Cenk nie miał pojęcia gdzie podziać oczy, co zrobić z rękami, ani w ogóle jak się zachować, gdy przekroczył próg pokoju, do którego skierowała go Ceren. Nie potrafił się nawet skupić na Nedimie, gdy jego wzrok padł na podwieszoną na sznurach kołyskę umiejscowioną w samym centrum pomieszczenia.
- Ma na imię Sanem. Nie to, żeby Cię to interesowało, prawda? - Stwierdził Nedim z cynicznym uśmiechem na ustach podchodząc do kołyski i wprawiając ją w ruch. Cenk dostrzegł ruch kocyka, jakby dziecko umieszczone w kołysce się poruszyło. - Ceren nazywa ją Króliczkiem. Jestem tu od godziny, a usłyszałem to chyba z dziesięć razy... - Gdyby Cenk byłby w stanie skupić się na tonie głosu Nedima, zamiast na samej treści, wychwyciłby ukryty w jego głosie jad, jednak na razie interesowało go jedynie to, czego mógł się dowiedzieć o swojej córce. Podejście do łóżeczka wydawało się najbardziej naturalną rzeczą na świecie, ale widząc przykryte kocykiem w różowe słonie maleństwo, nie odważył się na nic więcej.
- Jest taka mała - Cenk niemal usłyszał, jak Nedim przewraca oczami, ale nie miał czasu się tym przejąć, usiłując wchłonąć jak najwięcej detali z widoku, który prezentował jej się przed oczami. Dziecko zasapało przez sen wypluwając smoczek, który Cenk natychmiast poprawił, obawiając się, że jakakolwiek zmiana może wyrwać dziecko ze spokojnego snu. - Sanem? Dlaczego króliczek?
- A skąd mam wiedzieć? Zapytaj jej matki - odburknął Nedim starając się nie patrzeć w stronę dziewczynki. - Z tego co wiem, to imię oznacza "doskonałość", co jest raczej logicznym wyborem dla kogoś takiego jak Ceren. Chyba lubi ładne, idealne rzeczy - między innym ciebie, pozostawało w domyśle, ale Cenk wiedział, że dla Nedima nie miało to pozytywnego wydźwięku. Chwilowo jednak humory kuzyna były mu obojętne, mógł zobaczyć i dotknąć swojej córki, która rzeczywiście była doskonała. Cenk ponownie wyciągnął rękę, żeby dotknąć wierzchem dłoni policzka dziecka, gdzie powitała go aksamitna gładkość. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego, takiej więzi z drugą istotą. Być może jednak popełnił błąd, rezygnując z tego, przegapił wszystko po drodze. Pierwszy oddech, płacz i spojrzenie, a nawet wcześniej - pierwsze uderzenie serca podczas usg, ruchy dziecka, gdy jeszcze była w ciele matki. Musiał przekonać Ceren, że nie jest kompletnie bezużyteczny, że może brać udział w życiu swojego dziecka. Chciał móc ją widywać.
- Yhym, to wszystko jest urocze i w ogóle, ale nie chcesz wiedzieć o czym rozmawia twoja żona i matka twojego dziecka? - Zapytał ironicznie Nedim przyciszonym tonem, sprawiając Cenk drgnął jakby poraził go prąd. Mężczyzna obrócił się w stronę drzwi wejściowych, przy których stał jego kuzyn, gdzie Nedim, wyraźnie nie przejmując się konwenansami, podsłuchiwał pod drzwiami. - Twoje życie jest strasznie popieprzone - mruknął Nedim tym irytującym tonem. Cenk westchnął i podszedł do drzwi, żeby stanąć naprzeciw Nedima i sam zaczął wsłuchiwać się opowieść Ceren. - Wprowadzając Cię w temat a) Ceren powiedziała Cemre, że uciekła i wyszła za faceta, który jej pomógł. Faceta w wieku jej ojca, który tak też się zachowywał, a ich małżeństwo było tylko na papierze - Nedim uniósł brwi widząc irytację na twarzy Cenka, gdy powiedział mu o małżeństwie Ceren. - B) dalej mówiła, że chodzi na terapię, żeby ogarnąć swoje życie. Nie ma za co. A teraz ciii... - Cenk nie miał pojęcia jak ten sam facet, który jeszcze pół roku temu nie był w stanie wydusić z siebie słowa, teraz wyrzucał je z siebie z szybkością i siłą karabiny maszynowego. Co takiego stało się w ośrodku, który przywrócił mu władzę w nogach, że stał się taki złośliwy. Mógł zrozumieć jego zazdrość, nawet nienawiść w temacie Cemre, ale nie sądził, żeby chodziło tylko o to. Na samą myśl o tym, że mógł sobie przypomnieć wydarzenia z dzieciństwa, oblewał się zimnym potem, jednak jak dotąd Nedim nie dawał po sobie poznać, że to było przyczyną jego zachowania. Po prostu był wiecznie wkurzony, a ilekroć Cenk na niego spojrzał, widział tylko urazę i zazdrość. Czasami miał tak dość tego spojrzenia, że miał ochotę mu powiedzieć: "Cemre wcale mnie nie chcę, weź ją sobie i daj mi spokój", ale wątpił, żeby odniosło to pożądany skutek. Poza tym wciąż nie był gotowy przyznać nawet przed sobą, że życie z Cemre nie przypominało bajki, którą sobie wymarzył. Z zamyślenia wyrwało go pytanie Cemre o ojca dziecka, które zmroziło mu krew w żyłach. Cenk cofnął się o krok i potykając się w własne nogi, strącił stojący na komodzie metalowy talerz, na którym wcześniej ułożona była jakaś kompozycja ze świeczek i suszonych kwiatów. Nedim pokręcił głową zżymając się w duchu.
- Przecież i tak wiemy kto to, więc co za różnica... Tak, rozwal cały dom, bo nie umiesz się ogarnąć - mruknął Nedim pod nosem nasłuchując dalej, Cenk zauważył jednak, że odpowiedź go nie usatysfakcjonowała, więc ponownie przyłożył ucho do ściany -...bardzo chciałam, żeby coś z tego było, że nie zwracałam uwagi na znaki ostrzegawcze, aż w końcu zapętliłam się tak bardzo, że nie widziałam co jest prawdą. W każdym razie, ten mężczyzna wie, że jest ojcem, bo mu powiedziałam. Jednak to czy jestem tu czy gdziekolwiek indziej nie ma dla niego żadnego znaczenia...- Cenk nie wiedział, czy powinien odetchnąć z ulgą, czy się wkurzyć. Ostatecznie nie dał Ceren żadnego powodu, by wierzyła, że jej obecność lub jej brak jest dla niego istotna, tak samo jak nie dał jej odczuć, że dziecko stanowi dla niego jakąkolwiek wartość. Dopiero od niedawna zrozumiał, że jego zachowanie nie było godne miana mężczyzny i że powinien choćby spróbować nawiązać kontakt z Ceren po jej ucieczce. Obecnie dziewczynka w kołysce była dla niego tak samo obcym dzieckiem, jak każde inne mijane na ulicy. Nosiła inne nazwisko, w akcie urodzenia wpisane było imię innego mężczyzny, a on? Był jedynie dawcą genów stanowiących połowę jej DNA. - Czy to ktoś, kogo znam?... Siostro, ja praktycznie go nie znam...Chodź, na pewno jesteście zmarznięci... - Zarówno Cenk, jak i Nedim odskoczyli od drzwi jak oparzeni, by po chwili znaleźć po przeciwległych krawędziach stolika kawowego stojącego na środku salonu. Cenk zajął miejsce bliżej kołyski i dostrzegł parę zielonych oczu wpatrujących się z niego znad smoczka. Dziecko leżało cichutko jak mysz pod miotłą i wpatrywało się w niego nieprzerwanie. Cholera i jak on teraz miał udawać, że nic go z nią nie łączy, gdy wpatrywały się niego jego własne tęczówki.
***
Wiem, że miesięczne dzieci mogą jeszcze nie mieć określonego w genotypie koloru oczu, bo zazwyczaj rodzą się z niebieskimi, ale na potrzeby historii przyjmijmy, że Sanem jest wyjątkowa. Jak również to, że Ozan Dolunay ma zielone oczy, choć mnie na niektórych zdjęciach wydają się bardziej piwne niż zielone, ale to może być kwestia oświetlenia.
Kołyska Sanem w salonie, druga jest w sypialni Ceren, a trzecia na werandzie, ale pewnie dodam je w innych odcinkach :)
CZYTASZ
Ruchome piaski
Short StoryPo ataku na Cenka, Ceren przeżywa coś na kształt śmierci klinicznej. Obserwując walkę lekarzy o życie jej i jej dziecka, postanawia, że jeśli uda jej się przeżyć, zostawi wszystko i zacznie nowe życie. I udaje jej się. Po wybudzeniu ze śpiączki, w ś...