I znowu to uczucie niedrogie, choć też i właściwie błogie. Czy życie wieczne zatem istnieje, skoro zgodnie z przebytym procesem i drogą, dziewczyna po kolejnej ze swoich śmierci znowu obudziła się we własnym łóżku? Gdzie właściwie to wszystko zmierzało, jak nie ponownie do punktu wyjścia? Leżała długo, czekała z niespokojem, jednak tego czego się spodziewała nigdy się nie doczekała. Może to była jeszcze wcześniejsza wersja rzeczywistości? Jednak właściwie, której? Która była jej prawidziwym życiem, a może po trochu każda z nich? Trudno jej było odpowiedzieć na to pytanie. Jednak zszargane nerwy nie pozwalały jej dłużej leżeć bezczynnie. Wyjrzała przez okno: Matko jaki to był piękny dzień, tak słonecznie, tak pogodnie tak radośnie. Kiedy chęć pojawia się ów dnia, gdy słońce tak świeci, to wychodzi się na zewnątrz, pobiegać wesoło po trawie. Posiedzieć pod drzewem szumiącym i słuchać starszego brata mówiącego szeptem- Alix, dziwnie poczuła się na takie wspomnienie, mimo cofnięcia daleko przecież było do tych beztroskich czasów. Olivier, niezły był z niego łobuz, nikt nie sądził jednak, że na tyle, by spłatać wszystkim takiego figla. Mógłby chociażby zrobić to zdala domu, uciec, by nie zostawiać innym tego przykrego widoku, on postanowił jednak, że musi powiesić się w pokoju młodszej siostry, tak żeby ta widziała jego martwe ciało zwisające z żyrandola jako pierwsza. Oliver, spoczywaj w spokoju kochany bracie i synu rodziców, których spotkał równie przykry los- odwróciła wzrok od tego okna. Właściwie to całe dziwy jej życia zaczęły się właśnie od śmierci Oliviera, odtąd nic nie było takie same, a rodzice ledwo radzili sobie ze swoimi emocjami. Może to dla nich było lepsze, że zginęli w pożarze? Może właśnie było to sensowne bo dzięki temu mogli już dłużej nie cierpieć? Dziwni ludzie, dziwny świat. Ciekawe czy w tej wersji rzeczywistości Muriella przeżyła i dalej musiała cerować jej pończochy- spojrzała w stronę drzwi, mimo późnej pory, te nawet nie zadrżały. Miała taką nadzieję, taka wersja rzeczywistości była jak najbardziej optymistyczna. Młoda Muriella żywa, a nie martwa, bez złodziejskich zapałów, niepowodzeń w życiu. Och jaka to by była optymistyczna rzeczywistość, taka bez popełniających samobójstwa ludzi! Pomyślała też w chwili obecnej o Lady Oscar, o jej liliowym wieńcu. Niezależnie od rzeczywistości i wcześniejszych okoliczności, droga Lady Oscar: spoczywaj w spokoju! Niech rudość twoich włosów, nie płowieje, niech spokój twoich oczu nigdy nie zostanie już więcej zachwiany. Petrus, postać jedynie na chwilę żyjąca i to tylko w pierwszej z właściwych wersji? Pierwszej, ale czy na pewno prawdziwej? Te momenty były tak odrealnione od rzeczywistości, że aż trudno było uwierzyć że mogą być prawdziwe. Czy to się działo na prawdę, czy zaledwie fantazją było? Łąka, tytoń, kwiaty ostu. Bardziej prawdziwa wydawała się wersja w której polanka ta, została jej miejscem śmierci, a kwiaty jej wieńcem złożonym na jej grobie. Może jednak bardziej prawdopodobna była jeszcze inna wersja rzeczywistości: śmierci królików, a po śmierci Murielli odejście jednego ze sługów? Alix i jej mąż pan Ponce w willli znanej jej od wieków? Kto właściwie umarł, a kto nie żyje? Czy to życie, tak tułać się miedzy różnymi wersjami rzeczywistości. No, a właściwie, co teraz na nią czekało, jaka to była wersja?- drzwi do pokoju Alix delikatnie się uchyliły.
-Panienko, przecież budziłam panią już jakiś czas temu, pora się ubrać i zjeść śniadanie, szkoda zmarnować taką okazję do miłego spędzania czasu.-Muriella- Alix, aż zaświeciły się niebieskie oczy.-Proszę? W czym mogę pomóc?-Jaką mamy właściwie datę, Muriello?-Oh...- dziewczyna zaczęła się z zakłopotaniem rozglądać po pokoju- trudno mi powiedzieć moja pani, wrzesień, ale który dzień? Oh właściwie to bardzo trudno powiedzieć, czas mija bardzo szybko. To chyba wkrótce koniec panienki pobytu tutaj. Zdaje mi się nawet, że to właśnie może być dzisiaj...- nieco pobladła- niech mnie panienka nie karci za to, ja nie dostaję w posiadanie, bezpośrednio takich informacji.-A gdzie zatem będę, gdy mój pobyt tutaj się skończy?-Gdzie?- Muriella poczuła jeszcze większe zakłopotanie- Oczywiście w domu, droga panienko- to chyba nie było podchwytliwe pytanie? Nie mówiła pani gdzie mieszka, przecież?-Nie nie mówiłam, ale z tego co pamiętam to w pięknym domu. Możesz już odejść, ja się ubiorę i zejdę na śniadanie.-Tak oczywiście panienko- Muriella ukłoniła się i wyszła.-A to ci zrządzenie losu, pomyślała Alix, dziwniej nie mogło być, choć właściwie to nie było z tej rzeczywistości nic dziwnego, zaś normalnego i spokojnego wiele, o czym Alix miała się przekonać już zaraz. Wystarczyło zejść po schodach i skręcić do jadalni by ponownie miło się zaskoczyć.-Petrusie, jaki mamy piękny dzień!- zdołała wydusić mimo swojego zmieszania.-Alix! To takie przykre, że rozstaniemy się już jutro, te wakacje były jedynymi z najlepszych w moim życiu, wielki żal spływa po moim sercu, w związku z koniecznością powrotu do szkoły- wstał i odsunął jej krzesło by mogła ona na nim usiąść.-Szczęśliwie już niewiele ci brakuje do ukończenia tego etapu w twoim życiu, już wkrótce, ukończysz prywatną szkołę.-Jest to zaiste prawda, muszę ci to przyznać droga kuzynko- uśmiechnął się- jednak nie zmienia to faktu, że chciałbym już być na twoim miejscu, nie przejmując się niczym, ukończyć swoją edukację i mieć święty spokój.-Święty spokój to dopiero w grobie, a znając ciebie nawet w nim się nie wyśpisz!- zaczęli się śmiać obydwoje, dopiero potem złapali za widelce i zaczęli się zajadać obydwoje tuńczykiem podanym na stole. Jaki spokój jaka błogość, z jednej strony koniec dzieciństwa, a z drugiej początek dorosłości.Miło było siedzieć tak na tych ostatkach letniego słońca wśród przyrody, na poletku, z drogim przyjacielem. -Chcesz zapalić fajkę pokoju?- chłopak uniósł, swoją kukurydzianą fajkę do góry.-Oczywiście- przejęła fajkę z jego rąk do swoich.-Jesteśmy teraz w jednym plemieniu.-Już wcześniej byliśmy.-Racja- uśmiechnął się.-Mam takie pytanie- odparł przyjmując fajkę z powrotem.-Słucham.-Czy skoro spaliłem się na słońcu mimo posiadania wcześniej bladej twarzy, to jestem teraz pełnoprawnym czerwonoskórym indianinem?- zaczęła się śmiać i aż przeturlała się po ziemi z tego śmiechu.-Pytam na poważnie- przyjął dziwnie dumną postawę i przewrócił oczami.-Oczywiście wodzu, oczywiście- on również zaczął się śmiać i tak potem wspólnie przemierzali łąkę wzdłuż i wszerz, odgrywając swoje role.-Blada twarzo, dokąd zatem zmierzamy?- odparł Petrus widząc Alix idącą w stronę lasu.-Chciałabym coś sprawdzić.-Ja bym nie zapuszczał się w tamte tereny, nie znam ich.-A ja znam je dobrze, chodź- machnęła ręką przywołując go. Idąc na przód, natrafili na domek w środku lasu.-Ohh! Alixx, tu jest jakiś opuszczony domek, skąd wiesz że nie jesteśmy teraz na czyimś terenie i że nie jesteśmy tu mile widziani?- odparł z przerażeniem.-Nie wiem, ale mało mnie to interesuje w kontekście tego- złapała go za rękę i pociągneła do przodu-że to nie jest ostatni punkt naszej wędrówki, skoro tak ci zależy to podążaj za mną szybciej- wyraźnie przyspieszyła kroku, a on poszedł za nią. -Skąd właściwie ta ochota, na udanie się w te tereny? Gdzie my właściwie zmierzamy, gdzie mnie ciągniesz Alix de Verley.-Ciągnę cię w stronę niezwykle urokliwego miejsca, Petrusie de Verley.-Rozumiem- kiwnął głową i dalszą część drogi nie miał już więcej żadnych uwag.-Czyżby to było to urokliwe miejsce?- zapytał widząc w oddali kaplicę.-W pewnym sensie, choć, zobacz co mamy tuż obok!- pociągnęła go za sobą na cmentarz.-Wielkie mi mecyje- pokręcił głową na widok tych wszystkich nagrobków.-Urocze miejsce, nieprawdaż?-Nie nie prawdaż.-Oh, nie psuj mi tej chwili- Alix rozejrzała się po tym cmentarzyku, dookoła wszystkich grobów rosły kwiaty, maki i stokrotki. Było coś w tym miejscu o tej porze fantastycznego. Petrus jednak nie dostrzegał magii tego miejsca i wyjątkowo kręcił nosem i przestał dopiero gdy Alix zadeklarowała się go z ów miejsca wyprowadzić. Kierując już swoje kroki poza teren cmentarzyska, rzuciła też mimochodem w stronę grobów, na których imiona jej były znajome. Co jednak ciekawe. Okazało się, że imiona te zostały zastąpione innymi, kompletnie w brzmieniu obcymi. Nie miała jednak czasu na głębsze zastanowienie się nad tą kwestią, zwyczajnie ze swoim kuzynem udała się do lasu, a z niego wrócili przed próg willi. Wielkie mecyje, a i owszem. Każdy element wyspy był dzisiaj wyjątkowo piękny, aż Alix miała poczucie, że trudno jej było przypuszczać, że któryś z dni jej życia będzie równie piękny. Sama jej postać była też i piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, rozwiane na wietrze złote włosy, usta zabarwione różem jak i zdrowo wyglądające lica i rozśmiane oczy. Zupełnie inna osoba, zupełnie odmieniona. Aż dziwnym wydawała się taka ilość przyjemności w obliczu całej wcześniejszej historii i chwil gorzkich. Alix de Verley była przekraczając ponownie próg willi, słodką i gładką dziewczyną, bez krzty cierpkości. Ale dziwy w tym świecie, aż to wszystko zdawało się być nierealne, choć w rzeczywistości właśnie ta fantazja prawdziwym życiem była.-Oh moje drogie dzieci, jak miło was widzieć!- Małgorzata de Verley również jakoś cudownie wypiękniała, a energia wręcz tryskała z niej w tej chwili.-Pojawiliście się w samą porę, właściwie to już wkrótce, zjedzie się tu reszta naszej drogiej rodziny. Bardzo miło mi was było gościć- ukłoniła się delikatnie- Droga Alix i drogi Petrusie.-Nam również było bardzo miło- Petrus ukłonił się, a Alix z chwilą opóźnienia dołączyła do niego.-Czy to aby konieczne by już nas opuszczały nasze drogie dzieci?- nagle zza rogu wyłonił się pewien blond włosy mężczyzna z wąsami i o bardzo łagodnym wyrazie twarzy i uśmiechnął się do Małgorzaty.-Oj, Petrus z pewnością, musi wrócić do szkoły, a Alix, właściwie mogłaby nas jeszcze nie opusczać, ale chyba naturalnym jest że też to poczyni, skoro nie będzie miała żadnego towarzystwa.-Może goście z dzisiaj, będą skłonni zostać z nami na jeszcze ostatnie ni tego lata?-Być może Małgorzato, być może- uśmiechnął się jeszcze szerzej.-Czy Teodor wróci dzisiaj do domu, by się z nami pożegnać?- zapytał pewnym głosem Petrus.-Oh, chyba nie, ale wiesz, zawsze możesz wysyłać do niego listy ze swojej stancji.-W istocie, choć przykre, że musiał wyjechać akurat wtedy gdy my musimy się żegnać, mógłby poczekać chociaż jeden, może dwa dni.-Niemniej go oceniać, jest on przecież dorosły- odparł Mężczyzna i po chwili dodał szeptem nachylając się nad nimi- wolałbym gdyby wyjeżdżając tak często w końcu wrócił z jakąś miłą dziewczyną, ale właściwie nic na to nie poradzę.-Panie de Verley- odparła Małgorzata- na wszystko przychodzi pora.-Dobrze Małgorzato- wyprostował się i spojrzał w jej oczy- w pełni się z tobą zgadzam. -Może wrócimy zatem do przygotowań, pani de Verley?-Dobrze Donatien, wyjąłeś mi to właśnie z ust- kiwnęli głowami w ich stronę i opuścili przedpokój, a Alix z Petrusem weszli schodami na piętro. -Pomożesz mi posprzątać moją suszarnię pod łóżkiem?-Masz na myśli spakować, na dno walizki- zaśmiała się.-Tak, a zatem?-Dobrze, czemu nie- pokręciła głową jej politowanie było jednak pozytywne.Pokój Petrusa miał widok na okno wychodzące na przednią część willi, pomagając młodzieńcowi przy sprzątaniu, zwróciła na nie uwagę i składając ostatnie liście tytoniu na dno torby, odwróciła się w stronę okna i stanęła na przeciwko niego, patrząc na zachodzące słońce.-Czas szybko leci- odparł pod nosem Petrus, składając swoje koszule i szelki do wnętrza walizki.-Zaiste- Alix uśmiechnęła się i nieco zmrużyła oczy, po chwili ciszy jednak je rozwarła.-Petrusie, zobacz- wskazała palcem na drzewa- zobacz, tam w odddali.
Ze strony skraju lasu wyjechał powóz zaprzężony w cztery konie: doprawdy imponujący widok.
-Transport ekspresowy: trafnie zauważył Petrus. Wzrok dziewczyny utkwił na tym przybliżającym się do nich w zastraszającym tempie punkcie.-Lepiej będzie udać się już na dół, to chyba twoja rodzina, tylko oni są na tyle majętni by tak szastać pieniędzmi.-Nie byłabym co do tego przekonana.Reszta domowników też już zauważyła zbliżający się w ich stronę powóz, który też i chwilę po tym zatrzymał się przed willą. Postaci z niego wychodzące były jednak w pierwszej chwili zaskoczeniem. Dwóch mężczyzn, jeden młodszy drugi i jasnowłosy drugi starszy i ciemnowłosy-Mon dieu!- krzyknęła Małgorzata wychodząc za próg willi i rzucając się jednemu z mężczyzn na szyję.-Synku, wróciłeś. Ten wylew uczuć udzielił się też i Petrusowi, ze świecącymi oczami dobył do nich i odparł:-Miło, że przyjechałes by się z nami pożegnać kuzynie- uśmiechnął się w stronę Alix, która trzymała się na uboczu, udając że wcale nie jest świadkiem tej sytuacji. Dopiero na dźwięk tego imienia odwróciła głowę i przyjrzała mu się dokładniej-Margrabia Bossu Bombelles, mój drogi przyjaciel- ciemnowłosy mężczyzna ukłonił się.-Miło mi- odpowiedziała skinieniem głowy Małgorzata.-Mi również- Bossu ściągnął kapelusz wypuszczając spod niego swoje długie włosy, które wszyscy zmierzyli wzrokiem pełnego zaskoczenia, szczególnie Alix, która, to jednak nie była w stanie wydusić pół słowa w obliczu tego dziwnego przypadku. Co rusz patrzyła na niego wzrokiem pełnym adoracji, gdy ten siedział na przeciwko niej przy stole na kolacji, czym wydawał się on zupełnie nie wzruszony i mimo iż ani razu nie zdażyło mu się zabrać głosu, to nie zdecydował się spojrzeć na nią chociażby wzrokiem zaciekawienia, ani razu.W obliczu, świadomości własnych uczuć ale i tych okoliczności, Alix czuła wielki ból w sercu, zadrę zadaną przez ten chybotliwy los. -Bossu, czy możliwym jest byś zapomniał o wszystkim tym co nas połączyło na przestrzeni wieków?- poczeła zaniepokojona myśleć. Czuła już pewność tych wcześniej niepewnych uczuć w swoim sercu. Bossu, był przecie jej ukochanym, a śmierć w istocie nie chciała ich rozłączyć. Spojrzała na niego wzrokiem półprzytomnym, na jego długie krucze włosy, na dumnie wyprostowaną pierś, na tę śmiałość w spojrzeniu. On jednak swym wzrokiem zdawał się specjalnie unikać jej spojrzenia, musiała być w tej czynności też nazbyt natarczywa, bo zamiast z jego czułym wzrokiem spotkała się z gniewnym Małgorzaty, która po kolacji wyjaśniła, że nie ma nic bardziej niekulturalnego, niż wlepiać tak natarczywie wzrok w kogoś kto nawet nie jest członkiem twojej rodziny i jeszcze na dodatek mężczyzną. Alix, zrozumiała Małgorzatę, ale zdawała się dalej nie rozumieć tej całej sytuacji. Dopiero gdy mężczyzna zniknął z zasięgu jej wzroku, wydała z siebie ciche westchnienie i wreszcie zrozumiała, że w tej rzeczywistości nic tych dwoje nie łączyło. Cieszyła się obrotem wszystkich spraw, nowo danym, szczęśliwszym życiem, które dostała, ta jednak kwestia, w ten sposób dla niej rozwiązana, była dla niej przykra i poczeła nawet myśleć, że to wszystko co dostała od losu jest bezwartościowe, w połączeniu z tą pustką w sercu, samotnością.
CZYTASZ
Alix de Verley
أدب تاريخيOpowieść o trudnej miłości, której akcja toczy się u schyłku XIX wiecznej Francji, której bohaterką jest 17 letnia Alix de Verley, która to w wyniku tragedii przeprowadza się do swojej ciotki Małgorzaty, która to mieszka w starej willi na wyspie, o...