Rozdział 2

226 21 0
                                    

  
   Wschodni skraj dzielił moje terytorium, a zaraz za nim znajdował się ciemny gąszcz. To właśnie tam kryły się wszystkie, pozbawione wszelkich praw wilki. Chociaż jedno było pewne - miejsce to nie należało do najpiękniejszych.

   Ciężkie oddechy mieszały się ze sobą, kiedy wraz z pozostałymi wilkami biegłam w kierunku skąd wrócił mój Beta.

   "Andrea, jesteś pewna, że to nie pułapka? Arno jest zdolny do wszystkiego". – Po mojej prawej stronie rozległ się głuchy warkot Seana.

   Brązowy wilk o niemal czarnych oczach dorównywał mi biegu, dzięki czemu czułam się o wiele pewniej.

   "Podstęp czy nie, on musi zapłacić za to, co uczynił naszej watasze". – Oznajmiłam, telepatycznie porozumiewając się z moim towarzyszem.

   Sean był ode mnie większy, ale jego sylwetka była smukła dzięki czemu mógł poruszać się po lesie praktycznie niezauważony. Dawniej mieliśmy świetny kontakt, a to dlatego, że chłopak należał do rangi Gammy. Dopiero kiedy objęłam stanowisko Luny, pozwoliłam mu na zajęcie miejsca w głównej straży. Wiedziałam, że on będzie idealny na to stanowisko i nie myliłam się.

   "Dopilnujemy, aby się nie wywinął". – Na stwierdzenie wilka, pozostali bez cienia wątpliwości przyznali Seanowi rację, dzięki czemu uśmiechnęłam się w duchu.

   Nie minął nawet kwadrans, a za sobą miałam już cały odcinek trasy, który przebyliśmy w miarę szybko i sprawnie.

   Rozglądałam się na wszystkie strony, dopóki przed moimi oczami nie wyrosła uporczywa ściana drzew. Wówczas, stając obok starego dębu przeklinałam samą siebie, że mogliśmy przecież wybrać inną trasę, zamiast głupio pchać się przez sam środek wąwozu.

   "Nie zdążymy". – Sarknęłam, uderzając jedną z przednich łap o ziemię.

   "Spokojnie. – Sean sprawnym krokiem wyminął mnie i przyjżał się zagrodzonej krzewami drodze. – Tay i Lea pójdą bokiem, dzięki czemu zyskamy wsparcie z obu stron. My musimy się przedżeć.

   Wilk spojrzał na mnie pewny swojego planu, na co kiwnęłam głową na zgodę. Doskonale wiedziałam, że w każdej sytuacji Sean był niezawodny i nie sprzeciwiałam się, kiedy mówił słusznie.

   Kiedy dwaj zmienni ze straży oddalili się na tyle, abyśmy mogli ruszyć dalej - ja, Sean oraz dwa pozostałe wilki ruszyliśmy w dalszą drogę przez sam środek spowitego ciemną nocą lasu.
  
   Dzięki wyostrzonym zmysłom bez problemu udało nam się wyjść na w miarę otwartą przestrzeń, co dało nam przewagę, ponieważ stamtąd mogłam spokojnie wytropić Sergea i Iana, czyli pomiot samego diabła.

   "Masz coś?" – Głos Donovana dotarł do mnie jak przez mgłę, ale prawy skrzydłowy zastąpił mi drogę, uważnie wypatrując czegokolwiek co pomogłoby nam dotrzeć do wygnańców.

   "Tak, kilometr stąd. Podążając dalej na wschód być może będziemy w stanie ich zatrzymać. Wydaje mi się bądź nie, ale zapach Michaela słabnie... niepokoi mnie to". – Zwróciłam uwagę Dona, który w oka mgnieniu podniósł na mnie swój czujny wzrok.

   Sean również obejrzał się w moim kierunku, a następnie przekazał coś wilczycy ze straży. Moja szczęka gwałtownie się poruszyła, po chwili dając jasny znak, że mamy ruszać.

   Gdy trójka moich towarzyszy ruszyła na przód, ja zostałam w tyle. A to wszystko dlatego, że w chwili, kiedy miałam oderwać smukłe łapy od ziemi, dotarł do mnie zapach kogoś obcego. Kogoś, kogo jeszcze nie miałam okazji ujrzeć, ale ten ktoś z pewnością obserwował mnie. Z zaniepokojeniem spojrzałam w kierunku ciemnego lasu, który dotrzymywał mi kroku podczas całej wędrówki. I pomimo, że bardzo chciałam wiedzieć, kto kryje się za ścianą krzewów, nikogo nie ujrzałam.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz