[10] RYCERZ ZNAD PUSTYNNEJ ENKLAWY.

267 18 162
                                    

☀☀☀

Przybrudzone obrazy mijały mi przed oczami, zacierając i tak niewyraźne rysy twarzy, które migały w słabym świetle. Pomieszczenie było całkowicie ciemne, ukazując tylko zarysy otoczonych słabym blaskiem przebijającego się przez szpary w roletach księżyca. Wtedy było dobrze. Nie wiedziałam tego na pewno, czułam jedynie słabe bicie własnego serca i czystą pustkę pozostawioną przez zanikający niepokój. I chciałam tam zostać. Zatrzymać się na jakiś czas w tym małym pokoiku z niebieskimi i obdartymi ścianami, przysiadając na brzegu materaca piętrowego łóżka i wpatrując się w pogrążoną we śnie twarzyczkę.

Potem jednak wszystko zamarło, wygaszając całkowicie obraz i zostawiając jedynie powiększającą się czarną plamę, która zaczęła mnie pochłaniać. Wszystkie wspomnienia jak za zetknięciem się czubka błyszczącej szpilki z cienką, niemalże niezauważalną ścianką bańki wpełzły pod ciężką podeszwę trzymanego nad moją kruchą błogością buta, mieszając się ziarnkami palącego piachu. I chociaż podniesiony głos zdawał się wydobywać jak zza grubej ściany gdzieś w odległym śnie, wystarczyło, bym tylko o tym pomyślała, bym wsłuchała się w niego o tę jedną chwilę za długo, a słońce uderzające wprost w moje zamknięte powieki stało się nagle faktycznym problemem.

Policzek oparty na szorstkim materiale wcisnęłam w niego jeszcze mocniej, zanosząc się cierpiętniczym jękiem, kiedy ruszając ramieniem na oślep po ziemi, zorientowałam się, że nawet nie mam niczego pod ręką, czym mogłabym rzucić w chłopaka, byleby się wreszcie przymknął. Jego głos zdawał się rozsadzać mi czaszkę, a mój własny oddech przepalać krtań, kiedy spróbowałam poruszyć obdartą i ściśniętą w wysokim bucie stopą. Ale nawet nie musiałam tego robić, by wiedzieć, jak okropnie boli mnie każdy mięsień i klatka piersiowa po wczorajszym dniu. I nie chodziło wcale o kondycję i wyćwiczenie, a nerwy. Nerwy i żal, które odbiły się piętnem w moim umyśle i jak bumerang powróciły do ciała.

— Wstajesz czy mam cię przeturlać?

Sapnęłam ciężko przez nos, siląc się na bolesne rozchylenie powiek, żeby mętny wzrok wbić w zaspaną twarz właściciela jeszcze chrapliwego głosu. Brunet patrzył na mnie wpółżywy, unosząc ledwie widocznie tył głowy nad ziemię, żeby spod ściągniętych brwi spojrzeć na bark, który w dalszym ciągu przygniatałam mu brodą. Leżałam na boku, z brzegiem plecaka wetkniętym pod żebra, stopami przerzuconymi przez kolana Teresy, która właśnie przecierała dłonią zmrużone oczy i skronią przyklejoną do ramienia rozwalonego na plecach Minho, którego ręka chwilowo została unieruchomiona przez moje łopatki. W pierwszej chwili podparłam się na ugiętym nadgarstku o szorstkie podłoże, ze skołowaniem spoglądając to na niego, to na Newta, który już wyraźnie rozbudzony siedział z brzegu, posyłając mi właśnie pokrzepiający uśmiech, jednak dość szybko opadłam do poprzedniej pozycji, próbując powstrzymać cisnące się do oczu przez prażące słońce łzy.

Przetoczyłam się z trudem na plecy, nie przesuwając się jednak po kamiennej powierzchni nawet na centymetr po nieudolnej próbie nie skończenia z rozwaloną czaszką o ostre krawędzie sklepienia. Tym samym oswobodziłam rękę chłopaka jedynie od łokcia, z ramienia robiąc sobie poduszkę pod obolały kark.

— Nie za wygodnie ci czasem? — Sarknął mi zaraz za uchem, obserwując moje poczynania z politowaniem, kiedy założyłam ramiona na piersi, na powrót przymykając ciężkie powieki i ziewając solidnie z ustami dociśniętymi do materiału własnej bluzy. Zaczynałam rozumieć, po co w ogóle ją ze sobą wzięłam, bo była tak grupa i nieprzepuszczająca chłodu, że w nocy nawet nie poczułam zimna. Chociaż może przyczyniło się też do tego wycieńczenie, co nie zmieniało faktu że naprawdę była porządna. Teraz jednak miałam wrażenie, że skóra mi w niej płonie, a duszące powietrze uderzające w moje nozdrza jedynie coraz mocniej pchało mnie do tego, żeby łaskawie podnieść się i ją zdjąć. 

SUFFERING · The Maze Runner: The Scorch Trials [2] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz