Prolog

597 25 0
                                    

  
   Oniemiała wpatrywałam się w dębowe drzwi przed sobą, w chwili kiedy wyleciały z zawiasów, niosąc za sobą chaos i zniszczenie. Moje miodowe tęczówki zabłysnęły z przestrachu, gdy w szerokim przejściu, prowadzącym do domu głównego watachy, stanął ogromnej postury wilk. Otworzyłam bezgłośnie usta, które ukazywały niemal niemy krzyk.

   – Arno. – Wypowiedziałam jego imię praktycznie szeptem, a jego wargi i tak zwężyły się w perfidnym uśmiechu.

   Miałam na sobie jedynie szarą koszulę mojego Alfy, która i tak była postrzępiona od wcześniejszej walki z napastnikami. Wówczas nikt nie spodziewał się ataku.

   "Jak zawsze piekielnie piękna, Andrea". – Skomentował nonszalancko, nawet nie zwracając uwagi na to, że reszta wilków prowadziła walkę na śmierć i życie, po za domem sfory.

   Zacisnęłam usta w wąską linię i wbiłam wzrok w podłogę, byle by tylko nie patrzeć w jego pozbawione koloru oczy. Za każdym razem przerażał mnie co raz bardziej. Arno, przywódca wilków, skazanych na banicję. Najgorszy z najgorszych. Przerażający, a w dodatku mściwy wilkołak, który za każdy występek, bądź złe słowo potrafił zabić bez mrugnięcia okiem.

   Bałam się jak cholera. Każda cząsteczka mojego drobnego ciała, skazana była na strach, jaki ogarnął mnie przez człowieka przede mną. Chociaż takie określenie zupełnie do niego nie pasowało. Arno od wielu lat nie przybierał ludzkiej postaci, wybrał wilcze wcielenie, a ono uczyniło go bestią. Pozbawioną człowieczeństwa, krwiożerczą bestią.

   – Dlaczego zaatakowałeś? – Podniosłam na niego swój wzrok, nie chciałam okazywać mojego przerażenia. Nie przed nim. – Akurat dzisiaj...

   W głowie układałam już plan, jak powstrzymać największego wroga mojej watachy. I chociaż niekontrolowane drżenie rąk w cale nie pomagało mi w skupieniu się, ja dalej miałam tą cholerną nadzieję.

   Wilk o ciemnobrązowym futrze poruszył się nieznacznie, po czym wbił we mnie wzrok swoich martwych tęczówek. Wiedziałam, że gra na czas. Zresztą, ja również nie potrafiłam wykonać ani jednego ruchu. Strach aż nad to przejął kontrolę nad moim ciałem, abym była w stanie poruszyć chociażby opuszkami palców.

   W dodatku byłam tylko słabą Gammą!

   "Lubię działać z zaskoczenia. Powinnaś to wiedzieć, chociażby ze względu na to, że zajmujesz miejsce u boku Alfy". – Oznajmił niskim barytonem, którego wydźwięk narodził dreszcze, które z prędkością światła przebiegły wzdłóż mojego wrażliwego kręgosłupa.

   Starałam się przełknąć gulę, jaka powstała w moim gardle. Miałam ogromne pojęcie do czego zdolny jest ten osobnik. Wiedziałam, że każdy, nawet najmniejszy, nieodpowiedni ruch może doprowadzić do mojej śmierci. Jako wilczyca, nie miałam w sobie wystarczająco siły, aby mu się przeciwstawić. Co było dla mnie rzeczą nad wyraz zgubną, działającą na moją niekorzyść. Przeklinałam za to nie tylko siebie, ale i stwórców, którzy się do tego przyczynili.

   – To będzie twój koniec, Arno. – Warknęłam niemiło, po czym wyprostowałam się, unosząc brodę do góry. Nie zamierzałam okazać strachu. Chciałam, aby miał świadomość tego, że nie poddam się bez walki.

   "Nigdy w ciebie nie wątpiłem, Andreo. Twoje włosy jak ogień, a i charakter nad wyraz ognisty". – Na jego stwierdzenie zmrużyłam oczy, które zabłysły złotym blaskiem w chwili, gdy dostrzegłam moje zbawienie.

   Był już blisko. Szedł tu. Zauważył nas. Dostrzegł mój niepewny wzrok. Dzielił nas tylko ten, który ośmielił się tu wtargnąć bez pozwolenia. Szczerze go za to nienawidziłam. Nienawidziłam Arno całym swym sercem, które w tamtej chwili biło tylko dla jednego wilka.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz