[07] O TYM, JAK ZDEFINIOWAĆ ZŁO.

263 24 154
                                    

☀☀☀

Poczułam, jak momentalnie świat wywraca mi się przed oczami, kiedy przeskoczyłam wzrokiem z Newta na ucinającego krótko jego wypowiedź Thomasa. Zamrugałam głupio, wbijając w niego spojrzenie jeszcze mocniej, aż samej mi zakręciło się w głowie, a usta rozwarłam w niezrozumieniu. Jak to DRESZCZ? To nie mógł być on, przecież nam pomogli, uratowali nas. DRESZCZ tego nie robił, oni potrzebowali tylko nas, nas i naszych... ciał. Sapnęłam przez nos, przypominając sobie brednie, jak nam się wydawało, które wciskał nam chłopak i poczułam nagłą ochotę, by zdzielić się samej w twarz.

— To zawsze był DRESZCZ — ciągnął, rozglądając się pobieżnie na boki, jakby próbował wypluć z siebie naraz wszystkie słowa, nie tracąc więcej czasu. — Oszukali nas, wcale nam nie pomagają. Nawet nie mieli takiego zamiaru. I idą po nas, więc musimy się zbierać, ale już. Winston poszedł coś załatwić z Arisem, dogonią nas.

Nawet nie zauważyłam, że wypruł znów przed siebie, spoglądając znacząco na Newta, który pchnął mnie w przód, zmuszając do podbiegnięcia kilku metrów, nim nie obejrzałam się za siebie, ponownie przystając. Krata z wentylacji leżała wykopana na podłodze, a ciemny tunel urywał się z widoku za pierwszym zakrętem. Nie wiem, co czułam w tamtym momencie, ale miałam ochotę zrobić i m wszystkim krzywdę, wieszając do ozdoby pod sufitem, żeby zaraz ulotnić się z tego miejsca. Musiałam pomyśleć. Może i było to niemal samobójcze, ale słysząc tyle znaczących słów w jednym ciągu, zaczęłam się w tym gubić i plątać.

DRESZCZ. Przeklęty DRESZCZ znów mieszał mi w głowie, odcinając oddech i pokłady logiki.

— Chwila, czekajcie — zarządziłam ostrym tonem, łapiąc mocno za rękaw Minho, który chciał zrównać kroku z Thomasem i mało brakowało, a tupnęłabym nogą jak małe dziecko, czekając, aż wesoła kompania łaskawie raczy zwrócić na mnie uwagę. Dłoń zatrzęsła mi się w nerwach, nie pomagając w bólu wywołanym przez zaciśnięty w supeł żołądek. — Uciekaliście wentylacją przed ludźmi, którzy nie są DRESZCZEM, ale nim są, z typem, którego może drugi raz widzę na oczy i Thomasem, który, jak wszyscy wiemy, zbyt zrównoważony nie jest? — Uniosłam brwi do połowy czoła, prawie plując sobie z rozkojarzeniem w brodę. Nie miałam pojęcia, czy głowa bolała mnie dalej po sennym odlocie, czy przez ilość stresu i przerażenia, które zdzieliły mnie mocno w twarz. Spojrzałam przepraszająco na bruneta, wzruszając ramionami. — Wybacz, Thomas, ale no, nie zaprzeczysz.

— Tak, dokładnie tak było — odparł obojętnie Minho, nie babrając się w tym, jak złapał za mój łokieć, po prostu pociągając za sobą i kiwając głową na resztę, że mają się ruszać, kiedy ponownie prawie wryło mnie w podłogę. — Thomas ma nierówno pod kopułą i my również, z tobą zresztą na czele, ale nie mam ochoty być przerobiony na fiolki z obrzydliwymi kroplami, więc próbujemy się stąd wyrwać.

— Ogay, to ma sens, ale nadal nie wiem... O, purwa — urwałam, kiedy moja broda prawie przywaliła w plecy Thomasa, gdy ten wyhamował gwałtownie, a nad jego ramieniem ukazała się jeszcze bardziej zdziwiona twarz jednej z lekarek. Pomachałam rzęsami, uśmiechając się zaraz szeroko i wyjątkowo niewinnie, kiedy spojrzała w pierwszym odruchu na mnie i wspięłam się na palce, nachylając do stojącego obok Minho. — Tego to chyba w cudownym planie nie było, no nie?

— Nie bardzo — szepnął chłopak, na co uniosłam na niego nieznacznie wzrok, przyglądając się, jak zaciska z całych sił szczękę, wymieniając znaczące spojrzenie ze znajdującym się na przedzie brunetem. Zaraz potem oboje zerknęli na mnie, a do wesołej gromadki dołączył też wzrok Newta i byłam już gotowa przywalić czołem w ścianę, ale w katowaniu się żałością ich wybitnie przemyślanych zamiarów przerwał mi głośny dźwięk. Dźwięk, który już dziś słyszałam i przez który fuknęłam gromko pod nosem.

SUFFERING · The Maze Runner: The Scorch Trials [2] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz