Rozdział 2

469 32 4
                                    

~Jin Ling~

Jin ling znów męczył się z koszmarem.
We śnie stał na dziedzińcu sekty Lan Gusu, dookoła niego szalał ogień i słyszał głos mówiący w kółko "to twoja wina!"
Chłopak zaczął uciekać, dotarł do klifu i nie wiedząc czemu, po prostu rzucił się do wody. Powoli opadał na dno spoglądając do góry, oślepiały go promienie słońca.
Młodzieniec przebudził się, obok niego leżał Sizhui. Na policzkach Linga pojawiły się lekkie rumieńce. Nieco zawstydzony i zażenowany naciągnął kołdrę i się pod nią schował, powoli przypominając sobie jak dotarł do Gusu.

~Lan Sizhui~

W międzyczasie, gdy Jin Ling leżał ukryty pod kołdrą zastanawiając się nad wydarzeniami w wcześniej, Lan Sizhui spał spokojnie z uśmiechem. Nie miał żadnego snu czy koszmaru, po prostu spał, jednakże nie pospał zbyt długo, ponieważ ktoś tuż obok niego wiercił się na wszystkie strony łóżka. Przebudzony młodzieniec podniósł się z nad łóżka, delikatnie przetarł dłońmi oczy i spojrzał na łóżko. Tam gdzie chłopiec w złotych szatach powinien być nieprzytomny, była osoba schowana głęboko pod pościelą. Adept wstał i siadnął na łóżku.
- Jin Ling, obudziłeś się?

Zapytał cicho chłopak przykładając usta do miejsca, gdzie prawdopodobnie powinna znajdować się głowa młodego Linga. Jednocześnie nim lekko potrząsał.

~Jin Ling~

-Sizhui...
Wyszeptał  spod kołdry młody panicz zanim wyłonił głowę stamtąd. Spojrzał w oczy rówieśnika, onieśmielony odsunął się trochę.
-Jesteś na mnie zły? Czujesz się już lepiej?

~Lan Sizhui~

Kiwnął lekko głową na ,,nie" z uśmiechnietą miną.
-Ani trochę nie jestem zły. Cieszę się, kiedy widzę, że jesteś cały i zdrowy. A jeśli chodzi o mój stan, to czuje się lepiej, gdy na chwilę się zdrzemnąłem.

Odpowiedział, lecz po tym uświadomił sobie, że dzieli jego twarz od Jin Linga kilka centymetrów. Zrobił się czerwony jak burak i automatycznie odsunął się od niego schodząc z łóżka. Poprawił nerwowo swoje ubranie.
-C-cóż, która jest godzina? To już pora na śniadanie? Jin Ling, jesteś głodny? Przyniosę Ci coś do jedzenia, poczekaj chwilę.

Odrzekł chłopak, wciąż mając do czerwoności za rumiane policzki.

~Jin Ling~

Zaraz po tym, jak Sizhui opuścił pokój Ling usiadł na łóżku i nie mógł uwierzyć w to, iż właśnie byli w łóżku sam na sam. Myśl o tym sprawiła ze chłopaka zalała fala ciepła. To dziwne uczucie, może jest chory. Pomyślał też z drugiej strony może to coś innego?
-Cholera, co jest ze mną nie tak?!

Wykrzyczał do siebie i położył się ponownie, zakrywając się cały kołdrą. Czekał, aż przyjaciel wróci z jedzeniem od czasu polowań nic nie jadł, a nie chciał też wychodzić zbytnio na zewnątrz. W łóżku Sizhui było mu wygodnie odurzał się zapachem kolegi i myślą, że byli przez chwile tak blisko siebie. Gdyby wuj Cheng to widział albo ktoś z Gusu być może źle by to odebrał, po czym zostali by obaj ukarani.

~Lan Sizhui~

Po paru minutach Sizhui wracał z przygotowanym wcześniej dla rannego Jin Linga śniadaniem. Wciąż miał w głowie ten moment, gdy był zaledwie centymetry od chłopaka. Miał wrażenie, że wewnątrz siebie ma jakąś bombę, która miała za moment wybuchnąć, tak aby mógł rozpaść się na kawałki. Jednak z tych myśli został wyrwany, gdy z naprzeciwka dostrzegł medyków, którzy przybyli zbadać rannego. Młodzieniec lekko uchylił się, okazując szacunek. Starsi mężczyźni poprosili, by wskazać miejsce, gdzie leży młody panicz, więc adept poprowadził ich do swojego pokoju.
Gdy byli tuż przed drzwiami, Sizhui zapukał do brązowych drzwi.
- Jin Ling, mogę wejść? Medycy przybyli Cię zbadać.

~Jin Ling~

Młody Ling gdy usłyszał pukanie do drzwi szybko usiadł na łóżku i poprawił włosy. Sizhui wrócił jednak z tego co usłyszał zza drzwi nie sam, a z lekarzami .
-Możecie wejść...

Młodzieniec nie wiedział, po co to zamieszanie przecież był chyba zdrowy. Medycy weszli do środka Jin nie bardzo chciał, by go badali jednak jeszcze Sizhui pomyśli, że jest tchórzem. Chłopak oddał się tym ich badaniom, podczas których chyba z trzy razy jego brzuszek upomniał się o jedzonko.

~Lan Sizhui~

Gdy Jin Ling odpowiedział na pytanie młodzieńca w białych szatach ten lekko otworzył drzwi i wpuścił do środka medyków, on też miał zamiar wejść, ale lekarze powiedzieli mu, żeby został na zewnątrz dopóki oni nie wyjdą. Zgodził się, ale po chwili wszedł do środka zostawiając tylko posiłek dla rannego chłopaka. Nawet nie spojrzał na niego, unikał całkowicie z nim kontakt wzrokowy. Wyszedł. Po nie całych 20 minutach lekarze wyszli.
-I jak z nim?- zapytał Sizhui.
Medycy powiedzieli mu, że z nim wszystko w porządku, tylko był odwodniony i zmęczony. Wystarczył by mu tylko sen i odpoczynek. Po tych słowach ucieszył się. Gdy medycy odeszli, młody Lan miał zamiar wejść, lecz zatrzymał się przed wejściem. Stał tam przez dłuższą chwilę głęboko myśląc.





💛Sweet Love ✨Ling & Sizhui💙Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz