Rozdział 13

315 15 2
                                    

Grace, gdy mnie zobaczyła z Granger przyspieszyła kroku. Stała przede mną zdyszana i przerażona. Patrzyłam na nią pytająco. W końcu powiedziała:
(G): Chodź za mną. Musisz coś zobaczyć.
Pobiegłam czym prędzej za przyjaciółką, którą zaprowadziła mnie do gabinetu Dumbledore'a.
(J): Co się stało?
Pokazała mi lustro wody, w którym widniał napis z krwi:
Wasz koniec jest bliski. Strzeżcie się nowej władczyni świata.
(J): Kto to do jasnej cholery zrobił?!
Byłam wściekła, domyślałam się, kto mógłby być autorem napisu, jednak wolałam się upewnić. Widziałam przerażone twarze wokół siebie.
(G): Niewiadomo, ale myślę, że to sprawka kogoś ze sługów Ivy albo jej samej.
(J): Czyli tak, jak myślałam. Próbuje mnie przestraszyć i wyprowadzić z równowagi. Czas najwyższy położyć temu kres.
(G): Co zamierzasz zrobić?
(J): Coś, co powinnam zrobić już dawno temu.
Napisałam wtedy na kartce: Północ, posiadłość Riddle'ów. Wyszłam na balkon i wystrzeliłam w niebo promień magii na który naniosłam kartkę. Po czym powiedziałam: Znajdź Ivy Hamilton.
(G): Co ty robisz? Zdurniałaś?!
(J): Nie. Doskonale wiem, co robię.
(G): To ryzykowne i głupie!
(J): Świat też jest głupi. Całe moje życie to ryzyko, więc większej różnicy nie zrobi jak się z nią spotkam.
(G): Niech ktoś jej coś powie! Ona sama oddaje się śmierci.
(A.D): Aria, przemyśl to.
(J): Nie mam czego. Już się stało i nie zamierzam się wycofywać, bo wiem, co robić.
(G): Aria. Ty jesteś niepoważna! Nie możesz tego zrobić.
(J): Owszem, mogę. Już to zrobiłam.
Grace była cała rozemocjonowana, a ja mówiłam spokojnie i bez cienia emocji. To ją dodatkowo nakręcało. Wtedy do gabinetu wszedł Tom.
(T): Czemu się tak drzecie?! Co się stało?
(G): Twoja siostra chce spotkać się z Ivy. To się stało.
Nadal była zdenerwowana i krzyczała.
(T): Ona żartuje, prawda?
(J): Nie, mówi prawdę.
(T): To głupota.
(J): Cała ta sytuacja to głupota. Trzeba, więc podjąć jakieś kroki, a nie liczyć na cud. Wiem, co robię. Zaufaj mi.
(T): Czy ty zawsze musisz pakować się w jakieś kłopoty?
(J): Najwidoczniej po to się urodziłam.
(G): Aria, ryzykujesz życiem. Ivy jest naprawdę nieobliczalna.
(J): Nie mam już nic do stracenia. A zresztą po co mnie odbijaliście z Azkabanu, jeśli nawet nie dacie mi się wykazać?
Zapadła cisza. Postanowiłam ją przerwać:
(J): Ja was nie proszę o pozwolenie, tylko oznajmiam. I jeśli dalej nie zamierzacie mi pomóc to wiedzcie, że poradzę sobie sama.
Wyszłam wtedy z gabinetu i z całej siły trzasnęłam drzwiami. Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Widziałam w nich osobę, od której zależało całe moje życie. Nie mogłam pozwolić na to, by inni mi to odebrali. Wyszłam z łazienki i poszłam do swojego dormitorium. Nagle usłyszałam krzyk dochodzący zza ściany. Wybiegłam jak poparzona i ujrzałam zakapturzoną postać stojącą nad Draco. Wycelowałam promieniem magii w napastnika, jednak pozostał nieugięty i skierował różdżkę chcąc prawdopodobnie rzucić jakieś zaklęcie, zanim to zrobił powiedziałam: Experialmus, a po chwili dodałam:
(J): Jeśli Ci życie miłe to lepiej odejdź.
Wyraźnie widziałam, że zakapturzoną postać używa Cruciatus na blondynie. Wtargnęłam wtedy do umysłu napastnika i zobaczyłam wspomnienia tej osoby. Podeszłam do postaci, odsłaniając kaptur. Moim oczom ukazał się Jack Crouch. Jeden z przyjaciół Ivy, których nienawidziłam. Był ze Slytherinu, jednak zdecydowanie charakterem nie pasował do tego domu i nigdy by nie użył na kogoś zaklęcia niewybaczalnego.
(J): Ivy Ci kazała, prawda?
(JC): Nie. Zasłużył sobie na to.
Użyłam legilimencji, kłamał. Patrzyłam chłodno na niego i wpatrywałam się w morskie tęczówki Croucha. Widniała w nich pewność siebie i odraza.
(JC): Niby Ślizgonka, a pomaga.
(J): Godnego ślizgona cechuje braterstwo. Jeśli ktoś z mojego domu ucierpi to niech ten, co za to odpowiedział wie, że ma przejebane. Crucio!
Szatyn upadł na podłogę wijąc się z bólu. Stałam triumfalnie nad Crouch'em, a w jego oczach nie było już pewności siebie tylko łzy. W końcu przestałam i szepnęłam złowieszczo:
(J): Jeśli to się powtórzy na którymś z Ślizgonów lub moich przyjaciół to nie będę miała dla Ciebie litości. A teraz wyjdź stąd. I nawet nie waż się wracać do Hogwartu, bo to źle się dla Ciebie może skończyć.
Jack wtedy rozpłynął się w powietrzu, podbiegłam do Draco.
(J): Co się stało?
(D.M): Zaatakował mnie z zaskoczenia. I od razu zaczął atakować. Nie wydaje mi się, żeby sam wpadł na to.
(J): Działa pod presją Ivy. Użyłam na niego legilimencji i zobaczyłam jak kazała mu osłabić Ciebie.
(D.M): A dlaczego akurat mnie?
(J): Myślę, że chciała pozbyć się mnie i Toma, ale wiedziała, że atakowanie któregoś z nas skończy się niepowodzeniem. Dlatego miał się pozbyć Ciebie lub Grace. Nie kazała użyć mu Avady, bo wolała znacząco osłabić Armię Zakonu i Śmierciożerców.
(D.M): Niegłupie. Tylko, że pewnie na tym nie poprzestanie. Próbuje Cię przestraszyć.
(J): Na darmo. Napisy, zaklęcia niewybaczalne, nastawienie Ministerstwa przeciwko mnie. Ona ma w tym jakiś cel i nie tylko taki, by się mnie pozbyć czy przestraszyć.
(D.M): A jaki w takim razie?
(J): Nie wiem, ale się dowiem. Nastawiła też część Hogwartu przeciwko mnie. Jack, Elizabeth i Rose. Oni na pewno jej pomagają. Cały Hogwart zna mnie jako osobę wredną, sarkastyczną i złą. Nietrudno było jej pewnie przekonać ich do tego, że trzeba traktować mnie jako wroga.
(D.M): Ale większość uczniów Hogwartu wie, że na Ciebie zawsze można liczyć, bo nie odwracasz się, gdy pojawi się niebezpieczeństwo.
(J): Skoro dali jej się zmanipulować to najwidoczniej nie wiedzieli albo nienawidzili mnie tak samo jak ona.
Nagle do pokoju wspólnego jak poparzona wbiegła Grace, Dumbledore i Tom.
(G): Co się stało? Słyszeliśmy krzyk.
Spojrzałam porozumiewawczo na Draco, który kiwnął twierdząco głową. Opowiedziałam, co się wydarzyło.
(G): Widzisz? Chwyta każdy możliwy sposób na to, żeby się Ciebie pozbyć. Nie możesz pójść na to spotkanie.
(D.M): Jakie spotkanie?
(G): Chce się spotkać z IVY.
(D.M): Nie możesz.
(J): Mogę i to zrobię. Jeśli nic nie zmienię, to nic się nie zmieni. Ivy ma w tym jeszcze inny cel niż pozbycie się mnie, bo sama mogłaby to zrobić. Zależy jej na czymś i się dowiem na czym.
(G): I co? Zapytasz ją wprost?
(J): Nie. Podstęp przeciw podstępowi, intryga przeciw intrydze i szantaż przeciw szantażowi. To jest mój plan.
(D.M): Czasami zapominam, że jesteś w Slytherinie.
Uśmiechnęłam się szyderczo na te słowa. Wiedziałam dobrze, co mam robić.
___________________________________________
Opowiadanie liczy 1023 słów.

Siostra Toma Marvolo Riddle'a [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz