Rodzial 5 część 2

230 23 0
                                    

~Lan Sizhui~

Po tym gdy chłopcy zatrzymali się tuż przed przepaścią, nie było innego wyjścia, by zacząć walczyć. Sizhui już miał wyjąć swój miecz, ale blokowała ta wstążka na nadgarstku. Niespodziewanie chłopak w żółtych szatach rozwiązał ją i oddał młodemu Lan.
-Cz-czekaj...co chcesz zrobić? -zapytał młody Lan, lecz młody panicz Jin nie odpowiedział i odwrócił się. Krzyknął.
Słowa, które wypowiedział naprawdę ucieszyły Sizhui. Pamiętał o obietnicy, która złożyli wcześniej z Gusu, jednakże też bardzo się o niego martwił i bał się. Pomyślał, że będzie walczyć lekkomyślnie lub coś podobnego. Jin Ling stanął przed Sizhui zasłaniając go własnym ciałem i zaczął strzelać z własnego złocistego łuku, ale po krótszej chwili, gdy się strzały skończyły, wyciągnął z pochwy swój miecz. Zanim miał rozpocząć walkę z dużą grupa trupów, niespodziewanie ziemia za nimi zaczęła się się usuwać i obaj spadli. Młodzieniec z klanu Jin uchronił Sizhui, jednak obaj stracili przytomność.
Gdy chłopiec w białych szatach był nieprzytomny miał sen. Był w pięknym ogrodzie pełnym różnorodnych kwiatów, które mogłyby utworzyć piękną tęczę, niebo było przejrzyste i bezchmurne, a wiatr powiewał jego długie czarne włosy. Po chwili ujrzał przed sobą pewną osobę. Jednakże nie widział jej wyraźnie, ponieważ zasłaniało światło, które świeciło bardzo mocno.
-Chodź, pomogę Ci.-rzekła ta osoba. Głos był bardzo znajomy, tylko nie pamiętał, kim była ta osoba. Podała rękę, a mody Lan ją chwycił.
Po chwili chłopak się wybudził. Poczuł coś  ciepłego na swoim czole, leżał na czymś miękkim, a na jego twarz kapała słona woda. Czuł niewyobrażalny ból głowy i potworny ból w prawej nodze. Otworzył delikatnie oczy. Gdy obraz przybrał barw i stał się wyraźniejszy, to tuż nad nim widział płaczącego Jin Linga, a on sam leżał na jego nogach. Podniósł rękę i otarł jego słone łzy dłonią. 

-Czemu płaczesz? Coś Cię boli? - zapytał Sizhui, lekko wzdychał ledwo pokazując uśmiech, jednak ból głowy, jak i nogi bardzo mu przeszkadzały.

~Jin Ling~

-Sizhui! To moja wina...wybacz...
Jin Ling kamień z serca spadł, gdy ujrzał jak Lan się przebudził. Cieszył się widząc jego uśmiech . Jak on mógł się uśmiechać, kiedy dopiero co otarli się o śmierć.
Cóż... lubił uśmiech przyjaciela, przynajmniej ten nie płakał jak on i  zachował zimną krew w takiej sytuacji.

-Wcale nie płacze...

Wybełkotał cicho zaprzeczając prawdzie. Zabrał rękę przyjaciela ze swojej twarzy. To było żenujące, iż przyłapał Jina na płaczu. Ling pociągnął nosem i przestał płakać. 

Weź się w garść powtarzał sobie w głowie i pomógł Sizhui usiąść. Oparł chłopca o bliskie drzewo i poprawił jego opaskę.

Uśmiechał się lekko do Sizhui i otrzepał delikatnie jego jasne ubranie z piachu.

-Jak się czujesz?

Zapytał zmartwiony o stan zdrowia przyjaciela, choć on sam nie wyglądał najlepiej.  Rozejrzał się dookoła, czy czasem gdzieś nie czają się trupy. Podczas ucieczki jego duchowy pies Wróżka gdzieś się zapodział. Martwił się o pupila, był mu bliski od szczenięcia. Oby miał się dobrze teraz najważniejszy było zająć się Sizhui. Odgarnął włosy z oczu uroczego Lan i spojrzał mu prosto oczy. Co się z nim działo, dlaczego mu tak mocno zależało na Sizhui? Mocniej niż kiedykolwiek...

~Lan Sizhui~

Sizhui wiedział, że Jin Ling łatwo się nie przyzna, że płakał i potrafił zaprzeczyć temu faktowi. Cieszył się, że nie był ranny, miał kilka lekkich zadrapań i poszarpane ubranie. Podparł młodego Lana o drzewo i zapytał się o jego stan, jednakże nie odpowiedział, bo młody chłopak z klanu Jin sprawdzał okolicę dla pewności, czy aby trupy się nie pojawią. Podszedł do Sizhui i poprawił jego włosy, które były w nieładzie. Po chwili spojrzeli sobie głęboko w oczy. Adept poczuł, jak jego serce szybko przyspiesza, a twarz przybiera pudrowo różowego koloru. Ten wzrok utrzymywał się przez parę długich sekund, otrząsnął się i wstał, mimo ogromnego bólu w nodze. Próbował to jak najbardziej ukryć.
-No dobrze, powinniśmy poszukać wyjścia. Chodźmy-powiedział młody Lan i zrobił jeden krok do przodu, jednakże po chwili poczuł, jakby coś mu się zbierało w gardle. Stanął i lekko się pochylił. Doszło to coś do ust i momentalnie wypluł krew. Nie miał siły, by stać na własnych nogach i upadł.


                                                                                     ~Jin Ling~
Po dłuższej chwili ich spojrzenia rozdzieliły sie.  Sizhui miał takie piękne oczy. Pomyślał przez chwilę rozmarzył się, ale szybko wrócił na ziemie. Lan próbował wstać bez pomocy i nawet mu się udało. Jednak ledwo zrobił krok, a dopadł go okropny ból. Ling widział jak chłopak cierpi, ale starał się to ukryć. W pewnym sensie rozumiał go. Nagle Sizhui pochylił się i zaczął kasłać własna krwią.   
Młodemu paniczowi serce skoczyło do gardła widzą jak cierpi. Dlaczego? Dlaczego to Lan musiał bardziej cierpieć, przecież był dobrym człowiekiem nie zasłużył na to. Jin pokręcił głową, to on powinien tak skończyć, jego powinna dopaść karma nie Sizhui.

- Ty nigdzie nie idziesz! Nie w tym stanie!

Ling chwycił za swą torbę mając nadzieje, iż zabrał flarę, mógłby powiadomić klan jednak nic z tego. Oparł Sizhui z powrotem o drzewo.
-Masz się nie przemęczać

Próbował przywołać Wróżkę po przez gwizdanie.

~Lan Sizhui~

Gdy Sizhui upadał z wycieńczenia i bólu, młody Jin złapał go i oparł ponownie o to samo drzewo. Chciał ponownie wstać, ale chłopak w żółtych szatach go powstrzymał. Powiedział że nigdzie nie pójdzie w takim stanie. Miał trochę w tym racji.
Chłopak trzeba w torbie po flarę, ale  okazało się, że nie miał ani jednej. Chłopiec o fioletowych oczach rozglądnął się za swoją torbą, ale nie było jej nigdzie, a w niej miał kilka flar.
-Jin Ling, w ...mojej...torbie...jest flara,... ale ona... chyba została...echhh...gdzieś...na górze- Powiedział młodzieniec w białych szatach ledwo łapiąc oddech. Naprawdę ciężko mu się oddychało. Ból w każdą sekundę stawał się coraz mocniejszy. Jednakże pomyślał, że zamiast szukania torby, która mogłaby zająć zbyt dużo czasu, Jin Ling mógłby poszukać kogoś, kto mógłby im pomóc obu, ale musiałby adepta zostawić samego.
-P...proszę... zostaw mnie i idź poszukać pomoc, na pewno ktoś się znajdzie. Idź proszę.-rzekł.

💛Sweet Love ✨Ling & Sizhui💙Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz