– Leonardo, tak? – upewniał się Shredder ze sztucznym uśmiechem zakrywającym jego radzący się w myślach okrutny plan zniszczenia swojego starego niegdyś przyjaciela Yoshiego. – Może zaprosisz go do mojego klubu karate?
– Leo? On jest koszykarzem i nie sądzę aby był zainteresowany.
– Zapytaj. A nóż mu się spodoba, a skoro jest w nim zakotwiczony duch sportu, to mógłby być nowym przejawem w smokach.
– No dobrze tato, skoro tak myślisz – odparła bez przekonania córka. Władczy ojciec byłby nieugięty i naciskałby jeszcze bardziej, także wolała szybciej zakończyć jego prośby. Wiedziała też, że jeśli by się nie zgodziła to miałaby ona pod górkę przy najbliższej okazji oraz Leo. Znalazłby inny sposób zwabienia go do dojo.
– Karai — powiedział twardo jej drugie imię, którym zwracał się do niej na codzień. On je jej nadał i gdyby nie z szacunku do jej matki, tak prawidłowo by się nazywała. — Zaproś go któregoś razu na piątkową kolację, chciałbym go poznać. Wydaje się być dosyć interesujący.
Nie wiedziała o co może dokładnie chodzić rodzicowi. Jej ojciec nigdy nie przejawiał takiego zainteresowania jej znajomymi, jednak przez myśl jej przeszło, że może staruszek się starzeje i martwi się o najukochańszą córeczkę. Zachowanie taty wzbudzało lekkie podejrzenia aczkolwiek prędzej czy później dowie się o co tak naprawdę chodzi. Teraz woli wypełniać jego wolę.
~*~
W tym samym czasie na drugim końcu miasta do drzwi jednego z domów podeszła kobieta w średnim wieku i mocnym ruchem je otworzyła. Spojrzała na wcześniej pukającego delikwenta i przyjrzała mu się z niechęcią wypisaną na twarzy z pod byka.
Jak ktoś śmiał przerywać jej pichcenie ulubionego ciasta na weekend?— Dzień dobry, ja do Casey'ego.
— Casey ktoś do Ciebie! — krzyknęła głośno ochrypłym głosem i zniknęła szybko za rogiem kuchni. Gość nie wiedział czy ma czekać czy wejść, ale ze względu na nastrój gospodyni wolał się nie ruszać.
— Stoję obok, nie musisz tak krzyczeć — powiedział syn do matki. — Siema stary co tam? — przywitał się mocnym przybyciem piątki z kumplem. — Jak widzisz, teraz za bardzo nie ma możliwości...
— Nieważne. Nie o to chodzi — przerwał mu szybko Raphael. — Mogę wejść?
— No luz. Chodź do mojego pokoju, bo tutaj coś niemrawo — poruszył głową w kierunku gdzie przebywała jego rodzicielka.
Chłopcy weszli do zamierzonego pomieszczenia i oboje patrzyli na siebie wymownie. Casey nie wytrzymał jednak „napięcia" i parsknął śmiechem, plując przy okazji swojego gościa. Raphowi podniosło się w tym momencie ciśnienie i nerwowo wytarł swoją twarz, zamykając drzwi.
— Stary to koniec.
— Zrywasz ze mną? — zironizował domownik.
— Koniec tego jebanego zakładu, rozumiesz? I koniec tego zasranego jarania!
— Kurwa ciszej! — zatkał mu usta hokeista. — Nie drzyj tak japy, bo matka jest w domu. Jak widzisz ma menopauzę i tym bardziej lubi się do mnie przyjebać.
— Dobra, chuj z tym — odepchnął jego rękę. — Kończymy z tym zakładem. Mam go dosyć. To jest w chuj obrzydliwe w stosunku do dziewczyn.
CZYTASZ
Kontrowersja ||TMNT|| [W TRAKCIE]
FanficPewne kroki stawiane na ścieżce ku dorosłości. Pierwsze rozterki miłosne i rywalizacja pod szyldem „do celu po trupach". Pewność poganiająca niepewność. Historia pojawienia się czwórki bliźniaków w życiu Splintera, równie zaskakująca i skomplikowa...