Ceren wzięła głęboki oddech i wycelowała oskarżycielsko palec w Nedima, niemo wskazując, że to wszystko jego wina, zanim ruszyła do drzwi, żeby otworzyć nieproszonym gościom. Stając twarzą w twarz z siostrą i Cenkiem, musiała wziąć kolejny uspokajający oddech,zanim odważyła się wycisnąć kod na alarmie i przekręcić klucz. Cemre wyglądała jakby była w szoku, gdy zobaczyła ją po drugiej stronie szyby, zresztą Cenk też nie prezentował się jak obraz opanowania. Przez chwilę Ceren żałowała, że nie ma aparatu, żeby uwiecznić ich miny, ale później przypomniała sobie, że wcale nie miała ochoty na to spotkanie i cały humor z niej uleciał.
- Ooo, zlot rodzinny, nie spodziewałam się... - Z głębi domu dało się słyszeć parsknięcie śmiechem ze strony Nedima. Ceren poczuła się niemal dumna z tego, że ktoś chwyta jej suchy humor. Zanim jednak udało jej się wypowiedzieć kolejnie słowo, utonęła w objęciach Cemre, która z płaczem rzuciła jej się na szyję. Ceren odwzajemniła uścisk z zaciśniętym gardłem, za wszelką cenę unikając wzroku Cenka. Niezręcznym ruchem przesunęła dłonią po plecach siotry starając się ją uspokoić, ale zdawała sobie sprawę z tego, że gdy Cemre uderza w płacz, to uspokojenie jej jest równie trudne jak uspokajanie jej córki. - Hej, spokojnie, wybacz ten sarkazm, nie chciałam, żebyś od razu wpadła w histerię - mruknęła Ceren wciągając siostrę głębiej do pomieszczenia, jednocześnie zapraszając Cenka do środka gestem dłoni. Kątem oka widziała jak mężczyzna wchodzi do domu naraz dominując całą przestrzeń. Ceren poczuła nieodpartą chęć przewrócenia oczami, ale zamiast tego odgoniła go w stronę salonu, w którym wciąż przebywał Nedim. Nie chciała nawet wiedzieć jak potoczy się ich rozmowa, ale ona za wszelką cenę musiała przekazać swoją wersję Cemre, zanim ten kretyn powie coś głupiego.
- Cemre, hej, Cemre, spójrz na mnie - Ceren oderwała głowę siostry od swojego ramienia i objęła jej twarz dłońmi, zmuszając ją do spojrzenia jej w oczy. - Musisz się opanować, bo obudzisz króliczka, a wtedy zmuszę Cię, żebyś ją uspokajała - Cemre zaśmiała się przez łzy, ale skinęła głową próbując się opanować. - Nie bądź zła na Nedima, przyjechał mnie odnaleźć, bo byłaś bardzo smutna... - Brawo Ceren, kłamstwo roku, pomyślała mentalnie poklepując się po plecach.
- Nie jestem zła, jestem bardzo szczęśliwa - powiedziała Cemre obejmując palcami dłonie Ceren, które wciąż spoczywały na jej policzkach. - Co robiłaś? Jak, dlaczego? Dlaczego tutaj, w samym środku niczego? - Ceren przesunęła dłonie na ramiona Cemre i skierowała ją w kierunku jednego z foteli, by samej przysiąść na krawędzi stojącego obok stolika. Przez chwilę zastanowiła się, czy bezpiecznie jest pozostawić Sanem z dwojgiem pokłóconych się ze sobą mężczyzn, ale podejrzewała, że przy najmniejszym kwileniu ze strony dziecka, po prostu ją zawołają nie mogąc sobie poradzić z presją.
- Cemre, wiem, że was zawiodłam - Ceren powstrzymała przewidywany potok słów stanowczym ruchem ręki. - Ale widać, to właśnie musiało się wydarzyć, żebym dorosła. Tak więc po kolei. Co robiłam, hmmm. Uciekłam ze szpitala, na parkingu wsiadłam do samochodu jedynej osoby, która odwróciła się na moje wezwanie o pomoc. A potem za niego wyszłam - Ceren zagryzła wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem na widok zszokowanej miny siostry, po czym zaczęła opowiadać dalej. Opowiedziała o tym, że Efrain traktował ją jak córkę, której nigdy nie miał. Opowiedziała o terapii, na którą poszła nie mogąc poradzić sobie z własnymi emocjami. O osiemnastogodzinnym porodzie Sanem, podczas którego przeklinała wszystkich mężczyzn na świecie, nie tylko tego, który jej to zrobił. O chorobie Efraina, aż, ocierając łzy, doszła do jego śmierci.
- Przykro mi z powodu twojej straty - powiedziała Cemre, w końcu dochodząc do siebie po wszystkich rewelacjach przekazanych przez siostrę. Ceren skinęła głową i uśmiechnęła się słabo. - A więc, terapia? - Cemre patrzyła na nią jakby za chwilę miała się rozpaść i tylko siła determinacji trzymała ją w całości.
- Efrain zasugerował terapię, gdy podczas jednego z obiadów, bez wyraźnego powodu, wybuchnęłam płaczem i przepłakałam całe popołudnie. Początkowo nie chciałam o tym słyszeć, ale pewnego dnia poczułam ruchy dziecka i stwierdziłam, że sama nie wiem co czuję. Z jednej strony chciałam się uśmiechnąć, ale z drugiej płakać i nie wiedziałam co z tym zrobić, więc trwałam w zawieszeniu. Kilka terapii pozwoliło mi odblokować tę tamę - Ceren nie zamierzała dzielić się tym, co tak naprawdę działo się podczas tych kilku sesji, kiedy to zrozumiała, że nie widziała co czuje, ponieważ jej emocje nigdy nie miały nazwy. Nikt nigdy nie nauczył ją jak rozpoznawać uczucia i jak sobie z nimi radzić, że wszystkie jej reakcje, nieważne jak silne i od czego zależne, były przez jej rodzinę wyciszane i spychane na dalszy plan. Tak jak cała jej osoba, która wciąż uciszana i spychana na dalszy plan, przez co starała się o uwagę jeszcze bardziej, aż pewnego dnia o mało nie doprowadziła do tragedii. Cemre nie potrzebowała tego ciężaru, a ona nie zamierzała jej tym obarczać. Cemre przytaknęła łapiąc ją ponowne za dłonie.
- Małżeństwo? Skoro tylko Ci pomógł i traktował jak córkę... - Ceren skinęła głową spodziewając się tego pytania.
- Chodziło o nazwisko. Nie chciałam, żebyście mnie znaleźli, wybacz, ale to prawda. Nie mogłam poradzić sobie sama ze sobą, a co dopiero z oczekiwaniami wszystkich wokół. Efrain zaproponował nieformalną adopcję - ja przyjęłabym jego nazwisko, ale prawnik stwierdził, że w sytuacji, w której się znaleźliśmy - to jest jego choroba i to, że chciał zostawić mi dom po śmierci, lepszym wyjściem od strony prawnej będzie małżeństwo. Żaden sąd ani urząd skarbowy nie obarczy mnie dodatkowymi kosztami, jeśli będę stanowić najbliższą rodzinę. Poza tym, dzięki temu zabiegowi Sanem nie urodziła się jako dziecko pozamałżeńskie. Wszyscy wygrywają - Efrain zrobił to, co chciał, czyli zapewnił nam przyszłość, a Sanem i ja zyskałyśmy nazwisko wartościowego mężczyzny.
- A teraz ostatnie pytanie: kto jest ojcem Sanem? - Ceren zignorowała dźwięk spadającego metalu po drugiej stronie drzwi prowadzących do salonu. Od jakiego czasu podejrzewała, że Cenk i Nedim podsłuchują pod drzwiami, ale nie wyglądało na to, żeby Cemre zauważyła coś niepokojącego.
- Cemre, musisz wiedzieć, że moje błędy to nie twój problem. Zakochałam się w niewłaściwym człowieku, który mnie wykorzystał, ale mam wrażenie, że ja wykorzystałam też jego. Więc to nie jest w pełni jego wina. Tak bardzo chciałam, żeby coś z tego było, że nie zwracałam uwagi na znaki ostrzegawcze, aż w końcu zapętliłam się tak bardzo, że nie widziałam co jest prawdą. W każdym razie, ten mężczyzna wie, że jest ojcem, bo mu powiedziałam. Jednak to czy jestem tu czy gdziekolwiek indziej nie ma dla niego żadnego znaczenia... - ...ponieważ woli robić cokolwiek innego, byle z tobą, a nie ze mną, pomyślała Ceren bez żalu, który odczuwałaby kiedyś. - Znasz już resztę.
- Czy to ktoś, kogo znam? - Zapytała jeszcze Cemre zaciskając dłonie na jej palcach.
- Siostro, ja praktycznie go nie znam - powiedziała Ceren wymigując się od odpowiedzi, ale Cemre wyglądała, jakby była w stanie przyjąć cokolwiek. - Chodź, na pewno jesteście zmarznięci, powinniście coś zjeść. Dzisiaj i tak już pewnie nigdzie nie pojedziecie, zapowiada się burza - stwierdziła Ceren ciągnąc Cemre za sobą w głąb domu, mimo że wcale nie miała ochoty na nocowanie nieproszonych gości i manewrowanie między kłamstwami przez całą noc. Miała tylko nadzieję, że jutro wraz ze słońcem wstanie nowy dzień, a ich wizyta pozostanie wspomnieniem.
Skoro już zaczęłam, to nie mogę przestać - wnętrze werandy
CZYTASZ
Ruchome piaski
Short StoryPo ataku na Cenka, Ceren przeżywa coś na kształt śmierci klinicznej. Obserwując walkę lekarzy o życie jej i jej dziecka, postanawia, że jeśli uda jej się przeżyć, zostawi wszystko i zacznie nowe życie. I udaje jej się. Po wybudzeniu ze śpiączki, w ś...