Rozdział XII

469 23 9
                                    


Jace od razu po telefonie Magnusa pojechał do jednego z klubów nocnych

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jace od razu po telefonie Magnusa pojechał do jednego z klubów nocnych. Zastukał w drzwi od magazynu. Nie był zbyt zadowolony z rozwoju sytuacji. Nie chciał też zbytnio się wtrącać w nieswoje sprawy. Jednak nie miał wyjścia. Magnus był jego najlepszym przyjacielem, który pomógł mu w ciężkich chwilach, dał prace, dlatego chciał być mu wierny. Miejsce, w którym się znajdował nie wiązało się dla niego ze zbyt dobrymi wspomnieniami, mimo, że nikt mu tu krzywdy nie zrobił, był tu wcześniej własnej woli.

- Kto tam?

- Jace...- Mruknął i wsunął dłonie w kieszenie kurtki. Na dworze było naprawdę zimno. Drzwi stanęły przed nim otworem.

- Nie wierzę, że pojawiłeś się tutaj...- Zaśmiał się napakowany mężczyzna stojąc przed nim.

- Mogę się widzieć z twoim szefem?

- Ależ proszę, jest w gabinecie, uważaj ma towarzystwo. - Ostrzegł go wpuszczając do środka.

Podążył długim korytarzem mijając nadzieje, że załatwi to wszystko szybko i bez zbędnych problemów. Zapukał do pokoju.

- Mówiłem żebyście mi nie przeszkadzali. - Usłyszał groźny głos zza drzwi. Przełknął głośno ślinę, a włoski zjeżyły mu się na karu. Otworzył powoli drzwi. Za biurkiem siedział mężczyzna po 40, dobrze zbudowany, a między jego nogami siedziała blond dziewczyna poruszając energicznie głową.

„Mogłem się tego spodziewać, dalej tak samo obrzydliwy." przeleciało Jace'owi przez myśl.

- Jace...- Uśmiechnął się odpychając od siebie z impetem dziewczynę, która wylądowała kawałek dalej. Zapiął rozporek wstając zza biurka. - Wiedziałem, że prędzej czy później wrócisz w me łaski.

- Nie wróciłem, mam interes. - Oparł się o ścianę zakładając ręce na piersi.

- Ty? Interes do mnie? Zamieniam się w słuch.- Jace spojrzał się na dziewczynę w kusej sukience z uniesionymi brwiami. - Wypierdalaj. - Mężczyzna rzucił w nią woreczkiem z białym proszkiem. Dziewczyna zebrała się i opuściła pomieszczenie. Starszy wskazał krzesło przed biurkiem. Blondyn niepewnie usiadł obserwując byłego szefa.

- Dalej można was wynająć? - Zapytał bez owijania w bawełnę.

- Można... - mruknął będąc zajęty wysypywaniem amfetaminy na biurko niż swoim rozmówcą. - Kreseczkę?

- Nie dziękuję...

- Kiedyś byś nie odmówił. No dobrze... kontynuuj.

- Mój przyjaciel potrzebuje ludzi do rozwalenia jakiejś chińskiej szajki. Oboje wiemy, że można liczyć na was. Jesteście sumienni.

- Ile?

- Pół miliona dolarów, może i więcej.

- Kiedy?

I Don't Wanna Let You Go cz.IIWhere stories live. Discover now