Rozdział 4

182 17 0
                                    


   "Noah. Noah!". – Krzyczałam w myślach, dając się wciągnąć w to całe bagno, jakim było postanowienie dogonienia go. Ale powiedziałam już "A", więc musiałam powiedzieć i "B".

   Wyraźnie czułam jego obecność w pobliżu, pomimo tego, że robiło się co raz ciemniej, nie chciałam pozwolić zniknąć mu z pola mojego widzenia.

   Moje łapy drgały, co chwila stykając się z chłodnym i nierównym podłożem. Oddech przyspieszał z każdą minioną sekundą, a mi co raz trudniej było złapać porządny chaust drogocennego powietrza. Czułam, że długo tak nie dam rady. Musiałam się zatrzymać.

   "Do cholery jasnej! Myślisz, że możesz od tak sobie tutaj przychodzić?! – Rozglądałam się we wszystkich możliwych kierunkach, ale go nie dostrzegłam. Mimo to, byłam pewna, że mnie słyszy. – Prześladujesz mnie po nocach i nie pozwalasz spokojnie spać! Kim ty jesteś do diaska, żeby ustawiać mnie jak pionka w grze według twoich porąbanych zasad?!

   My wilkołaki też mieliśmy pewne ograniczenia, kiedy on spokojnie przemieszczał się po lesie w swojej ludzkiej postaci, ja nie mogłam go złapać nawet w pierwotnym, wilczym wcieleniu. Długo nie mogłam trzymać przemiany, ponieważ kosztowało mnie to zbyt dużo energii. Przemieniłam się za jednym ze starszych drzew, gdzie w mgnieniu oka dopadłam swoich ciuchów.

   Zagryzając dolną wargę, aż do samej krwi, przemierzałam las w poszukiwaniu intruza. Widziałam go już w pierwotnej wersji i nie pomyliłam się co do tego, że ponownie zmienił się w wilczą bestię. Niedaleko przede mną przewinął się fragment ciemnego futra wilka. To dało mi pewność, że Noah ze mną pogrywał. Nie miałam wystarczająco dużo sił, aby się przemienić i wygonić go z mojego terenu. Ale po za tym, że chciałam za wszelką cenę to uczynić, jego poczynania zaczęły mnie intrygować. Tak jakby chciał, abym za nim podążała.

   Westchnęłam przeciągle, widząc, że zmrok nadchodził szybciej niż bym tego chciała. Zatrzymałam się w pobliżu polany i oparłam obie dłonie o kolana, oddychając z trudem. Bieg mnie zmęczył, a od rana byłam na nogach.

   Przymknęłam powieki i zacisnęłam obie dłonie w pięści. Cisza jaka nastała w lesie sprawiła, że dreszcze same przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa, a skóra na moich ramionach dostała gęsiej skórki. Stałam tak, aż do momentu, gdy mój czujny słuch nie wychwycił cichego chałasu w pobliżu. Nastał zmrok, ale dzięki wilczym zmysłom nie bałam się o to, że zgubię drogę. W końcu byłam u siebie.

   Gdy wreszcie otworzyłam oczy, przerażenie niemal odebrało mi mowę, a w sercu pojawiło się coś ciężkiego. Czy tak wyglądał strach?

   Wilk o futrze ciemnym niczym najczarniejsza noc, stał zaledwie kilka centymetrów ode mnie, przewyższając mnie znacznie. Niemalże stykaliśmy się klatkami piersiowymi, ale najbardziej przerażające było to, że nie usłyszałam tego, gdy się do mnie zbliżył.

   "Andrea... – Warknął gardłowo wilk, a ja wpatrywałam się w jego lśniące, błękitne oczy jak zamurowana. – Nie pogrywaj ze mną. To koniec gry. Wracaj do domu".

   Nagle cały dotychczasowy strach, który się mnie tak zawzięcie trzymał, opuścił moje ciało wraz z chwilą, gdy koniuszkami palców musnęłam futro wilka. Moje źrenice gwałtownie się rozszerzyły, gdy dotarło do mnie, że ja naprawdę miałam wielką ochotę wplątać w niego moje dłonie. Chciałam poczuć upragnione ciepło. I zrobiłabym to, bo wówczas nie potrafiłam myśleć racjonalnie, nie przy nim, nie w tamtej chwili. Jednak moje poczynania przerwał głos kogoś, kto zaraz później z impetem odepchnął mnie od ciała Noah.

   "Luno!".

   Jak długa upadłam na miękką trawę, w ostatniej chwili zapierając się dłońmi i tym samym amortyzując swój i tak bolesny upadek. Z szeroko otwartymi oczami spojrzałam na pustynnego wilka przede mną.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz