Powrót

135 11 24
                                    

Spojrzałam przez owalne okno samolotu, którym leciałam już jakieś prawie siedem godzin. Miałam już jedną przesiadkę, a kolejna ma być w Californii. Z tego co ukazywała mapa na moim telefonie, jesteśmy dopiero nad Oceanem Spokojnym. Spojrzałam kątem oka na swoją matkę, która siedziała obok i spała. Chociaż tyle dobrze, że nie muszę słuchać jej pijackiej gadki. 

Wsłuchałam się w tekst piosenki, która leciała przez czarne AirPodsy w moich uszach, a po chwili oparłam się głową o ścianę. Przymknęłam oczy, które w kolejnej chwili zamknęłam, przez zmęczenie. Pięć dni temu mieszkałam jeszcze w Sydney, a teraz wracam do miejsca, gdzie mieszkałam, zanim się wyprowadziłam z mamą. 

Po prawie dwunastu latach, znów będę chodziła po ulicach Greenfield. Znowu to tam będę chodziła do szkoły. Może wrócę do sportu, który kiedyś uprawiałam? Się zobaczy. Po chwili poczułam jak się odprężam, a następnie nadchodzi spokojny sen. Obudził mnie dopiero głos pilota, który mówił, że za dziesięć minut będziemy lądować na lotnisku w Victorville. 

Czyli druga przesiadka i kolejne ponad cztery godziny lotu. Czyli w sumie osiemnaście godzin i osiem minut całościowej podróży, chyba że będzie jakieś opóźnienie. Zapięłam pas, po czym ponownie spojrzałam na kobietę, która siedziała obok. Piła wodę z butelki, a do tego była wyraźnie przymulona. Kac... 

***

Znowu gapię się przez to okno w samolocie, i ponownie cały czas słucham muzyki. W sumie podróż trwa już jakieś szesnaście godzin. Po kolejnych dwóch lądowaliśmy na lotnisku w Milwaukee. Gdy tylko przeszłyśmy kolejną odprawę, poszłyśmy odebrać nasze walizki. Poprawiłam swój czarny plecak, który miałam zawieszony przez prawe ramię. 

Stanęłam razem z czarnowłosą kobietą przy odbiorze bagażów, ale ich nie było. Poszłam sama w kierunku obsługi, aby powiadomić ich o braku naszych walizek. Mężczyzna w okularach zaczął coś wpisywać w komputer, a po chwili powiedział mi, że rzeczy moje i mojej mamy poleciały do Indianapolis. Przeprosił za niedogodności, a następnie zadzwonił niewiadomo gdzie. 

Po chwili powiedział, że bagaże do jutra powinny być na tym lotnisku. Kiwnęłam głową i podziękowałam cicho, po czym poszłam w kierunku mojej matki, która wyjęła ze swojej torebki piersiówkę, z której następnie się napiła. Złapałam ją za ramię, po czym pociągnęłam ją w kierunku drzwi, a następnie w kierunku wyjścia z lotniska. 

Zatrzymałyśmy się na postoju dla taksówek, gdzie następny złapałam jedną. Wsiadłyśmy do środka, a ja podałam kierowcy dokładny adres. Będziemy mieszkać w tym samym domu, co kiedyś z tatą. Montgomery Drive. Ulica, po której biegałam, jeździłam na rolkach, rowerze i gdzie grałam w piłkę z przyjaciółmi, którzy teraz mnie pewnie nawet nie poznają. 

Prawie dwanaście lat minęło, a oni widzieli mnie ostatnio, kiedy wszyscy mięliśmy po sześć lat. Właściwie to, zapewne zapomnieli, że kiedykolwiek ktoś mieszkał w tamtym brzoskwiniowym domu z ciemno brązowym dachem. Samochód się zatrzymał, a ja zapłaciłam kierowcy powiedzianą przez niego sumę pieniędzy. 

Po chwili odjechał, a ja poczułam jak moja matka objęła mnie ramieniem, które natychmiast zrzuciłam z siebie. Spojrzałam na nią karcąco, ale ona kompletnie się tym nie przejęła. Uśmiechnęła się, a z jej ust wydobyła się pijacka czkawka. Musiała mieć coś mocniejszego w tej piersiówce, niż piwo czy whisky. Wyjęła z kieszeni torebki klucze, które odrazu od niej zabrałam, po czym ruszyłam w kierunku domu. 

Otworzyłam drzwi, a następnie pokazałam palcem na drzwi, aby kobieta się schowała i nie pokazywała się sąsiadom w takim stanie. W jakich my czasach żyjemy, że to córka jest bardziej odpowiedzialna, niż jej własna matka? Gdy tylko weszła do środka, odrazu poszła do salonu, gdzie opadła na kanapę. Ja natomiast wbiegłam po schodach, aby wejść do swojego pokoju, który całkowicie się zmienił. 

Kiedyś różowe ściany, aktualnie były ciemno szare, a na jednej, pod którą stało dwuosobowe łóżko, były kawałki cegieł doczepionych do cementu. Na wejściu był mini korytarzyk, przez który trzeba było przejść dwa kroki, aby zobaczyć pokój w całości. Zaraz po lewej znajdowała się szafa wbudowana w ścianę, która miała rozsówane drzwi, które jednocześnie były lustrem. 

Obok znajdowało się łóżko z białą pościelą i ażurowymi, czarnymi zdobieniami na nogach oraz na zagłówku. Przy nim, po lewej stronie znajdowała się biała szafka nocna z dwiema szufladami, a także czarnymi klamkami. Po drugiej stronie, w rogu wisiała półka na książki, która była czarna. Dalej było okno z szerokim parapetem, na którym leżały poduszki. 

Idealne miejsce do siedzenia. Dalej w rogu stał, a raczej wisiał duży, ratanowy fotel, który był podwiwszany na grubym łańcuchu od sufitu. W środku był wyłożony koc i dwie poduszki. Obok stała jakaś paprotka, a dalej, na środku ostatniej ściany stało duże biurko, które również było białe. Przy nim stał fotel z odkręconym oparciem, nad nim wisiała tablica korkową, a pod blatem był kosz na śmieci. 

Na podłodze leżał jeszcze puchaty, czarny dywan. Rzuciłam plecak na ratanowy fotel, a następnie usiadłam na brzegu łóżka. Rozejrzałam się po całym pokoju, a wspomnienia z mojego dzieciństwa wróciły prawie natychmiast. Praktycznie we wszystkich przewijał się mój ojciec. Położyłam się na łóżku, po czym przymknęłam oczy. Wyjęłam z kieszeni wibrujący telefon, a tam spostrzgłam, że dostałam maila ze szkoły, do której od jutra będę chodzić. 

Dostałam plan lekcji i rozpiskę książek. Połowa ostatniego semestru, a ja dołączam do klasy, jak gdyby nigdy nic. Podniosłam się z łóżka, po czym szybko wyjęłam z plecaka mojego laptopa. Dobrze, że przynajmniej jego nie spakowałam do walizki. Weszłam na swój profil na Facebooku, gdzie odrazu opublikowałam post. 

Powrót na stare śmieci -
Zaliczony ☠️☠️

Zaczęłam przeglądać inne strony, ale po jakimś kwadransie mi się to znudziło, dlatego zamknęłam laptopa. Założyłam AirPodsy, po czym położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy, a sen nadszedł niemal odrazu. Obudziłam się w środku nocy, po czym spojrzałam na telefon. Była za dziesięć szósta. Jaki jest w sumie sens, żeby iść dalej spać? Idę na ósmą, więc mogę zacząć się powoli ogarniać. 

Wstałam i wyjęłam z plecaka ubrania, które wzięłam na zmianę w czasie podróży, ale koniec końców się nie przydały. Wzięłam je, a także moją kosmetyczkę, po czym weszłam do łazienki, do której drzwi były w moim pokoju, zaraz obok wyjścia z pomieszczenia. Zmyłam swój stary makijaż, po czym nałożyłam nowy. Przeczesałam brwi bezbarwnym żelem, mocno wytuszowałam rzęsy, które dokładnie rozczesałam drugą szczoteczką. 

Przebrałam się w długie, czarne rurki z wysokim stanem, które miały przewieszone na krzyż dwa łańcuchy. Czarny top na ramiączkach, a na niego oczojebny, różowy croptop, z odkrytymi ramionami. Na nogi wciągnęłam czarne botki, które również miały od przodu sześć łańcuchów, a na dłonie siateczkowe rękawiczki. Ponownie stanęłam przed lustrem, gdzie z kosmetyczki wyjęłam czarną, zastygającą pomadkę. 

Umyłam zęby, po czym dokładnie obrysowałam krawędź ust konturówką w tym samym odcieniu, a następnie wypełniłam usta ciemnym kolorem. Wyjęłam swoją szczotkę do włosów, którą w kolejnej chwili przeczesałam swoje długie, czarne strąki. Zrobiłam przedziałek na środku, a następnie górną oraz nieco krótszą część włosów złapałam w dwa kucyki. 

Po chwili wróciłam do pokoju, gdzie w kolejnym momencie schowałam wszystkie swoje cenne rzeczy w różnych miejscach. Portfel, powerbanka, piórnik i gruby zeszyt A4 zostawiłam w plecaku, który zarzuciłam na plecy. W szufladzie od biurka znalazłam klucz do drzwi mojego pokoju, dlatego gdy tylko zabrałam telefon i bluzę z dużym kapturem, zamknęłam go. 

Zeszłam cicho na parter, gdzie z salonu słyszałam głośny oddech mojej matki. Zajrzałam przez próg, a tam dostrzegłam kilka butelek po piwie. Ledwo jeden dzień tu jesteśmy, a ona już opróżniła połowę asortymentu najbliższego sklepu? Coś czuję, że niedługo nabawi się marskości wątroby. Podeszłam do drzwi, po czym wyszłam z domu i zakręciłam zamki. 

Trochę jeszcze pamiętam, gdzie był przystanek autobusowy, więc powinnam dać sobie radę. W razie czego, mogę kogoś zapytać, ale wolałabym tego uniknąć. Szłam powolnym krokiem. Miałam jeszcze sporo czasu. Dochodziła siódma. Odetchnęłam chłodnym powietrzem, które towarzyszyło marcowemu porankowi. 

Jestem ciekawa jak bardzo zjebani ludzie będą uczęszczać do tej szkoły. 

SzansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz