Siła, ona jest największa, najlepsza i najistotniejsza. Powieka, w brutalny sposób niszcząca wszystko, co żyjące. Mrugnięcie, dla nieba trwające chwilę. Oczyszczające wszystkie winy.
"Nowe Światło Dnia Durina"
to definitywnie bardzo dużo Thorina.
Ch...
Ta jaskinia, ech, ohydna. Że jeszcze musiałam do niej wejść. Te trolle miały straszny bałagan, a o zapachu to ja nawet wspominać nie będę. W pewnym momencie błysło mi coś po lewej stronie. Spojrzałam się na tą brudną ścianę jeszcze raz i zobaczyłam niebieski kamień. Wyciągnęłam rękę po niego...i wpadłam w ogromną stertę śmieci. Miałam już tego dość. Wytarabaniłam się stamtąd z moją zdobyczą w ręku. Otrzepałam siebie z resztek sama nie chciałam wiedzieć czego i oczyściłam delikatnie mój nowy sztylet, bo właśnie tym okazał się mój błękitny kamyczek. Dokładniej, był on końcówką rękojeści. Ostrze ukryte w pokrowcu, który w nienaruszonym stanie nadal chronił niestępiony nóż. Skała, na której się uczapliłam była dosyć szeroka, z czego skorzystał Thorin. W sumie wszyscy pachnieliśmy wyjątkowo uroczo, ale czułam się dziwnie, taka nieopanowana. -Ładne litery.-spojrzałam na miecz Thorina i od razu rzucił mi się w oczy napis na klindze -Jakie litery?-to on ich nie widzi Przejechałam placem po napisie, wyczuwając go dotykiem. -Tutaj są. Napis wygląda, jak..."Orcrist". -Ja tu nic nie widzę- przejechał palcem po tym samym miejscu, co ja chwilę wcześniej -gładkie i nienaruszone ostrze. Nikt nie miał czasu zadać dodatkowych pytań, gdy pośród krasnoludów wybuchło zamieszanie. Spowodowane było odgłosami zbliżającej się postaci. Zebrane w grupkę i bojowo nastawione krasnoludy ujrzały małego, szarego ktosia. Ktoś miał na sobie długą i brudną szatę, kapelusz i brązową laskę, dość podobną do tego badyla Gandalfa. Nie wspomnieć nie można o saniach niespodziewanego gościa-to były sanie z królikami. Wątpiłam, by nas chciał tymi królikami zaatakować. -Radagaście!-Gandalf wyciągnął ręce w geście powitania, a kompania się uspokoiła Jak się okazało, lekko świrnięty, ale przyjacielski czarodziej postanowił swoimi królikami z Rhosgobel odciągnąć uwagę orków polujących na krasnoludy. Ja się tam w ten plan nie wtrącałam, ale...no, mam sztylet już, jak coś. Choć lepiej, żeby króliki wygrały.
Spory kawałek biegu prawie mnie wykończył. Ostatecznie skończyliśmy w jakiejś jaskini, a Thorin przestał się odzywać, gdy zobaczył elficką strzałę. Szliśmy korytarzem z końcem nie wiadomo gdzie. Akurat byłam na końcu naszej wycieczki, zaraz za obrażoną księżniczką. -Się tak nie będziesz odzywał? -... -Obraziła się księżniczka?-drażniłam go, skutecznie Zatrzymał się gwałtownie i odwrócił. -Wyglądam jak księżniczka? -Tak. Przypominasz taką małą, złą, naburmuszoną księżniczkę.-nie mogłam powstrzymywać uśmiechu A on, odwrócił się i poszedł dalej. Noo, to się chyba i na mnie księżniczka obraziła. Trudno. W końcu wyszliśmy z tego tunelu. Teraz nasza księżniczka była wściekła. -To był twój cel! Nie będę prosił elfów o pomoc! -Tylko lord Elrond może odczytać mapę. Od samego początku kłótni, jej powód był jasny. Jasny i przepiękny, a dokładniej Rivendell. Poszliśmy tam prowadzeni przez Gandalfa. Thorin szedł na końcu, wściekły na czarodzieja. Potem, cały wstęp bojowo nastawionych krasnoludów skończył się zaproszeniem kompani na ucztę. Zmęczeni już wyprawą, chętnie na nią poszli. -Sama zielenina. -Ja mam to jeść? -No chociaż spróbuj. -Nie. Nie mają mięsa?
Oni byli niereformowalni. Jakby raz zjedli tą "samą zieleninę", nic by się im nie stało. Dowódca, już mniej zły, razem z Gandalfem, lordem Elrondem i innymi ważnymi osobistościami, omawiali coś przy stole na tarasie. Siedziałam zmęczona wpatrując się w ściany. Podobały mi się. Były subtelne i jednocześnie pobudzające. Przyciągały moją uwagę.
Wtedy do pomieszczenia wszedł ciemnowłosy elf. Był wyjątkowo umięśniony, jak na elfa, ale nadal wysoki. Ubrany w ciemny strój wojownika, szedł pewnym, niezbyt szybkim krokiem. Podszedł do naszego gospodarza i przekazał mu krótką informację. Miał już wyjść z pomieszczenia, gdy zatrzymał się i zauważył mój wzrok. Lekko speszona rzuciłam spojrzeniem w inną stronę, ale musiałam ponownie na niego spojrzeć, bo podszedł do mojego miejsca. Oparł jedną rękę na oparciu mojego krzesła, a drugą wyciągnął w stronę mojej dłoni.
-Pani, możemy porozmawiać?-miał niski, melodyjny głos -Um, tak.-podałam mu swoją dłoń i wstałam Byłam zaskoczona. Ale to w końcu ja się na niego gapiłam. -Pewnie mnie nie znasz, pani. Jestem Elrohir, syn Elronda. Ale ja również nie znam twojego imienia. -Cirietta, miło poznać. -Piękne imię. Nie znasz pewnie też powodu naszej rozmowy. Zaciekawiło mnie, co robisz pani, z grupą krasnoludów, kiedy sama nie wyglądasz jak jeden z nich. -Możesz mówić mi Cirie, jeżeli to dla ciebie nie problem. -delikatnie się do niego uśmiechnęłam-Pomagam odzyskać im to, co zabrano im siłą. Rozmawiałam nieco spięta, ale ten elf był przystojny i miałam mały wpływ na reakcje mojego ciała. Za to czasami nienawidziłam tej mojej skłonności do stresowania się podczas takich zwykłych rozmów. -Szlachetny cel. Widzę, że jesteś już zmęczona. Odprowadzę cię do twojej komnaty. -Cirietto, proszę podejdź.-i mi Gandalf popsuł romantyczny spacerek Ale co miałam innego zrobić. Podeszłam do stołu, kątem oka widząc czekającego Elrohira. -Mówiłaś wcześniej, że widziałaś litery na mieczu Thorina? -Tak, nadal tam widnieją. Przypominają jedno słowo, "Orcrist". -Na klindze jest wykute słowo w Czarnej Mowie. Niewidzialne dla oczu niespokrewnionych z orkami.-lord Elrond kierował te słowa delikatnie w moją stronę -Dziękujemy, możesz już odpocząć. Odchodząc rzuciłam szybkim spojrzeniem na naszą obrażoną księżniczkę. I nadal obrażona próbowała zabić wzrokiem Elrohira. Mam nadzieję się tej naszej małej-podkreślając słowo małej w pałacu elfów-gwieździe, nie uda zabić mojego nowego towarzysza, bo się wydaje dobrym materiałem na przyjaciela.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.