🗡️ ℭ 𝔥 𝔞 𝔭 𝔱 𝔢 𝔯 𝔱 𝔥 𝔯 𝔢 𝔢 🗡️

83 11 4
                                    

Nim Namjoon zebrał wystarczająco dużo sił, aby otworzyć powieki minęły cztery tygodnie. W tym czasie to Yoongi zadbał, aby jego rana pozostawała czysta, a opatrunek nieskazitelnie biały. Inni domownicy mogli zapomnieć o obecności rannego. Oczywiście na tyle, na ile mogli zignorować leżące ciało obcego w samym środku domu.

Domownicy żyli w spokoju, jakby się nic nie wydarzyło. Zauważyli, że kareta, którą jechał posłaniec dalej stała w tym samym miejscu, a trupy leżące dookoła nadal nie zostały zabrane. Król najwyraźniej nie dowiedział się o zdarzeniu, więc nikt nie będzie poszukiwał jednego z ciał, które zniknęło. Niestety smród rozkładających się ciał uprzykrzał im życie przez kilkanaście dni, zanim dzikie zwierzęta nie zaczęły pożerać zwłok.

Kiedy Namjoon zaczął się budzić, rodzina nawet nie zwróciła na to uwagi. Odpoczywali przy stole w kuchni po obiedzie, nie spodziewając się, że tego właśnie dnia mężczyzna otworzy oczy.

Rozmawiali wtedy o nadchodzącej zimie, która zapowiadała się na o wiele zimniejszą niż w tamtym roku. Wiązało się to z kosztem grubszych kocy, ponieważ te które mieli miały więcej dziur niż powinny.

Kiedy mężczyzna się tylko poruszył, Yoongi od razu podszedł do posłania na którym leżał. Nachylił się nad nim i jeszcze raz sprawdzić czy nie ma gorączki. Kilka dni po operacji pojawiała się, ale on od razu się tym zajmował. Teraz podwyższona temperatura nie występowała co było dobrym znakiem.

— Panie? — głos był zachrypnięty i pełen niedowierzania. Nie spodziewał się, że jego król będzie pierwszą osobą, którą zobaczy. Jednak mimo tak samo wyglądającej twarzy, która nawet bliznę miała w tym samym miejscu nie mogła należeć do władcy. Osoba, którą wiedział wydawała się być zmartwiona, a to uczucie było obce dla Mina, któremu służył. Przecież król zasłynął ze swojej wiecznie kamiennej twarzy.

Ranny wypowiedział jedno słowo, ale ono sprawiło, że bladość pojawiła się na twarzy wszystkich mieszkańców. Jednak było to spowodowane z różnych przyczyn. Państwo Jung było przerażone tym jak blisko prawdy był Yoongi. A on sam przerażony tym za kogo wziął go nieznajomy. Jak mógł go nazwać takim tytułem nawet go nie znając.

— Kim jesteś? — zapytał. Wtedy Kim zrozumiał, że to nie był jego król. Ten dobrze wiedział kim jest, a nawet darzył go szacunkiem, które było na wagę złota. Osoba, która się nad nim pochylała widziała go pierwszy raz w życiu.

— Och, wybacz... — mimo bólu rozchodzącego się po klatce piersiowej podniósł się do pozycji półsiedzącej. Tylko na tyle mógł się zdobyć. Ale nikt z obecnych nie wydawał się mieć o to do niego żalu. — Nazywam się Kim Namjoon, jestem posłańcem króla Mina.

Wyjaśnił i lekko pochylił głowę, aby okazać szacunek osobom, które go ocaliły. On mimo lat na zamku nadal wiedział, że każdy człowiek zasługuje na to, aby traktować go sprawiedliwie i na równi sobie. Zwłaszcza tych, którzy uratowali ci życie.

Ciągle słyszał dźwięk strzału i widział broń skierowaną w jego stronę. Wiedział, że nie było szans, żeby przeżył. Ale jednak teraz był przytomny i nie miał wątpliwości, że to ta rodzina była tą, która pomogła mu kiedy był na granicy śmierci.

— Jesteś po-posłańcem kr-króla. Króla Querto? — Yoongi nie mógł powstrzymać plączącego się języka. Pierwszy raz widział kogoś z miasta i nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie mógł to zrobić. Tym bardziej kogoś tak wysoko postawionego.

— Tak. Lecz nie musicie się obawiać. Uratowaliście mi życie, więc mam u was dług wdzięczności, który spłacę jak tylko potrafię.

— Odejdź. — zażądał pan Jung. To była jedyna rzecz jakiej pragnął w tym momencie. I nie obchodziło go jak niekulturalne było jego zachowanie.

KING ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz