5. Wyglądasz, jakbyś zobaczyła śmierć.

5.1K 237 265
                                    

— Na pewno wrócisz sama? Dla mnie to nie problem, żeby cię podrzucić — rzucił Victor, gdy zakładałam buty. Przed chwilą skończyliśmy nasz projekt, z którego byłam niesamowicie zadowolona. Okazało się również, że chłopak nie jest taki zły, jak mi się wydawało. Nasza rozmowa się kleiła, a jego poczucie humoru było świetne. Przynajmniej wiem na przyszłość, że nie ocenia się książki po okładce.

— Naprawdę nie trzeba. Spacer dobrze mi zrobi — zapewniłam go, prostując się. — Do zobaczenia Pani Santana! — krzyknęłam, żegnając się z rodzicielką chłopaka. Jego zaś przytuliłam na pożegnanie i wyszłam z jego domu.

Włożyłam słuchawki do uszu, włączając piosenkę od The Neighbourhood – Lost In Translation i ruszyłam przed siebie. Nie miałam do domu daleko, ale stwierdziłam, że po drodze wstąpię jeszcze do sklepu, bo miałam ochotę na coś słodkiego. Czyżby zbliżał się okres? Przy okazji zatraciłam się w swoich myślach, które sprowadzały się do pewnego irytującego chłopaka – i nie, niestety nie był to mój brat. Drażniła mnie postawa Manu, który robił z siebie króla lodu i myślał, że mu wszystko wolno. Poza tym, cholera, kto zmienia nastroje co dwie minuty? Ja rozumiem, jakby był kobietą z miesiączką, ale jest facetem. Nawet ja nie miałam takich humorków, a u mnie to różnie bywa.

Gdy doszłam do sklepu, wokół zaczęło się ściemniać, więc musiałam się pospieszyć. W końcu hej! Nie chciałabym skończyć w worku. Chociaż, taką akcję to by prędzej Manu odwalił, a nie jakiś przypadkowy gość, ale jakby nie patrzeć, to różni wariaci chodzą po świecie. A w szczególności po Boulder City. Pchnęłam lekko drzwi, które natychmiast ustąpiły i skierowałam się ku półce ze słodyczami. Jak zaczęłam wybierać, mój telefon wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości, więc od razu wyciągnęłam go z tylnej kieszeni.

Od: Nieznany:

"Radzę uważać, jak wychodzisz sama po zmroku, złotko."

Wzdrygnęłam się, widząc treść wiadomości. Nie był to numer Manu, bo pozwoliłam go sobie spisać od mojego brata, a poza tym, po co miałby robić sobie ze mnie żarty? Gdyby chciał, to przyjechałby do mojego domu i się ze mnie naśmiewał. Muszę przyznać, że się wystraszyłam, bo w końcu ktoś – teoretycznie – mi grozi. Nawet nie wiem kiedy, zaczęłam kierować się w stronę kasy i cóż, znamy dobrze moje szczęście. Wpadłam na kogoś. Ba! Nie na byle kogo! Był to Manu Perez we własnej osobie. Wszystkie słodycze, które trzymałam w rękach, spadły na ziemię, a ja bałam się podnieść wzrok na chłopaka. Schyliłam się, aby wszystko podnieść i zdziwiłam się, gdy chłopak mi pomógł. Jednak ma jakieś resztki dobrego serca!

Wzięłam głęboki wdech i unosiłam wzrok, patrząc prosto w jego oczy. O dziwo nie był zły – bardziej powiedziałabym, że neutralny. Nowość u niego. Standardowo, był ubrany w czarne, nieśmiertelne jeansy i tego samego koloru koszulkę z dekoltem w serek. Zdecydowanie uwielbiał ten kolor, bo zawsze go nosił. Na jego ciemnych włosach spoczywały okulary przeciwsłoneczne, więc pewnie skądś wracał. Jego wzrok skierowany był prosto na moją osobę, tak jakby chciał się czegoś dowiedzieć. Nie wiem, czego chcesz się dowiedzieć. Tego, że śpię w różowej piżamie?

— Przepraszam i dzięki za pomoc — mruknęłam, omijając jego osobę. Chciałam jak najszybciej zapłacić za zakupy i znaleźć się w domu. Chłopak nic nie odpowiedział, ale nim zdążyłam odejść, złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę.

— Wyglądasz, jakbyś zobaczyła śmierć — rzucił niespodziewanie, świdrując mnie wzrokiem. No woah, właśnie ktoś mi groził, chyba nie będę z tego powodu szczęśliwa!

— Wydaje ci się. Zmęczona jestem — rzuciłam, wyrywając się z jego uścisku, po czym szybko popędziłam do kasy. Wyłożyłam wszystko na taśmę i czekałam, aż kasjerka wszystko skasuje. W międzyczasie, wyjęłam z torby portfel i już chciałam zapłacić, ale coś mi przerwało.

Setting Fire To HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz