyła na blat pióro, którym pisała i odepchnęła się od biurka.
- Na miłość boską, czy mogę popracować w spokoju? - Powiedziała do siebie pod nosem, rozgniewana.
Pospieszne kroki skierowała do sąsiadującego pomieszczenia. Gdy otworzyła na ościerz drzwi, ujrzała parę małolatów. Byli nimi Isaiah Jesus i Michael Gray. Pierwszy z nich lewą rękę miał przewieszoną przez ramiona drugiego z chłopaków. Syn kaznodzieji ledwo trzymał się na własnych nogach, mamrocząc coś pod nosem.
- Czy wyście zgłupieli?! - Spytała ich wzburzona kobieta, nie ruszając się jednak z miejsca w progu drzwi. - Moi bracia chyba wyrazili się jasno jeśli chodzi o dzisiejszy wieczór, jedziecie w teren! Czy was naprawdę trzeba nieustannie mieć na oku?!
Jej głos przepełniony był złością i rozczarowaniem, jednak nie podniosła go, gdyż ktoś mógłby jeszcze ich usłyszeć. Trzeba było załatwić tą sytuację dyskretnie.
- Saro... - Zaczął cicho jej kuzyn - wypiliśmy po dwóch drinkach w pubie, ale ten matoł - spojrzał jasnymi oczami na przyjaciela o ciemniejszej karnacji - dosypał sobie kokainę. No i... zmiotło go z planszy, jak widzisz.
- Tak, doskonale widzę - wygięła w grymasie niezadowolenia swoje brwi, po czym głęboko westchnęła. - Poczekaj z nim w łazience, pójdę po jego ojca.
Michael przytaknął głową, po czym zaciągnął półprzytomnego kolegę we wskazane miejsce. Sara pospiesznie udała się do najbliższej katedry, w której zazwyczaj przesiadywał Jeremiah - mężczyzna, który kilka lat temu wyciągnął z jej nogi kulę. A następnie nabój z piersi Thomasa.
Tak jak przewidywała, ciemnoskóry kaznodzieja siedział na jednej z ławek. Zauważywszy Sarę Shelby, wstał i ruszył w jej stronę.
- Chodź, musisz zabrać go do domu - szepnęła w jego stronę niebieskooka, idąc z mężczyzną ramię w ramię - Isaiah. Chłopak przesadził z... trunkiem i proszkiem.
- Jak Boga kocham, niech tylko wytrzeźwieje. Dostanie po łbie. - Burknął zawiedziony pastor, zakładając na czubek głowy kapelusz. Wspólnie udali się spowrotem do biura Thomasa.
Sara nie chciała, by chłopaków spotkała kara cielesna, ale zachowali się bardzo nierozsądnie. Na ich szczęście to ona była w biurze i pomogła im zataić sytuację.
Na spotkaniu Jeremiah zapewne powie jej bratu, że jego syn zachorował i został w domu. A Michael do tej pory powinien się w pełni ogarnąć.
Gdy został z Sarą sam na sam, objął ją pogniecionym ramieniem marynarki.
- Ratujesz mi skórę, dzięki. - Odezwał się chłopak.
- A Ty mi za nią zachodzisz, Michael. Pilnujcie się następnym razem. - Błekitnooka poczochrała kuzyna po jego bujnych włosach, po czym powróciła do pracy za biurkiem. Po chwili usłyszała jak zamykają się za nim drzwi wejściowe. Zapewne pójdzie do domu, by odpocząć przed wieczorem.
Thomas na niego liczy. A Sara trzyma go w ryzach.
━━━━━━━━━━ ⚒ ━━━━━━━━━━
CZYTASZ
⚒ Bakery || ALFIE SOLOMONS
Hayran Kurgu❝ Zakłady bukmacherskie na torach wyścigowych nie są już tak opłacalne jak kiedyś. Za to eksport rumu, czemu by nie? Może być równie zabawnie, droga siostro. ❞ Po zdobyciu wyścigowego imperium Kimbera, Thomas planuje powiększenie zasięgów zakła...