03 || TORY WYŚCIGOWE

338 22 2
                                    

1914, Birmingham, Small Heath

          John ustawił się obok młodszej siostry i wyciągnął ze skórzanej kabury pistolet. Mimo, że był pusty, ciążył na deliktanej, niezahartowanej ręce Sary. Następnie pokazał jak włożyć naboje, po czym schował je do kieszeni swoich granatowych spodni. Nie chciał kusić losu.

     Jasnooki Shelby wręczył dziewczynie gnat i czekał, aż ta go symbolicznie odbezpieczy i wyceluje przed siebie. Po chwili brunetka nabrała pewności siebie i wykonała polecenia brata.

- Gdy wrócimy na święta - zaczął do niej mówić John - poustawiamy butelki na murze w dokach i nauczymy trafiać. 

- Dziękuję. - Uśmiechnięta, czternastoletnia Sara opuściła rękę, w której trzymała broń.

- Tylko nie mów Pol, jasne? - Położywszy rękę na jej ramieniu, upomniał ją. Dziewczyna szeroko otworzyła oczy, gdy zobaczyła zbliżającą się kobietę. "O wilku mowa" pomyślała.

     W progu kuchni stanęła ciotka Polly, która wycierała mokre od zmywania dłonie w szmatę do naczyń. Pierwotnie chciała zabrać pusty kubek po kawie Tommy'ego, jednak gdy zauważyła Johna, uczącego Sarę obsługiwać się bronią, szybko zmieniła plany.

     Kobieta zwinęła kraciastą ścierkę, którą trzymała i z całej siły, kilkukrotnie trzepnęła chłopaka po głowie. Sara po cichu odsunęła się na bok, podając siedzącemu niedaleko Thomasowi pistolet. Brunet schował go do swojej kabury pod pachą.

- Czyś ty rozum postradał?! - Wrzasnęła na dziewiętnastoletniego chłopaka ciotka. - Przecież ona nie jedzie na front, w dodatku jeszcze w domu! Wstydź się Johnie Shelby, psia krew.

- Spokojnie, ciotuniu, był nienaładowany. - Wybraniał się jeden ze starszych braci, gdy Polly (a właściwie Elizabeth) ponownie uderzyła go po głowie. Nie znosiła, gdy zwracali się do niej złośliwymi zdrobnieniami, przez to czuła się staro.

     Sara stała dalej w miejscu, obserwując całe zdarzenie. Po chwili poczuła jak ktoś delikatnie ciągnię ją za bufiasty rękaw sukienki. Błękitnooka zerknęła na siedzącego obok brata, który pachniał parzoną kawą.

- Pomagaj Polly w domu, eh? Szczególnie przy Finnie.  - Szepnął do niej, wciąż siedząc na kuchennym krześle Thomas.

- Wiem, wiem. Damy sobię radę - dziewczyna zapauzowała, widząc jak John opuszcza jadalnię, bełkocząc coś pod nosem. Polly również zniknęła im z oczu. - Boję się, Tommy. Nie chcę żeby stała wam się krzywda.

- Nie stanie, Młoda - usłyszała za sobą głos najstarszego z rodzeństwa, który należał do Arthura. Stał w progu izby i obierał nożykiem jabłko ze skórki  - jesteśmy w końcu pieprzonymi Shelby.

━━━━━━━━━━ ⚒ ━━━━━━━━━━

1921, Londyn, Camden Town

     Tamtejszy dzień był wyjątkowo pracowity w piekarnii Solomonsa. Przez korytarz, na którym pracowała Sara, przewijały się dziesiątki osób, gdy w pośpiechu zmieniały swoje pozycje. Był to także dzień, którym należało wydać stałym klientom beczki z rumem.

     Błękitoka musiała wyjątkowo pilnować się tego dnia, by nie pogubić się w kalkulacjach. Podczas załadowywania ciężarówek, towarzyszyła Olliemu i razem nadzorowali przebieg procesu.

     Po kilku, ciężkich godzianch dzień dobiegł końca. Większość pracowników opuściła zakład, choć kilku jeszcze zostało. Główna hala dotąd wypełniona drewnianymi, znakowanymi beczkami opustoszała.

⚒ Bakery || ALFIE SOLOMONSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz