14

92 5 4
                                    

Czy jest jeszcze coś, co mogłoby dziś...?
Na czas zawrócić nas? Zmienić zdarzeń bieg?
Gdy rozpędzeni gnamy wbrew przestrogom?
A jeśli dzieli nas od przepaści krok?
Chcę tylko czuć, że Cię mam przy sobie...

Cenk cieszył się, że zignorował brak odpowiedzi na jego pukanie i wszedł do sypialni Ceren, bo widok, który zastał zmroził mu krew w żyłach. Ceren siedziała na łóżku z skrzyżowanymi nogami i trzęsła się jak osika niewidzącym wzrokiem wpatrując się w ścianę. Jednocześnie kiwała się w przód i w tył, jakby jej ciało automatycznie reagowało chęcią uspokojenia coraz bardziej marudnej Sanem, którą wciąż przytulała do piersi.

- Ceren - zaczął mówić spokojnie, powoli podchodząc do łóżka, w razie gdyby chciała go powstrzymać, jednak dziewczyna nawet nie zareagowała. - Hej, spójrz na mnie - Ceren przeniosła spojrzenie ze ściany na jego twarz, ale pustka w jej oczach przeraziła go jeszcze bardziej niż jej wcześniejsze automatyczne ruchy. - Wszystko będzie dobrze, ok? Wszystko będzie dobrze... - Cenk sam nie wiedział co robi, ale miał wrażenie, że z transu, w który zapadła Ceren, najlepiej będzie wyprowadzać ją powoli, jak lunatyka. Dlatego też nie wykonując nerwowych ruchów, Cenk przyklęknął na łóżku i powoli przemieścił się, tak by móc objąć ja od tyłu. Połowicznie po to, że gdyby nagle popadła w histerię lub a jakikolwiek inny sposób gwałtownie zmienił się jej stan, mógł złapać Sanem, gdyby Ceren niechcący wypuściła ją z rąk. Druga połowa, bardziej egoistyczna, podpowiadała mu, że w ten sposób daje sobie możliwość bycia jej jedynym oparciem, co w jakiś sposób zbliży ich do siebie.

- Pięć minut temu... Było w porządku... Między mną a Cemre. Po prostu ok - odezwała się nagle Ceren, jakby wybudzając się ze snu i wbrew jego oczekiwaniom, zamiast opuścić dziecko na łóżko, jeszcze bardziej przytuliła je do siebie. - A ja znowu wszystko popsułam... - dodała głosem, który dobiegał jakby z oddali, na co Cenk zareagował chęcią zatrzymania jej przy sobie. Nie wiedział dokąd Ceren odpłynęła myślami, ale miał przeczucie, że nie było to przyjemne miejsce. Musiał sprowadzić ją z powrotem. Dlatego też, delikatnie, żeby jej nie przestraszyć, położył obie dłonie na jej przedramionach i przyciągnął ją do siebie, żeby mogła oprzeć się plecami o jego klatkę piersiową. Nie wiedzieć czemu, poczuł się, jakby właśnie otrzymał prezent. Trzymał w ramionach dwie bardzo ważne dla niego istoty i choć nie miał pojęcia, kiedy stały się dla niego takie cenne, miał przeczucie, że właśnie przeżywa najważniejszą chwilę swojego życia i nie może tego zepsuć.

- To nie twoja wina, nie twoja, jasne? - Cenk przełożył jedną rękę wokół ramion Ceren, przesuwając ją mocniej ku sobie, jednak bał się zmienić położenie drugiej dłoni ze względu na to, że nie był pewien, gdzie dokładnie znajduje się rana, która wywołała wcześniejszą kłótnię. Ceren bezwolnie zapadła się w niego, a Sanem nagle przestała płakać, jakby nastrój matki oddziaływał też na nią. - Twoja siostra się martwi o Ciebie -  powiedział Cenk, starając się gorączkowo znaleźć słowa, które miałyby siłę wyciągnąć Ceren z otchłani, w której się znalazła. - Boi się o Ciebie, o to, jak sobie tu radzisz. Sama. I wie, że nie może zostać, więc odgrywa się na Tobie, ale to nie twoja wina... - Brak reakcji. Co miał robić? Nie mógł zmusić się do zawołanie Cemre do pomocy, był przekonany, że Ceren nie będzie mu za to wdzięczna, kiedy w końcu się ocknie. Jednocześnie nie sądził, że będzie zadowolona z faktu, że bez pozwolenia znalazł się w jej łóżku, ale to mniejszy problem niż dolewanie oliwy do pożaru, który wybuchł przed chwilą.

- Ceren, posłuchaj... - zaczął mówić Cenk, ale zawahał się przed kolejnym słowem, po czym uznał, że najlepiej będzie nie burzyć spokoju i po prostu przytulił dziewczynę mocniej do siebie. W całej jego karierze etatowego playboya nie zdarzyło mu się coś takiego. Trzymanie kobiety w ramionach oznaczało intymność, pewien stopień zażyłości, na który nie był gotowy. Jeszcze miesiąc temu był w stanie przysiąc, że jest na to gotowy z Cemre. Jednak życie zweryfikowało jego fantazje i chyba właśnie to pozwoliło mu uświadomić sobie swój błąd. Dotarło do niego, że Cemre nie była dla niego kobietą z krwi i kości, była mrzonką, fantazją, która nigdy nie miała szansy się ziścić. Ceren nie była doskonała, było jej do tego bardzo daleko, ale była prawdziwa, wymierna, ze swoimi zaletami i wadami. Zresztą czy on choćby w jednym procencie był idealny? Cenk wrócił myślami do ostatnich kilku miesięcy, a potem do pewnej chwili sprzed wielu lat, która zaważyła na całym jego życiu i wzdrygnął się odruchowo, a potem przesunął wolną dłonią w górę ramienia Ceren i złapał kosmyk jej włosów zaplatając go wokół palca. Może niepotrzebnie się bronił, może właśnie tu miał wszystko, czego potrzebował. Ceren poruszyła się, jakby właśnie budziła się ze snu i zesztywniała w jego ramionach.

- Sanem jest głodna - powiedziała zachrypniętym głosem, w którym wyraźnie słychać było ślad po płaczu. Poza tymi słowami, nie zmieniła pozycji nawet o milimetr, wciąż pozwalając mu się obejmować. Sanem, jakby wyczuwając pozwolenie wydała z siebie krzyk, który zamienił się przeciągły płacz, a Cenk nie wiedział co robić. Całe szczęście, Ceren najwyraźniej doszła do siebie na tyle, by zareagować natychmiast. Bez większej finezji wyplątała się z jego uścisku, skupiając całą uwagę na dziecku w jej ramionach. Cenk obserwował, jak Ceren wspina się na kolana, żeby obrócić się w jego stronę i rozgląda się bezradnie po pokoju. Wciąż była oszołomiona i, prawdę mówiąc, wyglądała jak nieporadne małe kocię, co wywołało u niego nieznane dotąd uczucie w okolicach mostka. Czy to była opiekuńczość czy też czułość, Cenk nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo musiał działać. Bez zbędnej zwłoki podał Ceren porzuconą na stoliku nocnym butelkę z mlekiem, co natychmiastowo uspokoiło dziewczynę.

- Potrzymasz ją? Mleko jest zimne - zanim zdążył zareagować, miał już w dłoniach drobne ciałko Sanem i musiał powstrzymać odruch paniki, gdy stwierdził, że nie ma pojęcia, czy dobrze ją trzyma. Wcześniej wydawało się to takie proste, teraz pod uważnym spojrzeniem Ceren zdawał się niezdarny i niepewny. Nie miał jednak szansy zaprotestować, bo Ceren skoczyła na różne nogi i skierowała się do drzwi, które okazały się prowadzić do łazienki. Cenk mógł tylko zobaczyć jak dziewczyna odkręca ciepłą wodę i stawia butelkę pod strumieniem, żeby w te sposób ogrzać jej zawartość. Sprytne, pomyślał Cenk, w ten sposób nie musiała wychodzić z pokoju i wykonała swoje zadanie. Powinien się powoli zacząć przyzwyczajać do myśli, że Ceren jeszcze niejednokrotnie go zaskoczy. Te kilka tygodni, które spędzili pod jednym dachem, nie dały mu na tyle wglądu w osobowość, żeby mógł tak naprawdę ocenić jej charakter. Dla niego była w sumie laską na jedną (cóż, wiele...) nocy, więc analizowanie jej osobowości było dalekie od jego celu, kiedy wolał zagłębiać się w jej ciało. Dopiero później dała się poznać jako szalona łowczyni fortun, której z kolei teraz nie był w stanie się doszukać. Mimo tego, co o niej wiedział, lub co sądził, że wiedział, nie był w stanie stwierdzić, co było prawdą. Czy prawdziwa był ta Ceren, opiekuńcza matka, domatorka, która miała ochotę ich zagryźć za zburzenie jej spokoju, czy Ceren, którą poznał przed miesiącami? W pewnym stopniu przestało mieć to dla niego znaczenie. Teraz wiedział już, że chce więcej... Chciał wszystkiego, co mogła mu dać. Stał się zachłanny. Chciał jej uwagi, spojrzeń, słów i dotyku. Chciał ich życia, wspólnego życia. Nie miał tylko pojęcia, jak ją do tego przekonać. Już teraz oddalała się mentalnie od niego na szerokość Atlantyku. Jej mowa ciała pozostawała zamknięta, mimo że pozwoliła mu zając się Sanem, kiedy ona przygotowywała butelkę, nie sądził, że to było coś więcej niż próba wygospodarowania czasu, żeby mogła się pozbierać.

- Chcesz ją nakarmić? - Zapytała Ceren z niepewną miną po powrocie do sypialni. Cenk skinął głową z taką pewnością, na jaką było go stać w tym momencie, a Ceren usiadła na łóżku bliżej niego i pomogła mu poprawić pozycję dziecka, żeby mógł ją nakarmić. Gdy Sanem dorwała się do smoczka, oboje parsknęli śmiechem, ponieważ piła mleko z zaciętością dziecka, które nie jadło od kilku dni, a nie kilku godzin. Cenk przeniósł spojrzenie z dziewczynki na jej matkę i z niepokojem odnotował, że znów wyglądała na niespokojną.

- Ceren... - zaczął Cenk, ale Ceren pokręciła głową obejmując się ramionami, ze wzrokiem wciąż wbitym w Sanem.

- Dziękuję - odezwała się w końcu, gdy butelka dziecka była już prawie pusta, a Cenk przyzwyczaił się w końcu do nowej pozycji i przestał się bać, że dziewczynka zaraz wyleci mu z rąk. - Nie musiałeś... - Ceren wskazała niewyraźnym ruchem ręki na powierzchnię łóżka, wyraźnie nawiązując do tego, co wydarzyło się przed chwilą. - Dziękuję - powiedziała, unosząc w końcu spojrzenie na jego twarz, a Cenk poczuł, że gdyby nie to, że siedział na materacu, to ugięłyby się pod nim kolana. W tej chwili Ceren wyglądała na tak bezbronną, że miał ochotę znów ją objąć. Najgorsze, a może najlepsze, było to, że wcale nie chciał jej potem wypuszczać z ramion. Chciał móc, być zdolnym i godnym tego, żeby ją chronić... W obecnej sytuacji, nie był tylko pewien, czy będzie w stanie ochronić ją przed samym sobą.

***

Piosenka, z której pochodzą słowa cytatu na początku odcinka. Jest po polsku,  a ja nie mogę znaleźć wersji z tekstem po angielsku. Pozostaje cieszyć się muzyką :)

Ruchome piaskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz