#35

983 55 2
                                    

Mimo wczorajszej akcji z Jamesem w moim dormitorium dzisiaj zeszłam na śniadanie z uśmiechem od ucha do ucha. Okazało się, że mój uśmiech był niczym w porównaniu z uśmiechem Syriusza, który odkładając szklankę z sokiem spojrzał wprost na mnie.

— Przegrałaś zakład, Potter!

Zerwał się z miejsca i krzyknął do mnie czym zwrócił uwagę wszystkich obecnych już tutaj nauczycieli i dość sporą jak na tą porę grupę uczniów. Severus Snape pokręcił głową z widoczną pogardą dla naszej dwójki i wrócił do grzebania widelcem w swoim talerzu. Odkąd tu jestem nie mam nic do tego człowieka, jest mi całkowicie obojętny. Wiem o nim praktycznie tylko, że jest świetny z eliksirów oraz to, że jest przyjacielem Lily z dzieciństwa. Odnoszę jednak wrażenie, że ja jestem u niego skreślona praktycznie tylko z uwagi na to, że trzymam się z Huncwotami.

— Tym razem ci się udało. Nie przyzwyczajaj się.

— Ktoś tu nie umie przegrywać?

— Ja nie umiem przegrywać? Pomyliłeś adresy, Black.

Usiadłam przy stole jednak obok Remusa, który się nam przyglądał z dziwną miną.

— Cześć, Remus. Jak humor z rana?

— Cześć. Wszystko dobrze może poza tym, że trochę w szoku jestem.

— W szoku? Stało się coś?

— Syriusz wstał wcześniej ode mnie co praktycznie nigdy się nie zdarza.

— Oj, ciężko szło mi to wstawanie dzisiaj ale warto było.

Syriusz przeciągnął się przy okazji ziewając. Nie miałam ochoty kontynuować dyskusji z Blackiem, który zasypiał na siedząco po mojej drugiej stronie. Nałożyłam sobie dwa tosty i nalałam soku do szklanki. Strąciłam głowę Blacka z mojego ramienia i wzięłam się za jedzenie. Dzisiaj wyjątkowo obudziłam się bardzo głodna więc kiedy talerz był pusty dołożyłam sobie jeszcze dwa tosty.

— Na Neridę Vulchanovą, Tay wzięła dokładkę.

Christopher w podskokach dosiadł się do nas po drugiej stronie stołu. Ktoś tu ma świetny humor Razem z nim przyszła Lily.

— Jak już to El. Tay głupio brzmi.

Syriusz usłyszawszy w jaki sposób zwrócił się do mnie mój przyjaciel wyprostował się prawie jak James gdy mama krzyczała na niego z powodu złamanych kwiatów.

— Ale Elizabeth to jej drugie imię.

— Jest o wiele ładniejsze.

— Serio będziecie się kłócić, które z moich imion jest ładniejsze? Nie macie lepszych tematów?

— No bo Tay do ciebie nie pasuje. El jest znacznie lepsze.

— Mówcie do mnie jak chcecie, oba zwroty mi się podobają. Mogę w spokoju sobie zjeść śniadanie?

— Nie rzucaj się tak. Jak chodziłaś do Durmstrangu byłaś mniej nerwowa.

— Bardzo śmieszne.

Kiedy brałam się już za w sumie czwartego tosta Syriusz zaczął mnie szczypać.

— Możesz przestać? Nie mogę przełknąć jedzenia.

— Nudzi mi się.

— To się rozbierz i pilnuj ubrań.

— Wolałbym bez obecności nauczycieli.

— I ja mam z tobą wypracowanie pisać.

— A propos wypracowania. Piszemy je u mnie czy u ciebie?

— W bibliotece, Black. W bibliotece. Wiesz gdzie jest?

— Ogarnę to.

— Lepiej dla ciebie, żeby ci się to udało. A teraz nie wiem jak wy ale ja już idę. Nie mam zamiaru się spóźnić.

— Cofam moje poprzednie słowa, jednak jesteś trochę sztywna.

Przewróciłam oczami i wyszłam z wielkiej sali. Po drodze zauważyłam, że James cały czas tam był tylko dosiadł się do Martina.
Nie miałam zamiaru teraz się nim przejmować ani zwracać na niego większej uwagi. Ja stawałam na rzęsach by się dostać na wymianę a on chce by mnie odesłano, bo uwierzył w durne plotki zamiast wierzyć swojej siostrze i przyjacielowi.

Zaczynaliśmy zajęcia lekcją historii magii. Usiadłam w ławce z Bethany, która była w sali jeszcze wcześniej ode mnie choć zostało jeszcze trochę czasu do początku lekcji. Widząc, że ktoś się do niej dosiada oderwała swój wzrok od pergaminu.

— Widać, że jesteśmy z Durmstrangu.

— No cóż, już nam to weszło w krew. List do rodziców?

— Tak, chcą wiedzieć dokładnie jak jest w Hogwarcie. Zwłaszcza moja mama, która bardzo chciała się tu uczyć. A twoi rodzice gdzie się uczyli? Nie ma nikogo w Durmstrangu o nazwisku Potter, prócz ciebie.

— Uczyli się tutaj.

— To dlaczego trafiłaś tam gdzie trafiłaś?

— Nie mam pojęcia ale jesteś drugą osobą, która mnie o to pyta. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.

— To jest dziwne, bo dzieci w większości przypadków jeśli nie wszyscy idą do tych samych szkół co rodzice.

— Ja dostałam dwa listy.

— Dwa? To nie możliwe. Nikt nie dostaje dwóch listów. Nie wydawało ci się to dziwne?

— Nie no byłam zdziwiona, że mam dwa listy a mój brat jeden ale rodzice mi jakoś to wytłumaczyli, że widocznie jakiś daleki krewny był w Durmstrangu i jakoś tak po latach trafiło na mnie.

— Wiesz, że to mało prawdopodobne? Wręcz niemożliwe. 

Okej, teraz zaczynam powoli świrować. Musi być coś na rzeczy skoro kolejna osoba sugeruje, że coś jest nie tak. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Muszę to sprawdzić, bo coś tu najwyraźniej śmierdzi.

Siostra HuncwotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz