Rozdział 6

3 0 0
                                        

Evelin
Wybiegłam wprost na tego cholernego Jackobsena. No nie taki pech to tylko ja mogę mieć. W pierwszej chwili chyba nie ogarnął, że to ja na niego wbiegłam, ponieważ pogrążony był na słuchaniu muzyki płynącej z bezprzewodowych słuchawek, które perfidnie musiały wylecieć mu, gdy się ocknął z tego co się wydarzyło. Jakbym nie najadła się wstydu rano.
- Hej. Nic ci nie jest? - zapytał z nieśmiałym uśmiechem.
- Odczep się! - wrzasnęłam na niego, bo nie potrzebowałam, by akurat on widział mnie gdy nie panuję nad sobą.
- Ej, nic ci przecież nie zrobiłem, więc przestań się wydzierać jak stara krowa.
No nie tego mu nie podaruję. Nie pozwolę nikomu tak bezczelnie obrażać Evelin Frans. Uderzyłam go nogą w brzuch.
- Ty…
- No co ja? To ty zaczęłaś! - Teraz to i on był wkurzony.
- Ja? Chyba śnisz Jackobsen? Odwal się ode mnie!
- No proszę. Panna Frans wie jak się nazywam!
- Ty dupku! Przestań udawać, że się znamy.
- Ja udaję? To ty pierwsza krzyczysz na całą dzielnicę moje nazwisko.
Uznałam, że nie chce mi się marnować sił na takiego debila jak ten tutaj, więc odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę placu.
- Stój! Nie chciałem cię rozzłościć, ale… - odwróciłam się i on nagle zastygł- ...sam jestem tak rozdrażniony, że z chęcią sam bym komuś przywalił.
- Niby dlaczego? - Było coś interesującego w tym, że chce się przede mną otworzyć. - Dobra chodź do Sugara i w ramach przeprosin postawię ci kawę.
Wydał się zaskoczony taką propozycją, ale nie chciałam myśleć o tym co dzieje się w moim życiu. Może taka rozmowa, chociaż na chwilę pomoże mi zapomnieć o tym co powiedział Kevin. Przeszliśmy plac aby dotrzeć do mojej ulubionej kawiarni w mieście. Widziałam po nim, że sam nie dowierza, że tak szybko zrobiłam się dla niego miła. Nie wiedział jeszcze jak świetnie umiem dobierać maski.

- A więc dlaczego byłeś, jak ty to nazwałeś rozdrażniony? - zapytałam, gdy już usiedliśmy, a Tim dostał kawę. Wzięłam mu waniliową, ponieważ jej nienawidzę,( a to nie tylko moja opinia, że jest okropna), więc niech zna moją „dobroć”.
- Po co mam ci mówić, skoro zapewne nie chcesz tego słuchać? - z jednej strony miał rację, nie chce mi się go słuchać, ale z drugiej bardzo mnie to ciekawiło.
- Może chcę wiedzieć. Przecież codziennie chodzisz rozradowany.
- Czy ty aby mnie nie śledzisz, że tyle wiesz? - Szlag. Takiego obrotu pytania się nie spodziewałam.
- Niby czemu miałabym ciebie śledzić? Mówisz bardzo bezsensownie. - Teraz to jemu gały wyszły wierzchem.
- Moi rodzice… - pochylił się nad stołem i dokończył prawie niesłyszalnie- ...rozwodzą się, a mój brat wiedząc o tym nawet mi nic nie wspomniał.
O nie. Nie mam zamiaru nikogo pocieszać. Nigdy sobie dobrze nie radziłam, gdy ktoś płacze, albo jest smutny. Tego było już za wiele.
- Dobra. Wstawaj. Mam pomysł.
- Co? Jaki pomysł?
- Nie gadaj tylko chodź.
W rzeczywistości miałam tylko zarys, ale uznałam, że się uda.

letterlessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz