Rodział 6 czesc 3

201 22 1
                                    

~Nie HuaiSang~

Wyglądał jak cień osoby, którą był ten jednak wizerunek znacznie bardziej pasował do obrazu nieudacznika za jakiego go powszechnie uważano. Chyba nikt nie spodziewałby się spotkać lidera sekty w takim stanie bo było to normalnie niemal niemożliwe. Huaisang był jednak inny niż przywódcy pozostałych sekt – szczególnie tych większych. Nie walczył, choć broń posiadał ale nigdy jej ze sobą jednak nie nosił. I w tym wypadku było podobnie. Kto wie czy mając ją przy sobie kiedykolwiek by jej użył do obrony czy ataku czy też nie? Nie wiadome tym samym był jego umiejętności bitewne, o ile one w ogóle istniały...

Gdy młodzieniec uspokoił psa Nie w końcu przestał łkać, jednak nadal się trząsł jednak raczej bardziej ze zmęczenia lub zimna niż tylko ze strachu. W końcu dobrych kilka godzin o ile nie więcej był na nogach i plątał się przerażony po lesie co na jego wytrzymałość było naprawdę zbyt wiele.

Gdy tylko dotarło do niego iż ten pochodzi z sekty Lan podświadomie odetchnął z ulgą. Na pewno miał go za bardziej godnego zaufania aniżeli chłopaka z sekty Jin. Jednak gdy tylko to się stało zamiast się uspokoić i powiedzieć młodzieńcowi cokolwiek zachwiał się nagle nawet nie zdążając nawet wstać z kolan i osunął ponownie na poszycie nagle tracąc przytomność.

~Lan Sizhui~ 

 Chłopak przez dłuższą chwilę czekał na odpowiedź na pytanie, które zadał wcześniej i wciąż wpatrywał się w jego przerażone ciało. Trwało to dosłownie chwilę, jednakże zamiast odpowiedzi mężczyzna zemdlał na jego oczach. Zaskoczony sytuacją podszedł do upadłego i potrzasnął kilka razy. - Liderze Sekty Nie! Liderze Sekty Nie, słyszysz mnie!? - krzyczał młodzieniec, ale cisza. Sprawdził jego przepływ energii duchowej i doszedł do wniosku, że zemdlał ze zmęczenia i ogromnego szoku jakiego musiał doznać całkiem nie dawno. Cóż można powiedzieć, możliwe, że nawet chwilę temu przez Wróżkę. Sizhui westchnął i zabrał nieprzytomnego Nie do miejsca w którym sam przez noc przebywał. Gdy położył mężczyznę, przyjrzał mu się jeszcze raz, a w jego rękawie znalazł pióro do pisania. Po małej chwili wpadł na pomysł, tylko musiał sprawdzić czy przy sobie miał tą rzecz. I znalazł. Dwa talizmany papierowe, które miały odstraszyć podrzędne duchy. Ucieszył się bardzo z tego powodu, ale też wątpił, czy ten pomysł zadziała, ponieważ był już podpisany i oznaczony. 

~Cóż trzeba spróbować~ pomyślał Sizhui i zaczął tym piórem nadpisywać odpowiednie znaki.

~Wei Wuxian~

Tak oto wyruszył z Lan Zhanem w wyprawę. Oczywiście ponownie przemyślał, czy zostanie z tym Lanem jest bezpieczne i czy się nie wyda. Raz próbował mu uciec, ale został złapany, więc postanowił czekać na lepszą okazję. Westchnął cicho, gdy dotarli do gospody.

- Nareszcie. Padam z nóg - kłamstwoooo to było. Większość czasu jechał na ośle.

Przeciągnął się jeszcze po czym jego Jabłuszko zabrał jeden ze służących gospody do małej stajni. Rozejrzał się jeszcze dookoła. Stwierdził, że mógłby uciec, kiedy WangJi będzie spał. W końcu nie złamie zasady zasypiania o 21 i wstawania o 5, prawda? W oczy rzucił mu się oddalony błysk na niebie. Przypominał błękitny okrąg, a w nim plamy, a wszystko było jakby z płomieni. Trochę jak flary.

- HanGuang-Jun to wasze flary? Co ktoś z Gusu Lan robiłby w Qinghe?

Nie mogli na razie wiedzieć, kto wysłał sygnał, ale są one wysyłane tylko, kiedy potrzebna jest pomoc. Najwyraźniej ktoś nie miał flary i stworzył coś takiego. Spojrzał krótko na WangJi. Jedną z zasad ich klanu jest pomoc, kiedy jej potrzeba, więc na pewno nie mogli tego tak zostawić.

- Co jak co, ale coś czuję, że w najbliższym czasie czeka nas sporo podobnych sytuacji...

Tak oto wraz ze swoim towarzyszem zaczęli zmierzać w tamtym kierunku. Na mieczu, pieszo, byle by jak najszybciej. Musieli się dowiedzieć jaka jest sytuacja. Kiedy byli już w pobliżu, poprosił Lan Zhana, by doszli pieszo.

Tak w razie jakiś przeciwników mogli ich zaskoczyć, a nie wlatywać im z nieba. Jednak nie dojrzał nigdzie nikogo takiego. Było pusto i cicho. Może nawet za cicho. W pobliżu na pewno szlajały się trupy, co można było wywnioskować po unoszącym się w powietrzu odorze. Zdziwił się nie widząc jak na razie nawet nikogo z sekty Lan. Przeszli jeszcze kawałek i znaleźli drobną jaskinię, z której mienił się kawałek jasnej szaty. Szybko tam podszedł i znalazł tam ich adepta i o dziwo Nie HuaiSanga, który nie wydawał się zbyt przytomny. Nieco go zszokował stan młodzieńca.

- Sizhui? Co się stało? Gdzie jest Jin Ling?

Iiiii tutaj wyskoczyła do niego wróżka, która uznała go chyba za wroga. Przerażony szybko się cofnął i schował za HanGuang-Junem.

- CO TUTAJ ROBI TEN PIES?!

Kurczowo się chował za swoim towarzyszem przerażony, istnie przytulając mu się do pleców.

~Lan Sizhui~

Kiedy Sizhui udało się stworzyć magiczną flarę z talizmanu od razu wyszedł przed wejście do jaskini. Wyciągnął rękę ku górze i wypuścił flarę. Była taka piękna. Cieszył się, że się udało za pierwszym razem, choć obawiał się, że będzie niewypałem.

Po chwili oparł się o ścianę jaskini, ponieważ znów poczuł się źle. Wyglądało na to, że jego energia duchowa osiągnęła swoje granice na tyle, że nie mógł ustać o własnych siłach. Cóż dodatkowo jego stan fizyczny też nie był w najlepszym stanie. Wszedł prawie do środka jaskini, gdzie znajdował się Lider sekty Nie oraz Wróżka i czekał aż ktoś przybędzie na ratunek.

Z każdą kolejną minutą jego stan był coraz gorszy.

Po kilkunastu lub kilkudziesięciu minutach ujrzał przed sobą podbiegające dwie osoby. To był Młody Panicz Mo, a raczej Wei Wuxian w jego ciele oraz Drugi Jadeit Lan WangJi.

Bardzo, ale to bardzo się ucieszył i poczuł ogromną ulgę, że w ogóle przybyła pomoc, ale nie pomyślał, że sam Mistrz przybędzie go uratować.

Będąc już prawie na krańcu wytrzymałości wypowiedział ostatnie słowa...

-Jin...Ling, trupy...walka...

Po chwili zemdlał padając obok mężczyzny z klanu Nie.

💛Sweet Love ✨Ling & Sizhui💙Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz