☀☀☀
— Możecie mówić mi Janson.
Odwróciłam głowę w bok, przyglądając się dziwnym maszynom z taką zażartością, że kilka razy omal nie łupnęłam brodą o pięty podążającego przede mną ochoczo Patelniaka, ledwo nadążając za resztą grupy. Czułam się trochę jak dziecko wstawione do składzika porcelany, bo chociaż wiedziałam, że nie powinnam dotykać niczego, co się tu znajdowało, przystawiałam się dosłownie do każdego działka, które zamajaczyło mi w zasięgu wzroku w obrębie stu metrów. Owszem, miałam zapędy masochistyczne. Ale co miałam poradzić, jak jeden typek przeniósł mi przed nosem karabin wielkości mojego całego uda? Oczy to mi prawie z orbit wyskoczyły i gdyby Minho nie przytrzymał mnie za barki, to pewnie nieumyślnie wyrżnęłabym połowę wesołej kompanii.
Hala była ogromna. I mówiąc ogromna, miałam na myśli naprawdę ogromna. Cała nasza Strefa może była jej wielkości, a może nawet nie, bo przechadzając się tak między filarami i stanowiskami, gdzie co inni ludzie spawali blachy, naprawiali wielkie maszyny i przeładowywali gnaty, dostrzegałam co najmniej drugą taką drogę, którą pokonaliśmy od opuszczenia pomieszczenia. Niejaki Janson targał nas tu w celu powierzchownego oprowadzenia i miał nam wskazać jakieś kwatery, w których mieliśmy przebywać, a przynajmniej tak powiedział. I w tamtej chwili martwiło mnie jedno - bo jeśli oni mnie rozdzielą z tą bandą zubożałych kretynów, to chociażby kapciem wywalczę sobie miejsce obok.
— Dowodzę tutaj. To nasz azyl — no azyl jak talala. Jasno tu i przytulnie, pełno światła i wcale nie jest tak, że gdzie się nie obrócisz, masz przeładowaną broń wielkości twojej głowy. — Z dala od koszmarów świata. Uznajcie to za stację przesiadkową, coś jak tymczasowy dom.
— No na dom to to mi nie wygląda — rzuciłam niewyraźnie pod nosem, ale na tyle głośno, by idący tuż po mojej lewej Newt obrzucił mnie niezrozumiałym spojrzeniem. Fakt, nieco przesadzałam. Właściwie to nieco-bardzo, bo jednak to dzięki nim wydostaliśmy się z bazy, nie straciliśmy życia na pustyni i siedzieliśmy bezpieczni we wnętrzu solidnego i aż nadto zabezpieczonego budynku, a ja nadal byłam kąśliwa i przesadnie podejrzliwa, ale do tego można było się już przyzwyczaić. Miałam to chyba wpisane w oprogramowanie niezrównoważonej łepetyny. No, ale w końcu w papierach miałam zaznaczone, że jestem uparta i władcza, więc co się dziwić.
— Uważajcie.
Jak działało ostrzeganie ludzi w normalnym życiu? Zazwyczaj ktoś rzucał głośne uwaga, ktoś inny odsuwał się w bok i cała reszta unikała potencjalnego zagrożenia. Ale z racji, że normalnymi ludźmi to żadne z nas nie było, a ja to już szczególnie, nie bacząc na ostrzeżenie, zadarłam głowę do góry, z rozchylonymi ustami przypatrując się wielkiej maszynie, która spawała gdzieś nade mną sporych rozmiarów wieko skrzyni. I jak sama spawarka obchodziła mnie jedynie przez chwilę, tak leżąca tuż przy niej broń obeszła mnie już całkowicie.
Niewiele jednak mogłam napatrzeć się na nowo przyczajone cudeńko, bo zaraz czyjeś wielkie łapska znalazły się na mojej talii i dosłownie przeniosły na dwa metry w bok, kiedy już nawet z bolącym karkiem wykręcałam się, jak dziecko za upatrzoną zabawką.
— Zaraz ci się włosy spalą i już w ogóle będziesz jak wiedźma wyglądać — sarknął mi nad uchem Minho, przyklepując swoją ręką moją fryzurę, za co w normalnych okolicznościach zabiłabym go ze trzy razy i ożywiła, żeby jeszcze mu dokopać, ale z racji, że obecnie byłam nakręcona niczym upierdliwa pozytywka, tylko wyminęłam go z solidnym prychnięciem, zrównując kroku z podążającym bezpośrednio za mężczyzną Thomasem.
— Czy to był G36? — Rzuciłam nagle, próbując pohamować ekscytację, która zupełnie znikąd mnie napadła i która omal nie wpakowała mnie w plecy naszego przewodnika, kiedy ten zatrzymał się gwałtownie, spoglądając na mnie w zdziwieniu nad ramieniem.
CZYTASZ
SUFFERING · The Maze Runner: The Scorch Trials [2] ✔
Fanfiction❝W czasach, gdzie nasze życie nie znaczyło już prawie nic, kolejne wystrzały nie miały nawet zalążka dawnej mocy. I to właśnie słowa sprowadzały nas na dno❞ Ludzie łaknęli gwiazd, podczas gdy najjaśniejsza z nich darzyła ich swoimi promieniami. Stał...