Dziwne zachowanie Małgorzaty odtąd regularnie dawało wszystkim we znaki i tak jak zazwyczaj wolała oszczędzać na posiłkach dla Alix, to teraz zachowywała się tak jakby chciała ją celowo utuczyć, dając jej pod nos wielkie ilości słodyczy i jajka na miękko na śniadanie. Chyba uznała, że przy większej tuszy Alix będzie się lepiej prezentować, plany te spełzły jednak na niczym, gdy ta zachorowała po wykąpaniu się w jeziorze w ramach planu osunięcia lekcji z panem Affre. Całe dwa tygodnie leżała w łóżku, nie miała więc wiele okazji zobaczenia ile się w tym domu od tego czasu pozmieniało. Wszystkie podłogi zostały wyszorowane, ściany z odpryskującą farbą, pomalowane na nowo, a wszystkie brudne bibeloty, które to można by było objąć okiem- wypucowane. Willa nabrała nieco innych barw, zwłaszcza, że i jej ściany z zewnątrz zostały wyczyszczone z wszelkich wici i winorośli, a gniazda jerzyków, które to zdaniem Małgorzaty aż za dobrze zaaklimatyzowały się w przestrzeni między dachem, a budynkiem, zostały zniszczone, przez co ptaszki musiały się przeprowadzić do szopy na narzędzia, skąd jednak również je wypędzono. Te to mają nieprzyjemne życie... nie mniej jednak nieprzyjemnie miała w ostatnim czasie Alix, od razu po tym jak wyzdrowiała musiała się zabrać do grania, na szczęście w jej lekcjach często towarzyszyła Małgorzata lub słudzy którzy nadzorowali utrzymywanie czystość pokoi, dlatego w przeciwieństwie do ich pierwszego spotkania z Benedictem, lekcje te miały nieco publiczny charakter, nie pozwalający na intymne gesty ani na głębokie spojrzenia. Co jednak nie zmieniało faktu, że nadal pan Affre nie przestawał okazywać jej zainteresowania. Czasami wplatał drobne aluzje, a czasami nawet nazywał ją "śliczną panienką de Verley", na co nie tylko pozwalała mu a lei też sobie chwaliła Małgorzata, bo jej zdaniem było to bardzo miłe i urocze ze strony tego człowieka, zwłaszcza, ze względu na to, że jej samej pan Affre przypadł do gustu, a to że komplementował jej bratanicę, trafiało do jej uszu tak jakby było skierowane do niej, jako iż była jej opiekunką i była dumna z posiadania tak cudownej panny w domu, która to tak pięknie szlifowała swoje umiejętności. Dziewczyna wróciła do regularnego grania, a ostatnio nawet i ponad miarę, była bowiem dopingowana niedaleko przesuniętą w czasie wizytą drogiej przyjaciółki Małgorzaty: lady Oscar, która to zaglądała w te progi co roku pod koniec sierpnia. Muriella wyznała Alix, że zawsze na parę tygodni przed jej przyjazdem wszystko tak podają dokładnej dezynfekcji (parę razy w ramach ćwiczeń, a ostatnie generalne sprzątanie ma miejsce na dzień przed), bo lady Oscar mimo podeszłego wieku ma czujne oko i tendencję do dawania złośliwych uwag. Nie sposób było o tym wielkim wydarzeniu nie myśleć, wszyscy byli już nim wielce podekscytowani, nawet Alix, która pracowała równie wiele co i reszta, ćwicząc po parę godzin dziennie i unikając przy tym częstego wychodzenia na dwór, by aby przez przypadek nie wyrwać się z rytmu. Chyba już nawet całkowicie zapomniała w tym natłoku codziennych ćwiczeń o Petrusie, a tym bardziej o śmierci rodziców o której i tak z resztą niewiele myślała, wypierając całe to zdarzenie z życiorysu, podobnie jak całe dzieciństwo spędzone w Prowansji. Obecnie nawet nie odczuwała specjalnie tego, że kiedyś mogła mieszkać gdzie indziej i zajmować się czymś innym niż tutaj. Taka wybiórcza pamięć jest jednak dobra, łatwo jest zapomnieć o bólu, który na jakiś sposób odczuwała, ale nie była w stanie go okazać. Gdyby nie ta cecha, to łatwo mogłaby się załamać, podobnie jak jej starszy brat, który to nie umarł wcale od pożaru. Z własnej woli ją opuścił gdy ta miała 10 lat, a byli ze sobą bardzo zżyci, może dlatego miała te wahania nastrojów i raz była bardzo namiętna, a innym razem oziębła. Małgorzaty jednak, to teraz specjalnie nie interesowało, nie kręciła już na jej zachowanie nosem, chyba, że ta zrobiła sobie dłuższą przerwę od grania, nie było to jednak jakieś specjalnie złe, ot kobieta chciała dopiąć wszystko na ostatni guzik, a tym ostatnim guzikiem była Alix, która miała się świetnie prezentować, dlatego to na 3 tygodnie przed przyjazdem lady Oscar, zabrała Alix do miasta, by zrobić przymiarki do krawcowej. Tym razem innej niż ta, do której przyjechały we wrześniu, krótko po przyjeździe Alix, bowiem tamta nie oferowała sukien z odpowiednio ekskluzywnych materiałów, a na takich w tym momencie zależało Małgorzacie najbardziej. Nie bawełniana krepa, a jedwabny muślin, a do sukni z tego materiału efektowny koronkowy żabot i w podobnej manierze ozdobniki, na taką okazję nie należy żałować wszelkich środków, niech lady Oscar da poznać sobie Alix jako dobrze wychowaną i ubraną damę- w drodze Małgorzata postawiła oczywiście na to pierwsze, przypominając pewne zasady i o tym, że w trakcie wizyty lady Oscar, nie będzie miała tyle swobody i jej głównym zadaniem będzie błyszczeć i zaprezentować swoje muzyczne zdolności. Z bryczki do której wsiadły po przepłynięciu rzeki wysiadły w miejscowości Clarcton, była więc to bardzo długa podróż, a przy gadaninie ciotki Małgorzaty, zdawała się być jeszcze dłuższa. Panienka de Verley odetchnęła więc z ulgą, gdy mogła wreszcie rozprostować nogi i przestać słuchać reprymend Małgorzaty, dzięki temu, że gdy przechodziły przez rynek tej handlowej mieściny, kobieta wdała się w przyjemną pogawędkę z jakąś starą znajomą, która to zaczęła się jej w chwili obecnej chwalić swoim wytwornym kapeluszem, choć Alix nie podzielała co do tego określenia racji, ona raczej nazwałaby go śmiesznym, a nawet i obrzydliwym ze względu na znajdującego się na jej rondzie wypchanego kruka, cóż jednak miała na to poradzić- taka moda, a nie każdemu muszą się podobać już nieco staromodne czepki, niektóre damy gustują w większej ekstrawagancji niż ona, a raczej mogą gustować, bo jak dobrze zrozumiała z wypowiedzi tamtej kobiety, kapelusz do tanich nie należał, co nie zraziło do niego Małgorzaty, która po odbytej rozmowie wyznała Alix, że dostanie również podobny, ale raczej ze sztucznymi kwiatami, bo tamtego jaki miała jej droga koleżanka nie można nabyć tutaj, bo to ostatni krzyk mody, a tutaj z dala od Paryża moda nie ma, aż takich zasięgów. Dziewczyna bardzo się z tego powodu ucieszyła, kiedyś bowiem podobnego kruka sama przed śmiercią uratowała, ten gatunek więc był jej szczególnie bliski, poza tym i tak niezależnie od tego nie podobały jej się żadne wypchane zwierzęta. Pewnie gdyby więc dowiedziała się o niegrzecznym wypędzeniu jerzyków spod dachu, to pewnie ten fakt też byłby jej w niesmak. Dobrze jednak, że nie musiała o tym wiedzieć i nieść tym samym przykrość wobec tego wydarzenia w sercu. Zamiast tego czekały na nią męczarnie innej miary, bo choć najtrudniejszy element dzisiejszego dnia (podróż w tę stronę, odbytą w towarzystwie Małgorzaty) miała już za sobą to przecież, czekały na nią jedynie przymiarki u krawcowej, a i szereg innych miejsc do zwiedzenia. Najpierw zaczęły od banku, w końcu te wielkie transakcje za coś trzeba było zrealizować, w którym to musiały czekać obie w kolejce przynajmniej godzinę-Alix prosiła Małgorzatę nazywając ją "drogą ciocią" by pozwoliła jej się w tym czasie przejść po mieście, ta jednak oczywiście odmówiła. Potem była poczta na drugim końcu miasta i wrzucanie do skrzynki 10 listów, każdy po uprzednim sprawdzeniu poprawności danych i przyklejeniu kupionych (a jakże po staniu w długiej kolejce) znaczków i szukanie poleconego przez koleżankę (a jakże tą samą co została szczęśliwą posiadaczką kapelusza z krukiem na rondzie), w którym to "sprzedają kapelusze równie świetnej jakości co w cudownym Paryżu" i zakup jednego z nich, który swoim szmaragdowym odcieniem pasował do Alix, nie miał jednak obiecanych przez Małgorzatę sztucznych kwiatów za to ładne czerwone pióra na czubku. Następnie udały się do krawcowej (nie tej w której przymiarki miała mieć Alix) i odebrały od niej zwężoną w tali garsonkę Małgorzaty, którą to jednak gdy były już w połowie drogi do drugiej krawcowej uświadomiła sobie, że musi zwrócić, bowiem nastąpiła pewna pomyłka, bo odebrała nie swoją garsonkę, ta bowiem miała zgniło zielone guziki a nie tak jak jej (gratulacje dla jej czujnego oka)- seledynowe. To było miasto średniej wielkości, więc łatwo się domyślić, że w trakcie całego tego spaceru przebyły pewnie kilkanaście mil, przez co ich podeszwy się wielce starły dlatego też Małgorzata wspaniałomyślnie wpadła na pomoc by nabyć nowe buty, najlepiej dwie pary, ale zanim udało im się takowe w odpowiednim rozmiarze zdobyć pani de Verley musiała przymierzyć 10 par, a Alix 30 (to pewnie przez te dziwnie małe stopy, choć pewnie gdyby miała je z kolei za duże to byłoby jeszcze trudniej, chyba że by robiła je na zamówienie, ale przecież wygodniej jest wziąć te z wystawy u szewca niż z kolei kazać sobie je mierzyć... a propos mierzenia!) W końcu po paru godzinach ciągłego podążania za Małgorzatą, Alix mogła wreszcie nieco odpocząć gdy to jej nowo poznana krawcowa kazała jej stanąć i zaczęła mierzyć członki jej ciała- trwało to 5 minut, albo nawet mniej, ale nie na pewno nie 5 godzin, jak wszystko inne co musiała przebyć wcześniej. A mogłoby się wydawać, że to leżenie jest przyjemne, a nie stanie... Wychodząc z lokalu okazało się, że znajdował się on jedynie przecznicę od miejsca gdzie zostawiła je poprzednia bryczka, a stała następna... tak jakby Małgorzata nie mogła zapłacić czekiem, a pocztę wysłać na drugiej poczcie, która również była tutaj w pobliżu, może wtedy nie trzeba byłoby kupować nowych butów, choć na nie akurat Alix nie narzekała miały bowiem kształt i zapięcie w jej guście, a przy okazji spodobały się i Małgorzacie.
Był już wieczór gdy wróciły do domu- podróż powrotna była o wiele przyjemniejsza od wyjazdu, dziewczyna właściwie w ogóle jej nie odczuła, może przez to, że nawet nie wiadomo w, którym momencie zasnęła, a kobieta, której zmęczenie również dawało we znaki, postanowiła jej nie budzić. Obie senne, już prawie całkowicie po ciemku stawiały ostatnie kroki, a żeby wreszcie przekroczyć próg posiadłości i potem usnąć w pokojach, Małgorzata rozbudziła się nieco dopiero gdy prawie upadła na twarz (jedną z nowych par założyła w bryczce, a ta miała wyższe niż inne jej inne buty obcasy), to co zaraz miała usłyszeć przeżyła więc mniej intensywnie. Albowiem gdy doszły wreszcie do progu to zostały świadkami dziwnych wydarzeń. Trzech służących niosło właśnie do pokoju Muriellę, która to wykrwawiała się i była cała posiniaczona na twarzy. Chwilę później było już jasne, że ta spadła ze schodów, a jako, że niosła wtedy też i w ręce pogrzebacz w celu oczyszczenia komina na dole, i jako, że z niewiadomych przyczyn trzymała go jeszcze na dodatek grotem do siebie, to przy rychłym upadku się na niego z boku nadziała. Teraz więc gdy tam leżała, otoczona wszystkimi nie było pewne czy to przeżyje. Małgorzata kazała wysłać po lekarza, ale nie wiedziała przy tym czy ten trafi na czas, lub czy w ogóle będzie w stanie tu coś zdziałać skoro krwi było tyle, że wiadomym było że grot pogrzebacza przebił jej wątrobę. Najwięcej oczywiście nadziei miała starsza siostra Murielli- Bianka, ta trzymała jej rękę ciągle przy tym szlochając i wszystkich zgromadzonych nawoływała do wspólnej modlitwy, do której jednak Alix nie było dane dołączyć, bo taki rozlew krwi ponoć powinien być gorszący i może doprowadzić do omdlenia damy, jak jej wytłumaczyła Małgorzata, zamykając ją w jej pokoju na klucz, tak by nie kusić losu, a samej położyć się spać z czystym sumieniem. Alix z resztą i nie protestowała, bo choć nie czuła się przy służącej osłabiona to uznała, że tak w sumie będzie lepiej, dosyć jej było wrażeń na dziś, a stojąc tam i się modląc i tak by jej nie pomogła lepiej niż nie robiąc absolutnie nic, miała bowiem przeczucie, że w pewnym sensie skoro tak się wydarzyło, to tak musiało być. Wiele już osób z jej otoczenia odchodziło w taki czy inny sposób, choć w istocie musiała przyznać, że nikt dotąd aż tak krwawo.
Zaśnięcie przy jej zmęczeniu, które dało o sobie znać gdy emocje całkowicie opadły nie było trudne, sen jej jednak nie trwał tak długo jak powinien. Obudziła się bowiem w środku nocy, gdy księżyc mienił się pełnią blasku. Chciała się napić, pragnienie było większe niż zwykle, co jednak poradzić na zamknięte na klucz drzwi? Przez pełnię w jej pokoju nie było ciemno, była więc w stanie dostrzec w rogu pokoju komodę, która to dała jej jakiś chwilowy przebłysk nadziei, który jednak znikł doszczętnie gdy jej całą zawartość przeszukała znajdując jedynie jakiś dziwnie wyglądający stary klucz, który to jak łatwo się można domyślić do jej drzwi nie pasował. Zrezygnowana więc usiadła na łóżku, miała na sobie jedynie halkę przez co teraz wiatr wpuszczony przez okno łaskotał swoim zimnem jej długie nogi Miała już nawet je z powrotem schować pod kołdrą gdy jednak usłyszała jakiś świst koło jej głowy, tak jakby ktoś rzucił czymś koło jej głowy, którą teraz szybko odwróciła, nie zobaczyła nikogo, ani też niczego, jednak teraz gdy ponownie odwróciła swoją głowę w stronę drzwi, te były otwarte. Stojąc tuż przed nimi wciąż nie mogła uwierzyć, stała tam tak z rozdziawionymi ustami, jednak nie długo, bo jej uwaga znowu została rozproszona, tym razem przez głosy w sąsiednim pokoju. Idąc za nimi zatrzymała się przy pewnych drzwiach, przez dziurkę od klucza dostrzegła, że siedzi w nim Bianka i wypłakuje się na ramieniu młodszego ochmistrza domu. Ona ciągle łzawiąc mówiła coś do niego o organizacji pogrzebu, a ten mocniej ją obejmował, Alix nigdy nie dostrzegła tego jaka zażyłość ich mogła łączyć, bo jeśli w istocie było to coś więcej niż przyjaźń, to na pewno ta relacja nie spotkałaby się z przychylnością Małgorzaty, czego Alix domyśliła się mając w pamięci jej historię, o tym jak to w ciągu jednego roku z willi uciekły chyba aż cztery takie pary, złożone z jej podwładnych, przez co przysporzyli się do pewnych problemów. Jak wcześniej Alix mogła mieć jakieś wątpliwości co do charakteru tej relacji, to po chwili ciągłego się w nich wpatrywania nie mogła mieć już wątpliwości, bo zaczęli się namiętnie całować. Pewnie nawet patrzyłaby na to dłużej nie mogąc się od tego oderwać, bo wpadła w pewien rodzaj transu, z którego ktoś ją jednak wybudził słowami:
-Och, nie ładnie tak podglądać- gwałtownie odwróciła się i zobaczyła za sobą zarys jakiejś postaci, sądząc po ochrypłym głosie męskiej. Zanim jednak księżyc zdążył ukazać jej jego twarz, ta uciekła nie odwracając się ani na chwilę, a kluczem, którego znalazła w drzwiach, zamknęła drzwi znowu, tym razem jednak od środka.
![](https://img.wattpad.com/cover/242575012-288-k819127.jpg)
CZYTASZ
Alix de Verley
Historical FictionOpowieść o trudnej miłości, której akcja toczy się u schyłku XIX wiecznej Francji, której bohaterką jest 17 letnia Alix de Verley, która to w wyniku tragedii przeprowadza się do swojej ciotki Małgorzaty, która to mieszka w starej willi na wyspie, o...