Part 3

955 62 19
                                    

Catra POV:

Jestem tak cholernie sfrustrowana tym, że nie mogę być teraz tak blisko Adory, jakbym tego chciała. Ale muszę wytrzymać z moimi nieznośnymi pragnieniami do końca dnia. Postawiłam duży krok do przodu przed ruchomymi schodami, chowając ręce do kieszeni. Nie jestem jakoś wybitnie głodna, ale nie mogę myśleć tylko o sobie. 

- To co? Gdzie zamawiamy szamkę? - Entrapta jako ostatnia opuściła schody, rozglądając się wokół. 

- Idziemy do Maca albo KFC? - Scorpia zaproponowała restauracje typu fast food, a Entrapta szybko przystała na tą opcje. 

- Ja mam ochotę na coś słodkiego. A ty, Catra? - Usłyszałam delikatny głos Adory, na co moje policzki od razu nabrały różowego odcienia. 

- Um... Ja... Ja chyba też - rzuciłam, nieco się jąkając. 

- No to zostało nam się rozdzielić. Co wy na to, żeby spotkać się ponownie za pół godziny pod Sinsay'em? - Blondynka spojrzała na każdą z nas, szukając oznak sprzeciwu lub niezadowolenia. Ponieważ ich nie było, jasnym się stało, że wszystkie przystałyśmy na układ. 

Kiedy tylko pozostała dwójka utonęła w tłumie, Adora szybko złapała moją dłoń, ciągnąc mnie w stronę Starbucksa. 

- Adora... Pst, Adora! Puść mnie... Co jeśli ktoś znajomy nas zobaczy... - zdenerwowana zaczęłam szeptać, ale kiedy dziewczyna udawała głuchą, postanowiłam, że drastycznie wyrwę dłoń z jej uścisku, co okazało się największym błędem, jakikolwiek popełniłam. 

W odpowiedzi na mój brutalny gest blondynka niespodziewanie zatrzymała się w miejscu. Zrobiła to tak gwałtownie, że mało brakowało, a zderzyłabym się z jej plecami. 

- Okej... Przepraszam, Catra... Powinnam to uszanować... - rzuciła przez ramię, nieśmiało się przy tym uśmiechając. W jej głosie słyszałam coś więcej niż tylko fałszywy uśmiech czy dyskomfort, ale także głębokie rozczarowanie i... smutek? 

- Nie, Adora... Źle mnie... - zaczęłam tłumaczyć się niezwykle delikatnym tonem, czując, że nie dość ją zraniłam, to pewnie nieźle do siebie zraziłam swoim beznadziejnym zachowaniem. 

- Nic się nie stało, chodźmy już... - szybko przerwała moją wypowiedź, chowając ręce do kieszeni i idąc dalej przed siebie.

Zamilkłam, ruszając za niebieskooką. Czy uczucia muszą być aż tak skomplikowane? Chciałam tylko, żeby ten dzień spędzony z przyjaciółkami i moją dziewczyną był najlepszy na świecie, a już się pieprzy... Super... Minęłyśmy próg kawiarni, kierując się do kasy. Wnętrze wypełniał przyjemny aromat kawy zmieszany z karmelem, cynamonem i innymi dodatkami.

- Co dla was? - spytała kasjerka, wyjmując zza ucha długopis i otwierając notes do zamówień. 

- Dla mnie poproszę Toffee Nut Latte i sernik z wiśniami, a ty co chcesz? Mów śmiało, nie krępuj się - powiedziała Adora dosyć neutralnie, jakby jej zranione serce już dawno zapomniało o nieprzyjemnym incydencie sprzed paru sekund, ale miałam wrażenie, że nadal skrywa się pod talią miliona asów. 

- To ja poproszę tylko Salted Caramel Hot Chocolate - rzuciłam, wyciągając z kieszeni portfel.

- Nawet o tym nie myśl słońce, ja dziś stawiam - oznajmiła, zbliżając kartę do czytnika, a mnie ogarnął szok i niedowierzanie.

Już nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Czy ona w końcu jest na mnie zła, udaje, że nic się nie stało czy serio już puściła tą sytuacje w niepamięć...? Odeszłyśmy do kasy i zajęłyśmy czteroosobowy stolik przy ścianie. Adora zdjęła płaszcz, wieszając go na oparciu krzesła, po czym usiadła naprzeciwko mnie. W oczekiwaniu na zamówienie nastała pomiędzy nami nieznośna cisza. Zaczęłam stukać palcami o stolik, chcąc jakoś zmniejszyć dystans pomiędzy nami, ale w rezultacie tylko zirytowałam paru klientów siedzących koło nas. 

- Popilnujesz mi rzeczy, Catra? Zaraz wrócę, idę tylko do łazienki. - Wstała, a ja nawet nie umiejąc na nią spojrzeć, pokiwałam znacząco głową, rzucając pod nosem ciche: "Pewnie".

Adora POV:

Wyszłam z kawiarni, kierując się do wspomnianej przeze mnie parę chwil temu łazienki. Matko, ale zawaliłam! Wiedziałam, żeby nie łapać ją wtedy za rękę, ale przecież głupia Adora wie lepiej i uznała to za genialny pomysł! Ugh... Catra wielokrotnie uprzedzała, żeby zachować ostrożność... szczególnie w miejscach publicznych, a tu wręcz roi się od ludzi! Teraz pewnie obraziła się na mnie na amen... 

- Mamo! Mamo! Kup mi królisia! - Zobaczyłam, jak mała dziewczynka przykleiła się do szyby sklepu zoologicznego znajdującego się tuż obok mnie.

- Nie, skarbie, nie możemy mieć królisia. Pamiętasz, że mamy w domu kotka, tak, słońce? - odparła kobieta, przykucając przy dziewczynce, która po chwili namysłu zrezygnowała z prośby i pobiegła dalej. 

- Sklep zoologiczny, hm..? Powinnam iść do łazienki, ale chyba nic się nie stanie, jak tu trochę pomyszkuję... - szepnęłam i po chwili rozmyślań przekroczyłam próg sklepu.

Na półkach roiło się od różnorodnych zabawek, przekąsek, ściółek, klatek i wielu innych rzeczy. Kiedy przeszłam na sam tył sklepu, moim oczom ukazał się dział z rybkami do akwarium, ptakami, żółwiami, jaszczurkami i wieloma innymi zwierzakami. 

- Wow... Jaka piękna... - szepnęłam, przyglądając się egzotycznej rybce pływającej swobodnie w akwarium numer 5. 

- To Ganezus Mestwerica - powiedziała jakaś dziewczyna, niespodziewanie wychodząc zza zaplecza z dużym kartonowym pudełkiem. Przykucnęła przy jednej z półek, uzupełniając ją artykułami. Domyśliłam się, że jest pracownikiem tego sklepu. 

- Ou... Ile kosztuje? - zapytałam cicho, dalej śledząc wzrokiem to małe cudo. Była to rybka, która wyglądała jak podmorska panna młoda. Jej płetwy przypominały welon, a gdy tylko się poruszyła, jej ciało mieniło się wszystkimi kolorami tęczy.

- Od dziesięciu tysięcy do dwudziestu - odparła, a mi momentalnie opadła szczena. Wprawdzie wywodzę się z rodziny królewskiej i pieniądze nie są dla mnie problemem, ale wartość tej rybki znacząco mnie zadziwiła. 

- Haha, spokojnie, nie tylko ciebie szokuje ta cena. Ilekroć klienci pytają o jej wartość, za każdym razem spotykam ich z tym samym wyrazem twarzy. A tak na marginesie... Przepraszam, że wcześniej cię o to nie spytałam, ale może czegoś szukasz albo potrzebujesz? Może mogę w czymś pomóc? - Roześmiała się i rozpromieniona odwróciła wzrok z półki wprost na mnie. 

- Dziękuję, ale jak na razie tylko się rozglądam. Gdybym czegoś potrzebowała, zwrócę się do pani o pomoc - odparłam, a pracowniczka pokiwała głowa i wróciła na zaplecze. 

- Okej, czas w końcu udać się do łazienki, bo słowo daję, że długo tutaj nie wytrzymam... Chwila... A to co...? - Mój wzrok przykuły małe buteleczki stojące na półce z artykułami dla kotów, które niedawno zostały wyłożone przez znajomą ekspedientkę z zaplecza. - Czy to jest ta słynna kocimiętka...? - szepnęłam pod nosem, uważnie obracając w palcach buteleczkę z tajemniczym płynem. 

- Działa pobudzająco na kocie instynkty... Wprowadza osobniki kocie i kociopodobne w stan długotrwałej euforii... - zaczęłam czytać etykietę, a na moje usta wkradł się szeroki uśmieszek zmieszany z nutką nikczemności, gdyż dobrze wiedziałam, na kim mogę wykorzystać tą niepozornie wyglądającą broń... 

Catradora | Księga II | Miłość i NienawiśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz