Rozdział 5

1.2K 17 7
                                    

Odsunęłam się. Patrzyłam na to zdziwiona, podekscytowana i zmieszana. Nie miałam pojęcia, co się przed chwilą wydarzyło.
(T.M.R): Co się właśnie stało?
(J): Nie mam pojęcia, ale z pewnością, już tylko wspomnieniem nie jesteś.
(T.M.R): To znaczy, że mogę iść z Tobą.
(J): Nie. Lepiej jak na razie tu zostaniesz, nie chcemy wywoływać niepotrzebnie zamieszania. Ja też tu przez jakiś czas nie przyjdę.
(T.M.R): Dlaczego?
(J): Nie chcę ryzykować. Będziemy kontaktować się przez dziennik, a któregoś dnia przyjdę tu i Cię uwolnię.
Po tych słowach ruszyłam w stronę wyjścia.
(J): Yyy... A jak mam stąd wyjść?
(T.M.R): Tak samo, jak weszłaś.
Wtedy za pomocą mowy węży wyszłaś z Komnaty Tajemnic. Zastałaś za drzwiami Ivy, która rzuciła się na Ciebie, krzycząc:
(I): Aria ty żyjesz!
(J): No jasne, że żyję.
(I): Nie masz pojęcia, jak się martwiłam. Tak bałam się, że Ciebie stracę i nie będę mogła Ci pomóc. A właściwie to, co się tam stało?
(J): Coś, czego się nie spodziewałam.
(I): To jak go zabiłaś?
(J): Nie zabiłam, wręcz przeciwnie przywróciłam mu życie. Prawdę mówiąc przez przypadek, ale jednak.
(I): Zdurniałaś. To będzie katastrofa....
(J): Dowiedziałam się też, jeszcze dwóch rzeczy.
(I): Aż się boję zapytać. Jakich?
(J): On potrafi odczuwać emocje i jest moim bratem.
___________________________________________
Z punktu widzenia Toma

To niezwykła dziewczyna, ambitna, szczera, nieco wredna, ale ma na mnie dobry wpływ. Wydaje się godną zaufania. Dzięki niej się zmieniam i chyba zrezygnuję z bycia tym, którym do tej pory byłem. Jej miłość może na mnie wpływać zbyt mocno. Chociaż zamiar wcześniejszy przyprowadzenia jej był zupełnie inny. Miałem zrobić z niej moją śmierciożerczynię, ale jak powiedziała, żebym ją zabił nie mogłem wytrzymać mentalnie. Ona nie nadaje się na osobę mi podwładną. Jest kimś o wiele lepszym od nich wszystkich. Nie tylko ukochaną siostrą, ale też godną zaufania dziewczyną, która szybko się nie podda. Przez nią jednocześnie nie mogę być sobą. Nie potrafię być obojętny, zimny i nieprzewidywalny. Już nie wiem, jaką drogą mam podążać.
___________________________________________
Z punktu widzenia Arii

(I): Aria, to niedorzeczne! Byłaś gotowa go zabić, a teraz? Nie pojmuję Cię.
(J): Spokojnie. Na razie trzymam dystans, ale chyba widać.
(I): Czemu?
(J): Ty wiesz, że ja nie ufam pierwszej lepszej osobie. Na mój szacunek i zaufanie trzeba zasłużyć. Kiedyś będę musiała tu wrócić. Ale nie szybko.
(I): A jak będzie chciał, żebyś została jego śmierciożerczynią?
(J): To wtedy pożałuje. Ja mam silny charakter i nikomu się nie podporządkowuje.
(I): Aria... Nie pogrążaj się w to, mogłaś zginąć.
(J): Ale nie zginęłam, jasne? Zrozum, że ja wiem, co robię. Jeszcze nikt kto ze mną zadarł tego nie żałował.
Wtedy wyszłam z Komnaty Tajemnic. Ruszyłam w stronę dormitorium. Była 2:45. Położyłam głowę do poduszki i odleciałam w krainę snów. Gdy się obudziłam spojrzałam na zegarek. 7:45. Wzięłam dziennik, w którym widniał napis:
Wyspałaś się?
Odpowiedziałam na to:
A co? Stęskniłeś się już?
Wtedy zaczęły pojawiać się kolejne słowa, podczas gdy moje zanikały:
Nawet nie wiesz jak bardzo.
Na te słowa przewróciłam oczami i odpisałam:
Miło, ale nie w mojej naturze jest być miłą tak samo w twojej.
___________________________________________
Z punktu widzenia Toma

Zauważyłem kolejne słowa odpowiedzi. Ich treść brzmiała:
Miło, ale nie w mojej naturze jest być miłą tak samo w twojej.
Miała rację, ale i tak postanowiłem odpisać:
Są wyjątki. Takie jak ty.
W końcu zauważyłem słowa odpowiedzi:
Jesteś niemożliwy. Mnie nikt nie weźmie na czułe słówka.
Dobrze o tym wiedziałem. Zwołałem spotkanie śmierciożerców. Wchodząc na spotkanie usłyszałem pytanie:
(L.M): Pozbyłeś się jej, panie?
Wiedziałem, że chodzi o Arię. Postanowiłem działać podstępem.
___________________________________________
Z punktu widzenia Arii
Nie widząc odpowiedzi postanowiłam
sprawdzić czy jeszcze żyje. Ponownie otworzyłam komnatę tajemnic. Schodząc po schodach usłyszałam fragmenty rozmowy.
(T.M.R): Nie nadaje się na śmierciożerczynię. Aria nie jest do tego odpowiednia.
Gdy to usłyszałam coś we mnie pękło. Czułam się wykorzystana. Postanowiłam tam wejść. Odważnym i pewnym siebie krokiem weszłam tam. Już obojętne mi było, co się stanie. Zrobię to, co wcześniej miałam w planach.
(J): Nawet nie wiesz jak się cieszę, gdy to słyszę.
Mówiłam chłodnym, sarkastycznym i gniewnym tonem.
(B.L): Jak tu przyszłaś, głupia szlamo?!
(J): Nie tym tonem! Jestem półkrwi, a ty masz milczeć jak do mnie mówisz. Nie do Ciebie tu przyszłam.
Po tych słowach moje oczy ponownie stały się czerwone, a wszyscy odsunęli się przerażeni. Podszedł do mnie Lord Voldemort, który stał się znowu tym sam Tomem, którego uważałam jeszcze kilka godzin temu za jedyną osobę, dla której coś znaczyłam. Myliłam się, chciał mnie wykorzystać, ale nie dam się tak łatwo.
(T.M.R): Aria.. to nie tak, jak myślisz.
(J): A jak? Myślałeś, że Ci się podporządkuję? To nie mój świat, mój charakter na to nie pozwala. Teraz rozumiem. Wymyśliłeś, że jestem niby twoją siostrą, żebym zdjęła czar, żebyś nie był tylko wspomnieniem, a ty miałeś ze mnie zrobić śmierciożerczynię.
Wtedy jego ręka dotknęła mojego policzka. Z całej siły go spoliczkowałam. Ivy miała rację, on chciał mnie wykorzystać. Po moim policzku pociekła samotna łza.
(T.M.R): Fakt. Na początku taki był właśnie zamiar, ale gdy powiedziałaś, żebym Cię zabił nie potrafiłem już Ci tego zrobić. Jesteś naprawdę moją siostrą, na której bardziej zależy mi niż na kimkolwiek innym. Zdaję sobie sprawę, że to, co chciałem zrobić było podłe, tym bardziej, że przecież mówiłem Ci, że możesz mi zaufać. Wiem, że teraz żałujesz, że tak to się potoczyło. Pamiętasz jak mówiłem, że nie chcę być powodem twoich łez? Nie kłamałem, bo nie ma osoby, którą kocham bardziej od Ciebie. Nikt i nic nie jest w stanie pokonać takiego zła, jakie Ci wyrządziłem.
Spojrzałam w jego oczy, dostrzegłam w nich łzy. Czułam, że są szczere, nie potrafiłam mu nie wybaczyć.
(J): A wiesz, co jest silniejsze od wszelkiego zła? Miłość. Dobrze wiem, jak to jest kłamać w żywe oczy. Dobrze wiem, dlaczego pomimo, iż zrodzona zostałam z amortencji to coś czuję. Wychowywała mnie moja rodzina, daleka, ale jednak. Doświadczyłam jej, a dopiero później przekonałam się, że miłość jest zgubna. Zabiera się ją, gdy jest najbardziej potrzebna. I dzięki niej stałam się tą wredną, nieufną i pyskatą suką, która zabija spojrzeniem i porozumiewa się z wężami. Jadowitymi, tak jak ona sama.
Po tych słowach poczułam, jak ktoś mnie przytula. Był to Tom, ten sam, którego tak kochałam jak nienawidziłam.
(T.M.R): Ja się zmienię. Dla Ciebie, nie potrafię znieść myśli, że tak cierpisz przeze mnie.
(J): Nie. Nie zmieniaj się dla mnie, dla nich czy kogokolwiek innego. Zmień się dla siebie. Tylko naprawdę się zmień, bardzo cenię szczerość.
(T.M.R): Chodź za mną.
Niepewnie ruszyłam na brunetem. Zatrzymał się w komnacie tajemnic. Spodziewałam się najgorszego scenariusza, jakim było wypuszczenie bazyliszka, ale nic takiego się nie stało.
(T.M.R): Chcę byś coś wiedziała.
Spojrzałam na niego pytająco.
(T.M.R): Tamta przepowiednia nie była prawdziwa. Właściwa przepowiednia brzmi zupełnie inaczej.
(J): Nie mogłeś przy nich powiedzieć mi tego?
(T.M.R): Nie. Oni myślą, że to podstęp. Nie jest, dlatego słów przepowiedni nie mogą usłyszeć.
(J): Słuchaj. Mam dość albo ja albo oni, wybór jest prosty. Wybierzesz mnie, to nie możesz wybrać też ich i na odwrót.
(T.M.R): Jasne, że wybieram Ciebie, ale oni nie mogą o niczym wiedzieć. Zrozumiałaś?
(J): Tak. Jak brzmi ta przepowiednia?
Wtedy Tom podszedł do źródła wody i machnął nad nim różdżką. Pojawił się napis:
Tylko prawdziwa miłość jest w stanie pokonać najgorsze zło. Dziewczyna, co wredną zwana jest wciąż, otworzy lodowe serce, co kocha wciąż.
(J): To bez sensu. Żadne z nas nie odczuwa emocji wystarczająco mocno, o ile w ogóle je odczuwamy.
(T.M.R): Całkiem niedawno mówiłaś, że tylko miłość jest silniejsza od zła.
(J): Niby tak , ale jednocześnie jest też zgubna i zdradliwa. Dzięki niej masz wszystko i nie masz niczego. Jest jak zaraza, z której ciężko się wyleczyć i znaleźć odpowiedni lek, żeby ją zakończyć.
(T.M.R): Ty przynajmniej możesz ją odczuwać.
(J): I to jest najgorsze.
(T.M.R): Czemu?
(J): Bo jak nic nie czujesz to nie zaboli. Nie zaboli Cię jak stracisz bliską osobę, nie zaboli Cię zdrada. Nie poczujesz bólu. Z własnego doświadczenia wiem, że kiedyś wszystko się spierniczy, nawet jeśli do tej pory było z pozoru dobrze. Każdego dnia muszę nakładać maskę chłodnej, wrednej i nie liczącej się z uczuciami innych. I co mogę zrobić? Nic.
(T.M.R): Ale ty nie chcesz taka być. To widać.
(J): Ale muszę. Nie chcę być postrzegana jako słaba i niezdecydowana. Sam widziałeś przed chwilą, co się ze mną dzieje, gdy jestem zła. Zabijam ludzi samym spojrzeniem. Mało kto potrafi je wytrzymać, a właściwie to nikt. Nie miałeś racji, nadaję się na śmierciożerczynię. Budzę tylko respekt i postrach. Jestem potworem.... Zabijam bez winy...
(T.M.R): Nie nadajesz się, bo masz za mocny charakter. Jesteś o wiele lepsza od nich, bo nie podporządkowujesz się nikomu.
(J): A już na pewno nie Tobie.
Powiedziałam rozbawiona. Riddle spojrzał na mnie swoim spojrzeniem, które każdego zabija. Każdego oprócz mnie, nie pozostałam mu dłużna i spojrzałam mu głęboko w oczy zachowując chłodny wyraz twarzy.
(J): Mnie swoim spojrzeniem nie zabijesz.
(T.M.R): A ty mnie swoim.
(J): Czyżby?
Wtedy wysiliłam się na najbardziej zabijające spojrzenie, jakie umiałam zrobić. Tom cofnął się do tyłu.
(T.M.R): Ty naprawdę zabijasz nie tylko spojrzeniem.
(J): A czym jeszcze?
(T.M.R): Sprytem, inteligencją, urodą.
(J): No raczej.
(T.M.R): A jeszcze tak niedawno byłaś gotowa mnie udusić.
(J): Miałam powody.
(T.M.R): Jakie?
(J): Jestem siostrą kogoś, kogo uważają za potwora.
(T.M.R): Naprawdę jestem aż tak zły?
(J): Nie i dlatego żałuję, że jesteśmy spokrewnieni.
(T.M.R): Dlaczego tak mówisz?
(J): Dużo bym dała, żeby móc wtopić się w te usta i patrzeć każdego dnia w te oczy.
(T.M.R): Tak myślisz.
(J): Ja nie myślę, ja to wiem.
(T.M.R): A czemu nie?
Wtedy poczułam jak wpija się w moje usta, poczułam się cudownie. Fala zimna przelała się przeze mnie, a ja poczułam się cudownie. Brunet, spojrzał na moment mi w oczy. Widziałam w nich obojętność. Nie zostawił mi wyboru, jeszcze mocniej wpiłam się w jego usta i nie chciałam przestać. Nawet jeśli wiedziałam, że popełniam błąd, bo pewnie nic do mnie nawet nie czuje to nie chciałam przerywać tej chwili. Moje życie było bez niego niepełne, nawet jeśli o tym nie wiedziałam. Wiem, że grzechem jest tak myśleć, ale za te usta mogę popełnić dużo grzechów. Ponownie spojrzał mi w oczy, a ja poczułam się spełniona.
(T.M.R): Czemu ty mi to robisz?
(J): Ja nic nie robię. To ty tak na mnie działasz. Chciałabym jeszcze zostać, ale nie mogę. Wymknęłam się z dormitorium i będę miała kłopoty jak nie wrócę zanim wszyscy się obudzą.
(T.M.R): Weź mnie ze sobą.
(J): Już mówiłam. Nie mogę, a zresztą najpierw zrób coś z nimi.
(T.M.R): A co ja mam z nimi zrobić?
(J): Dobrze wiesz o czym mówię. Musisz albo się ich pozbyć albo zmienić ich myślenie. O ile to w ogóle możliwe. Czas najwyższy zaprzestać zabijać niewinnych ludzi.
(T.M.R): Dobrze wiesz, co sądzę o mugolach.
(J): Mnie też dużo osób denerwuje i jestem gotowa je rozszarpać. Pomimo, że i tak każdego dnia spoglądając nawet na jakąś osobę widzę strach w jej oczach, to kiedyś było to dla mnie za mało. Też nie toleruję mugoli, ale nie zabijam ich dosłownie. Nawet jeśli kogoś się bardzo nienawidzi, to nie można go zabić.
Wtedy przypomniała mi się sytuacja w klasie na eliksirach. Pod wpływem gniewu moje oczy zaczęły się świecić na czerwono, a Malfoy był przerażony. Bał się później nawet na mnie spojrzeć.
(T.M.R): Ty sama budzisz respekt, postrach w oczach innych, ale widać też, że można Ci zaufać. Możesz osiągnąć o wiele więcej niż Ci się wydaje. Inteligencja, spryt razem z tym dają duże możliwości.
(J): Zdaję sobie z tego sprawę. Zdążyłam to wykorzystać na nie jednej osobie. Jeśli chcesz, żebym Ci zaufała w pełni to lepiej, żebyś mi znowu nie podpadł, bo kolejnej szansy już nie dam.
(T.M.R): Ale co ja takiego zrobiłem?
Uniosłam brew do góry. Zaśmiałam się:
(J): Bardzo dobrze wiesz co.
(T.M.R): Nie ufasz mi. Podaj mi jeden powód dlaczego.
(J): Już nie raz je nadszarpnąłeś w bardzo krótkim czasie. A teraz ty mi podaj powód dlaczego mogę Ci zaufać.
(T.M.R): Nie wiem, ale wiem, że zależy mi na tym, o wiele bardziej niż na czymkolwiek innym.
Nieświadomie poczułam, jak moją twarz oblewa rumieniec, co w moim przypadku rzadko się zdarza. Nikt mi nigdy nie powiedział nic podobnego.
(T.M.R): Słodko wyglądasz jak się rumienisz.
(J): Przestań. Przez Ciebie nie mogę być sobą!
(T.M.R): Wyobraź sobie, że ja przez Ciebie też.
(J): Bez przesady. Ja przecież nic nie robię.
Powiedziałam sarkastycznie. Na co wybuchliśmy śmiechem, jednak nadal czułam, że muszę trzymać dystans, bo moje zaufanie nie jest zabawką.
___________________________________________
Opowiadanie liczy 2070 słów, jeśli kogoś to interesuje. Mega wyciągnęłam się w pisanie tego, więc postaram się dodawać częściej kolejne rozdziały.
Bajj i życzę Wam miłego dnia/nocy 💙

Siostra Toma Marvolo Riddle'a [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz