Rozdział 9

216 23 10
                                    


   Dzień w dzień myślałam o tym co mam zrobić by stać się lepszą wersją siebie. Wojna jak i wydarzenia z przed ponad roku odbiły się na mojej psychice oraz dumie aż za bardzo bym po prostu wróciła do normalnego życia. Śmierć Leo wystarczająco dała mi do zrozumienia, że nie mogłam się poddać.

   Chciałam pozbyć się Arno raz na zawsze.

   Od dawna nie widziałam się z Noah. Więc gdy tylko nadeszła jesień a na zewnątrz zaczęło robić się o wiele chłodniej niż zazwyczaj, spędzałam więcej czasu w domu watahy pośród moich przyjaciół zupełnie nie myśląc o wilku z koszmarów.

   Oczywiście od momentu, gdy opuściłam jego dom z myślą o znalezieniu sposobu na zemstę, Noah czasem pojawiał się w moich snach jednakże zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Bowiem nie były to już okropne koszmary, w których wilk próbował mnie zdominować. Tym razem wydawało mi się, że Noah po prostu chciał mnie chronić przed moimi wyborami. Niestety na próżno. Jego błękitne ślepia w dalszym ciągu mnie przerażały. A to tylko utrudniało racjonalne myślenie.

   Chłodny wzrok wilka, który zawsze nawiedza cię po zmroku... wydaje się to strasznym przeżyciem... A jednak. Za każdym razem, gdy o nim myślałam nie widziałam rządnej krwi bestii. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że dotyk Noah był gorętszy niż najcieplejsze piaski pustyni.

   Jednakże... jego słowa: "Kiedyś zrozumiesz, że od przeznaczenia nie można uciec" nie chciały opuścić moich myśli chociażby na jedną chwilę.

   – Andrea. Andrea... Andrea! – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Michaela, którego dłoń już dość długi czas poruszała moim ramieniem w przód i tył tak bym na niego spojrzała. – Jesteś dzisiaj jakaś nieobecna. – Stwierdził.

   – Mike ma rację. Co się dzieje? – Wtrącił się James, chodząc po kuchni i szukając czegoś słodkiego na ząb.

   Spojrzałam na tą dwójkę przepraszająco. Byliśmy sami w jadalni. Reszta albo ćwiczyła na dworze albo była na zwiadzie. Przynajmniej James mógł odpocząć od Amandy, która rano pojechała do miasta i miała wrócić dopiero wieczorem. Zagryzłam dolną wargę w zamyśleniu i westchnęłam cicho.

   – To nic takiego. Po prostu wciąż myślę o tym jak...

   – Jak zemścić się na Arno? – Odpowiedział za mnie Michael, który objął mnie ramieniem, przyciągając do swojego boku.

   Spojrzałam na niego z pod byka ale oparłam głowę na jego ramieniu i przytaknęłam.

   – Tak. Od półtorej roku to mój priorytet.

   – Nie powinnaś się tym teraz zadręczać. Zobacz jaka ładna pogoda na zewnątrz. Weź Michaela i idzcie na jakiś spacer czy coś... – Mruknął James, grzebiąc w jednej z szafek aż w końcu znalazł to czego tak bardzo porządał. Cały karton pianek. – A wieczorem zrobimy sobie ognisko! – Dodał z podstępnym uśmiechem otwierając jedną ze słodkich paczek po czym wpakował sobie prawie całą zawartość piankowych słodyczy do buzi.

   – Jestem za. An przydałby się w końcu porządny odpoczynek. Znowu chciałaś iść dzisiaj na zwiad, prawda? W takim razie poproszę Seana by razem z Owenem sprawdzili szlak na wschodzie. – Oznajmił stanowczo mój Beta i pociągnął mnie za nadgarstek prosto do wyjścia z kuchni.

   – Mike zaczekaj... – Chciałam coś dodać ale tą walkę przegrałam. Chłopak nawet mnie nie słuchał i wiedziałam, że wynikało to z tego jak bardzo w ostatnim czasie się o mnie zamartwiał.

   W końcu czasem zdarzało mi się chodzić jak zjawa po korytarzach domu w środku nocy i mamrotać pod nosem o tym jak to nienawidziłam Arno i żeby Noah wreszcie nie nawiedzał mnie we śnie. Wszyscy chyba mieli już tego dość. Zresztą nie tylko oni.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz