🍁🍂][~*.13.*~][🍂🍁

107 15 27
                                    

Ukraina czuł się dosyć niepewnie. Serce biło mu jak szalone. Z drugiej zaś strony, czuł, że miejsce, na którym spoczywała ręka drugiego chłopaka, się zaraz stopi. Pomyślał w tej chwili o ojcu i o tym, co by powiedział. W rzeczywistości, to nie jest normalne, w jaki sposób Kanada go trzymał. Wyglądali jak para, nie jak przyjaciele. Ukrainiec zmarszczył brwi.

Świetnie, to idiotyczne i... nie! To nie jest idiotyczne. Podoba ci się, więc dlaczego coś innego miałoby wpływać na twoje decyzje, skoro właśnie tego chcesz?... Ale czy na pewno chcesz...? – pomyślał.
Głowił się nad tym niesamowicie. Próbował przezwyciężyć siebie. Złapał się za drżące ręce. Było mu gorąco, a za razem zimno.

Po Kanadyjczyku nie można było wywnioskować absolutnie, że jest chociaż trochę zestresowany. Spokojny wzrok, łagodny uśmiech. Powoli oddychał.
W środku zaś, piekło. Chyba po prostu się bał. Bał się, że w wyniku tego, co robi, zostanie odrzucony. Nie przeżyłby tego. W zadadzie, nawet nie był w stanie sobie nie wyobrazić siebie w takiej sytuacji.
Obecne wydarzenia kiepsko do niego docierały. Czuł się, jakby zaraz miał zemdleć. Tyle stresu...

Podczas, kiedy Ukraina rumienił się coraz mocniej, Kanada coraz bardziej bladł.

W końcu starszy się zatrzymał i puścił drugiego. Udało się. Obaj żyją. Nagle Kanadyjczyk spoważniał, spojrzał na drugiego i złapał go za ręce.

Dziękuję, że nie uciekłeś, krzycząc. Serio... – powiedział, oddychając głęboko.

Y-y... N-nie ma za co, chyba?... Um... – młodszy złapał się za ramię.

Heeeeh... Hm... Wolisz miejsca bardziej miejskie czy naturę? – zapytał Kanada.

Chyba naturę – drugi rozejrzał się.
Starszy złapał go za rękę i pociągnął za sobą. Krzaki, dzikie jeżyny...
To było to samo miejsce, co tamtego wieczoru, kiedy Ukrainę coś tknęło w piosence, którą wówczas zaśpiewał chłopak. Ziemia była pokryta ostrymi roślinami. Ewidentnie nikt tu nie chodził. Zatrzymali się znowu tam, gdzie wtedy. Tylko tym razem, jest południe, nie ciemny wieczór.
Kanadyjczyk rzucił na ziemię bluzę.

Proszę bardzo. Luksus, zapewniam. Nie uśnij mi tym razem – zaśmiał się.
Ukrainiec zajął miejsce na tej bluzie.

Dziękuję. Postaram się nie zasnąć – obojgu było teraz do śmiechu.
Młodszy spojrzał na kostki. Znowu to samo. Przejechał ręką po tej części ciała. Znów śliska krew. Tym razem drugi to zauważył.

Kurczę, nie przewidziałem tego. Ja noszę wysokie buty, więc jakoś no – chłopak nie miał przy sobie niczego takiego, więc wytarł tą krew rękawem bluzki.

Nieeee. To się może nie odeprać – Ukraina próbował go powstrzymać, ale za późno już było.

Shh. Jak mi nie pozwolisz tego wytrzeć, to zliżę – konsekwentny ton, a także taka mina wyglądały przekonująco.
Co lepsze, nie wyglądał, jakby żartował. Niższy oblał się rumieńcem i spojrzał na widok miasteczka. Tamten kontynuował czynność, dopóki nie skończył.

Serio tu ładnie, ale... nie sądzisz, że to trochę... gejowskie? – Ukrainiec bawił się palcami.

O matkooo... Owszem, sądzę, ale co w związku z tym? Ja wychodzę z założenia, że w człowieku to płeć jest najmniej ważna – odpowiedział Kanada, wzdychając.
Niecierpliwie teraz oczekiwał reakcji drugiego.

...Dlaczego ty tu jesteś?... – zapytał nastolatek, skupiająz wzrok na towarzyszu.

Eh? Co masz na myśli? – te słowa trochę przestraszyły starszego.

][ *~.𝑺𝒕𝒓𝒆𝒔𝒔𝒆𝒅 ❁𝒖𝒕.~* ][ Countryhumans ][ UkrCan ][Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz