11. Yuanfen

36 6 0
                                    

Yuanfen – „los bez przeznaczenia"; w kontekście do par, których losem jest zesobą być, ale nie jest im przeznaczone zostać na dłużej


Belzebub był w trakcie godzenia się z tym, że Gehenna nie tylko została zgubiona, ale już nigdy więcej się nie znajdzie. Szczerze mówiąc przyszło mu to dość szybko i łatwo, ponieważ postanowił potraktować całą sytuację jako rozwiązanie, które samo się nawinęło. Nie trzeba w końcu myśleć, co zrobić z ukradzionym mieczem, jeżeli się go zgubiło. Można tylko i wyłącznie liczyć, że ktokolwiek ją sobie wziął, nie zrobi niczego względnie złego lub głupiego. Nie miał wprawdzie pojęcia, po co komuś Gehenna, jeśli nie po to, żeby zrobić coś złego, ale nie miał zamiaru zajmować się rzeczami, które były poza jego zasięgiem.

Zdania tego nie podzielał Lucyfer, z którym demon przez ostatnie sześć godzin spacerował po mieście, szukając Gehenny. Poszukiwania polegały głównie na chodzeniu po ulicy i maniakalnym rozglądaniu się dookoła, co sprawiło jedynie, że wyglądali podejrzanie dla absolutnie każdej mijanej osoby. Belzebub próbował oczywiście przemówić mu do rozumu i wytłumaczyć, że żaden złodziej nie będzie paradować z bronią w środku miasta w południe. Lucyfer albo nie chciał tego słuchać, albo miał to w głębokim poważaniu. Istniała również opcja, że demon był strasznie kiepski w negocjacjach, bo bycie głosem rozsądku stanowiło dla niego region dotąd niepoznany.

Nie mieli nic. Absolutnie żadnej poszlaki, śladu czy chociażby skrawka informacji, o który mogliby się oprzeć. Pracujący na stacji chłopak nic nie widział, a kamery na zewnątrz nie działały od wielu lat. Łatwiej byłoby wygrać loterię kuponem, który znalazło się na chodniku, niż znaleźć ten przeklęty miecz.

– Może ktoś zaniósł Gehennę na komisariat, czy coś. Wiesz, że znalazł broń, pomyślał, że niebezpieczne i trzeba coś z tym zrobić – zaproponował nieśmiało Belzebub, bo nie mógł już patrzeć, jak Lucyfer zaczął pytać przypadkowych przechodniów. Wszyscy przejawiali jedną reakcję i nie była ona ani pozytywna, ani w żaden sposób pomocna.

Przyjaciel spojrzał na niego z politowaniem.

– Tak. Zobaczył wielki, złoty miecz i pomyślał „Kurde, lepiej zaniosę na policję".

– Ma to pewien sens.

– Albo chcesz coś takiego ukraść, albo trzymasz się z daleka. Nie ma żadnego pomiędzy.

– Nie wiem, może to przykładny obywatel albo sam policjant na służbie – Belzebub wzruszył ramionami, bez większego zainteresowania przyglądając się siedzącemu na parapecie kotu.

Lucyfer, naturalnie, wcale nie docenił jego wysiłków uspokojenia sytuacji i przesunął się jeszcze bardziej w dół równi pochyłej, na którą sam się wpędził.

– I dlatego nie wszedł do środka i nas nie aresztował za posiadanie broni?

Kot zauważył, że jest obserwowany. Zareagował w sposób typowo koci, czyli obrócił się, syknął w ich stronę i przeszedł na drugi koniec parapetu, żeby powiększyć dystans dzielący go od Belzebuba. Tamten go nie winił, bo sam nie do końca miał teraz ochotę ze sobą przebywać.

– Usłyszał, jak się na mnie wydzierasz i stwierdził, że nie chce mieć z tym nic wspólnego – odpowiedział Lucyferowi.

Lucyfer nie był w nastroju na takie żarty.

– Czy ty siebie słyszysz? Czy to naprawdę są słowa, z którymi chcesz być kojarzony?

– Nie ja przed chwilą zapytałem ośmioletnią dziewczynkę, czy nie widziała kogoś z bronią.

Zawsze przy mnie stójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz