11.

8 1 0
                                    


-Czy to na pewno konieczne byśmy wracali do willi?- Alix pytająco uniosła jedną ze swoich brwi.

-A dlaczego mielibyśmy tam nie wracać? Pamiętam, jak znalazłam pewien klucz w jednej z szuflad mojego pokoju, to zwyczajnie musi być to...-Moja chatka jest bliżej niż willa, poza tym czy się uśmiecha ci się konfrontacja z Małgorzatą, którą można-byłoby odsunąć na bok spędzając czas tylko we dwoje?-Jeśli się odpowiednio pospieszymy to nawet nie zauważy mojego zniknięcia- zaczęła iść dalej, a on za nią- poza tym jak mówiłeś, powinniśmy się w pierwszej kolejności zająć kwestią twojego grobu...-To kwestia priorytetowa, ale nie wiem czy nie lepiej byłoby ją odsunąć...-Nie rozumiem- znowu się zatrzymali a ona odwróciła głowę w jego stronę.-A co jeśli nie umarłem, a nadal, żyję czy to coś zmienia między nami?- Alix poczuła dziwne mrowienie w okolicach karku.-Ta kwestia, nigdy niczego między nami nie zmieniała, bo w końcu nie wiemy co z tobą i dlaczego tylko ja cię widzę- wbiła speszona wzrok w podłogę.-A co jeśli jestem podróżnikiem w czasie?-To by było bardzo prawdopodobne...-To zakładając że nim jestem, to co musimy uczynić w związku z tą kwestią?-Musisz wrócić do swoich czasów, do 17 wieku.-A skoro muszę, to wrócisz tam ze mną?- twarz Alix zrobiła się jeszcze bardziej blada i nieświadomie z tego oszołomienia rozwarła delikatnie swoje usta, w chwilę jednak się opamiętała i znowu wróciła do kroczenia na przód.-Bossu, my tego nie wiemy, nie ma sensu tak gdybać- odwróciła swój wzrok od niego, gdy ten złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie.-Nawet jeśli cię kocham? Nawet jeśli cię kocham, to takie gdybanie nie ma sensu?- objął jej twarz swoimi dłońmi- myślę, że nie bez powodu tylko ty mnie widzisz, tak musiało po prostu być, jesteśmy dla siebie stworzeni- odepchnęła go od siebie.-Bossu, naprawdę musimy się pośpieszyć i tak dzisiaj nie wrócimy na cmentarz, ale lepiej już naprawdę wracać, mam poza tym wrażenie, że zaraz zacznie padać...- westchnęła będąc dalej oszołomiona i dalszą drogę, przebyli nie zamieniając ze sobą ani słowa czy spojrzenia. Zobaczenie drzwi wejściowych oznaczało pożegnanie, zwłaszcza po tym suchym dialogu, Bossu nie miał prawa myśleć o tym inaczej, jego słowa były w pełni szczere, toteż uszanował również na nie reakcję Alix i na pożegnanie nawet nie kwapił się by złożyć pocałunek na czubku jej dłoni, ukłonił się jedynie i odszedł. Mimo wszystko nadal byli w listownym kontakcie. Przewidywania Alix, co do powrotu były słuszne, Małgorzata, nie zauważyła jej zniknięcia, za to ucieszyła się na jej widok, gdy spotkały się na kolacji.-Oh! droga Alix co za dzień, złodzieje tuż za rogiem i to dosłownie, chyba byłaś w trakcie czytania jednej z tych książek które pozwoliłam ci wypożyczyć, toteż nie słyszałaś ani zdania z tej całej afery kolczykowej, po tym jak cię opuściłam na śniadaniu, odbył się bardzo długi proces i przeszukiwanie pokojów naszej służby, na szczęście sprawczyni się znalazła i już jest w trakcie pakowania swoich manatków z naszego bogatego przybytku, haha- zaśmiała się pogodnie. Ileż to złodziei potrafi być w najbliżym otoczeniu, nie pojęte, doprawdy nie pojęte, ale cóż po tym incydencie wyciągnęłam istotne wnioski, bowiem, nie wiem czy wiesz droga, Alix, ale od przyszłego tygodnia mam w planach wymianę połowy służby, nowi ludzie garną się do pracy, a ja szczęśliwie będę mogła im dać posady- haha- zaśmiała się równie pogodnie co wcześniej. Nie mam już zaufania co do tych młodych, bo ile miała ta nasza Muriellka- złodziejka? 20 lat?- spojrzała pytająco w stronę dziewczyny.-Nie mam pojęcia ciociu, zdaje mi się że była nieco ode mnie starsza...-Tak czy siak młoda dziewczyna, z wątpliwymi zasadami moralnymi, starsi mają je dobrze wpojone, bo kiedyś lepiej wychowywało się dzieci toteż są teraz bardziej godnymi zaufania i wartościowszymi dorosłymi. No nic, moja Alix, no nic, mam pomysł jeszcze jeden mam nadzieję, że się ucieszysz, bo ja się bardzo ucieszyłam. Nie dokończyłaś, biedne dziecko ostatniego roku swojej edukacji, przez ten pożar, ale szczęśliwie znalazłam dla ciebie podręczniki i guwernatkę do nauki. Moje drogie dziecię! Ukończysz szczęśliwie edukacje, mam nadzieję, że cieszysz się równie ogromnie co ja, moje drogie dziewczę- Alix w normalnej sytuacji nie kwapiła by się do szybkiej odpowiedzi będąc jednak na niespokojnym oku Małgorzaty, zdołała wybełkotać wątpliwej merytoryki wypowiedź-Tak ciociu oczywiście- i potem już obydwie zamilkły i w ciszy spożyły dorsza z kartoflami. Wstając już od stołu Alix nieco niepocieszona zapytała w końcu ciotunię:-Ciociu, a od kiedy ta guwernantka, będzie mnie uczyć... i w jakich godzinach?-Drogię dziecię, kwestia fantastyczna, może mi nie uwierzysz, ale skoro dzisiaj niedziela, to zacznie cię uczyć od jutra. Będzie mieć u nas pokój, i uczyć cię codziennie po parę godzin przez cały tydzień, tak byś szybko nadrobiła materiał.-A ciociu- Alix rozpaczliwie zaczęła rozglądać po wszystkich kątach pokoju- a ciociu...- w jakich godzinach będę miała czas wolny?-Całe niedziele, bo to w końcu dzień, w który nie można pracować, a tak to przed snem, byś mogła dla przyjemności czytać wieczorami- Małgorzata uśmiechnęła się i odstąpiła od stołu.-Mam nadzieję droga Alix, że nie masz już więcej pytań, bo nieco śpieszy mi się do mojego gabinetu, muszę załatwić parę spraw...-Nie ciociu...-To dobrze, życzę miłego czytania- wstały obydwie i poszły w przeciwne strony, powolnym krokiem, dopiero gdy Alix zniknęła z zasięgu wzroku Małgorzaty, dziewczyna zaczęła biec i wbiegła do swojego pokoju zatrzaskując swoje drzwi. -Mój boże, los mi całkowicie nie sprzyja...- usiadła przed drzwiami i ciężko oddychając, zaczęła pisać kolejny liścik do Bossu, któremu tym razem przygotowała kopertę... i dodatkową zawartość."Drogi Bossu, obawiam się, że już nigdy się nie spotkamy, zła ciotka Małgorzata postanowiła pozbawić mnie wszelkiej wolności i pod pretesktem dopilnowania mojej edukacji postanowiła, zagarnąć moją młodość i zamykać mnie na całe tygodnie w moim pokoju, dlatego też przekazuję ci ten list, by poinformować cię i powołać do podjęcia odpowiednich kroków: weź ten klucz, dobrze ci radzę i sam sprawdź co się kryje za wrotami katakumb, następnie, listownie, wyłącznie listownie, bo absolutnie nie mam czasu, przekaż mi to co tam zobaczysz i czy znajdziesz swoje ciało.Alix de Verley"Na niewyobrażalne męki musiała skazać ów dziewczyna, tego mężczyznę, gdy czytał treść jej listu, z zapaloną naftową lampką pośrodku gęstego lasu. Gwałtowność tego kontaktu, świadomie wzmocniła i tak te niepewne uczucia jakie Bossu, żywił do Alix, ale czytając te słowa i widząc jej obojętność, nie mógł już dłużej chować swojego rozżalenia i przykrości jaka mu doskwierała, porwał się od łóżka i wyszedł przez drzwi, mimo nocy znał dobrze tę drogę, toteż po chwili wędrówki, mógł stać już pod oknem Alix i widząc je otwarte, zaczął się wspinać po balustradzie, by w końcu wejść do niej przez ich ramę.-Białogłowo, rozumiem i akceptuję, ten brak odwzajemnienia moich uczuć, tuszę, że było ci chociaż przy mnie miło- Alix siedziała na łóżku i nie zdawała się być nawet zdziwiona jego pojawieniem.-Jestem zjawą, to pewne, jestem przekonany, że przy pomocy tego klucza- podniósł przyrząd do góry- będę mógł to potwierdzić. Przepraszam, za moje istnienie, za pojawienie się w twoim życiu, proszę jedynie o towarzystwo w tej ostatniej chwili, chociażby to miał być ostatni raz kiedy się widzimy, bo jeśli jestem duchem to w istocie nie ma dla nas przyszłości, mimo oczywistej szczerości moich uczuć i czystych zamiarów, mimo zbrukanej przeszłości...- jej wzrok przeszywał go na wylot, pełen był grozy, on odwzajemniał się takim samym spojrzeniem. Gniew narastał, Alix jednak nie dawała mu wypłynąć na zewnątrz, dziwy między nimi, emocje, narosły jeszcze bardziej gdy Alix postanowiła wstać.-Zgadzam się, możemy udać się tam teraz, księżyc nam sprzyja- Alix zdawała się być swoją odpowiedzią jeszcze bardziej zmieszana niż Bossu, który to jednak postanowił utrzymać między nimi dystans.-Wyjdę przez okno, ty wyjdź przez drzwi- skinął głową i w istocie wyszedł przez obramowanie okiennicy i zsunął się po balustradzie gdy zobaczył ją, obok siebie w lnianej koszuli nocnej kroczącą z bosymi stopami, to miał ochotę ją porwać i w objęciach całą drogę nieść w swych ramionach, powstrzymał swój zapał na taki pomysł i nawet nie raczył zapytać, czy aby na pewno nie jest jej zimno, skoro, na to by wskazywał jej skromny ubiór w taką pogodę. Mijali wiele gruntów, niektórych wilgotnych, niektórych suchych. Alix zdawała się być jednak obojętna na wszelkie oblicza natury i dalej szła wyprostowana maszerując. Bossu postanowił więc zignorować całkowicie jej osobę i pogodzić się z tym, że cudowne chwile jakie razem przebyli to już zwyczajnie przeszłość. Las nocą, zdawał się jednak w tej ciemności nieco ich do siebie przybliżać, parę razy zetknęli się dłońmi, niespecjalnie, ale nie pesząc się przy tym. Alix złapała za rękę Bossu w momencie gdy znowu musieli się przemieścić wspólnie pod ogrodzeniem- dzięki temu, nie pobrudziła swojej lnianej koszuli i bardziej niż on, na cmentarzu wyglądała jak prawdziwa zjawa: piękna to była dziewczyna, teraz gdy była dla niego niedostępna to dostrzegał to jeszcze bardziej, coś jednak było niepokojącego w tej jej ulotności...- mężczyzna przystanął na chwilę, a ona dalej sunęła swobodnie na przeciwko niego.-Mój boże Alix!- krzyknął widząc jej oblicze odwracające się w jego stronę.-Przecież ty robisz się cała przezroczysta, nie rozumiem, co się dzieje- porwał się do niej i ją całą objął: Alix rzeczywistą, choć znikającą na jego oczach, rozpływającą się wśród całej tej mgły, która ogarnęła cmentarz, jego znikającego wraz z nią, cały świat znikający dookoła, wirujące wspomnienia, myśli czyny, całą gwałtowność...- Bossu wstał od łóżka.-Mój boże! To był zaledwie sen, sen, niepokojący sen- złapał się za głowę i zobaczył w rogu swojego pokoju liścik od Alix, w rzeczywistości nigdy nie wspiął się po balustradzie willi i nie dobył jej okna, to wszystko było nierzeczywiste. Musiało być około czwartej godziny, a on przed trzema położył się spać, a jego niepokój przed położeniem się, odbił się na treści jego snów. Korzystając ze swojego gwałtownego obudzenia się ubrał się i dobywając klucza spoczywającego koło nocnego stolika, udał się samemu, zgodnie z zaleceniem Alix, na cmentarzysko. W nocy wyglądało ono równie groźnie jak w jego śnie, a mgła która wysunęła się zza rogu, przyprawiła go osłupienie związane z deja vu. Jego serce mocniej zabiło- klucz, który włożył do zamka, pasował idealnie, a kamienne drzwi uchyliły się przed nim. Rozsądnie zabrał ze sobą naftową lampkę, toteż mógł dostrzec swoje stopy w trakcie gdy schodził po starych cementowych schodach, na końcu których znajdował się korytarz, z zagłębieniami na trumny. Ohh, nigdy by nie przypuszczał że będzie ich tak wiele, podobnie jak pajęczyn i ich twórców. Szczęśliwie wszystkie były oznakowane... wśród obco brzmiących imion i nazwisk, dostrzegł jedno oznaczenie trumny, zakryte przez pokrywającą miedzianą tabliczkę patynę, litery były ledwie dostrzegalne, musiał się znacznie przybliżyć, by dostrzec imię mu tak bliskie, ale jednak kompletnie nie spodziewane w tym miejscu, a mianowcie: Alix de Verley.*Słońce o poranku, w poniedziałek było jak wyrok, dla dobra całej tej sprawy, Alix czuła jednak, że niejako udało jej się wrócić wreszcie do normalności, pamiętała nadal wersję rzeczywistości, w której przez swój brak edukacji miała problemy finansowe i garb od bycia hafciarką. Niepodobne, były te wydarzenia i chciała za wszelką cenę do nich nie dopuścić, wstała z raczej optymistycznym podejściem, z dozą bezpieczeństwa. To wszystko to sen: całe jej życie, odkąd straciła rodziców w pożarze... Może to sam bóg dał jej szansę to wszystko naprawić? I w centrum tego wszystkiego był Bossu Bombelles, którego tylko ona widziała, bo był jej aniołem stróżem? Nie- na wspomnienie gwałtowności jaka ich połączyła dwa dni temu, zdecydowanie nie mogła o nim powiedzieć że był aniołem, choć jeśli to na pewno nie cnotliwym, a zbuntowanym. Tak jakby dziewiczość, zdawała się być jakimś fundamentem religii chrześcijańskiej, a nie jej brak. Właściwie to nie wierzyła w boga, choć po tym co ją spotkało tylko jego istnienie mogło by wyjaśnić całą dziwność jej losów. Alix de verley, Alix de verley... właściwie zaczęło jej się zdawać tak jakby jej życie nie istniało zanim tu trafiła, a całe 17 lat toczyło się tutaj, trochę pogubiła się w chronolologii, byciu, logice. Co tu właściwie się wydarzyło a co nie?- starała się odtrącić podobne temu myśli jednak było to trudne, w obliczu całego natłoku tych wydarzeń. Muriella w poprzedniej wersji rzeczywistości została zamordowana przez Bossu przypadkiem, a w tej wersji wybrana przez niego przypadkiem na złodziejkę pereł. Przypadek, ale czy na pewno? Ktoś w tej wersji rzeczywistości powinien zgodnie z chronologią ponownie odejść, coś się wydarzyć, jakie właściwie wydarzenia miały się powtórzyć, jakie czynniki pozostawały niezmienne? Pamiętała ten dzień, gdy się ubierała sama już po śmierci Murielli, co się wydarzyło potem?- wyszła z pokoju, rozejrzała się po korytarzu, służba kolejkami ustawiała się na przeciwko jednych drzwi i wchodziła do nich po sobie. Byli w trakcie przygotowywanie pokoju dla guwernantki.-No tak...- pomyślała Alix i wróciła do pokoju: postanowiła odłożyć książki, które wzięła z biblioteki, te mimo że częściowo nieprzeczytane, to były już jej niepotrzebne, skoro miały zostać zastąpione już wkrótce przez podręczniki. Stanęła u progu jednego z regałów- tak to była w istocie bardzo przyjemny w obyciu księgozbiór- te piękne grzbiety, z pozłacanymi literami...- przez jej nieuważność z jej dłoni wychyliły się książki i upadły na podłogę, podniosła je i pomyślała o pewnej rudej kobiecie- przypomniał jej się mimowolnie fizys zszkowanej Lady Oscar. Dziwne dla niej było, to że w tej wersji rzeczywistości nawet jej nie poznała, daty przecież powinny się zgadzać- pomyślała nad tym chwilę, po czym odgoniła te myśli i posłusznie, wyszła na korytarz z zamiarem przygotowania się do zajęć. Kątem oka dostrzegła nieznaną jej kobiecinę wspinającą się nieporadnie po schodach, szybkim krokiem dobyła do niej i pomogła jej we wnoszeniu manatków.-Panienkat to pewnie Alix, jeśli się nie mylę?- kobieta wyjrzała na nią zza grubych okularów i blado się uśmiechnęła, gdy ta pomogła przenieść jej rzeczy do pokoju.-Tak dokładnie- odpowiedziała kulturalnie delikatnym skininiem głowy.-Sibilla Saunier, pozwól, że ten dzień odpocznę jeszcze po długiej podróży.-Naturalnie- Alix mimo wcześniejszego nastawienia poczuła się zmieszana w obliczu takiej sytuacji- zostawię więc panią samą- chwyciła za klamkę.-Dziękuję- dziewczyna wyszła przez jej drzwi. Postanowiła wrócić w obliczu tej sytuacji do bibloteki, siedziała tam, przy otwartym oknie, aż do czasu gdy się ściemniło na zewnątrz, wtedy postanowiła udać się na kolację, gdyż pewna była, że to już na nią pora. Schodziła powolnym krokiem po schodach, trzymając się obręczy. Niefortunnie jednak stało się coś wielce nieprzyjemnego, drewniana obręcz, będąc starą, ku jej nieuwadze, stała się czymś niebezpiecznym dla jej ręki, i przejeżdżając nieco gwałtownie wnętrzem dłoni, rozcieła ją sobie, a krew przelała się na tej obręczy. Poczuła metaliczny zapach krwi, a unosząc dłoń na przeciw twarzy, zobaczyła też i tą lepką bordową ciecz. Wzdrygnęła się i zatrzymała. Ten zapach zawirował w jej głowie i mimowolnie osunęła się na stopnie tych schodów nieprzytomna.Otwierając oczy zobaczyła wnętrze swojego pokoju, sama przykryta była pod kołdrą. Ten widok był oczywiście znajomy, wstając jednak nie sądziła, że się okaże, aż tak znajomy. Łóżko z baldachimem z dwoma tysiącami frędzli i wąsaty mężczyzna wychodzący jej na spotkanie w tym momencie.--Myślałem, że jesteś na zewnątrz, prawdę mówiąc widziałem cię jak wychodziłaś przez wejściowe drzwi- wypowiedział to zdanie tak samo intonując tym swoim ochrypłym głosem i wbił pusto wzrok w okno, z którego ten widok roztaczał się na las-My się już znamy prawda?- odparła przypominając sobie kwestię z tej sceny- jej włosy były teraz takie piękne, gładkie, fantazyjnie pofalowane, w żaden sposób jeszcze nie wybrakowane, nie przerzedzone, tak jak to wtedy gdy rzuciła się na schody poraz pierwszy-Tak i to całkiem dobrze- odpowiedział niezręcznie i blado się uśmiechnął, by po chwili znowu się skrzywić- to ja chyba już pójdę...- odparł i skierował się w stronę wyjścia.-Bossu... kocham cię- wypowiedziała to zdanie szeptem, ten jednak wyraźnie usłyszał bo się odwrócił w jej stronę.Obydwoje zastygli w miejscu i patrzyli sobie z wyraźnym wzruszeniem w oczy.-Też, cię kocham Alix, ale nie wiem dlaczego, nawet Cię nie znam...-

Alix de VerleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz