☀☀☀
Złapałam mocniej za rączki sprzętu, z którego dłonie przez nieuwagę zaczęły mi się zsuwać i wyprostowałam nieco skulone plecy. Głośne pikanie wyznaczało tempo, co rusz wyższe lub niższe, kiedy zapominałam się i odlatywałam myślami zbyt daleko, a naciągnięty na ramię pasek zaciskał się z każdym skokiem pulsu. Ale chyba trzymałam się dobrze, bo żadna czerwona lampka nie zaczęła jeszcze świecić, a mnie nie podpinali pod respirator.
— Masz niezłą wydolność płuc — rzucił z uznaniem lekarz ubrany w śnieżnobiały frak, zerkając na wykres po drugiej stronie bieżni, by spleść dłonie za plecami i ruszyć w przeciwnym kierunku. Biegałam już może z pięć minut, a że nie goniło mnie żadne włochate cholerstwo, to nic dziwnego, że nie przyjęłam tego nawet jako wyzwania.
— No, widzisz? Tobie powiedzieli tylko, że masz dobrą kondycję — uśmiechnęłam się dumnie w stronę Minho, który z krzywą miną zerkał na wszelkie fiolki poustawiane wzdłuż stolika i kilka razy zarobił już tak porządnie po łapach. Raz to nawet ode mnie, jak mu wcisnęłam, że jego badania wyglądają krytycznie i zaczął mnie strzykawką straszyć. Wtedy to jeszcze dostało mu się w łeb i od Newta, więc siadł obruszony na materacu, zarzucając fochem większym, niż stąd do Strefy i z powrotem.
Chłopak przybrał na twarz grymas, poruszając ustami, jakby niemo mnie przedrzeźniał, na co uniosłam dłoń do czoła i postukałam w nie kilka razy palcem. Nie zdążyłam jeszcze dobitnie uświadomić mu, jak głupi czasem bywa, bo zupełnie nagle przypomniałam sobie, że stanęłam tak o na ruchomej bieżni i mało brakło, a przyłożyłabym czołem o wyświetlacz. Ogay, jesteśmy siebie warci.
— Ty to lepiej siedź na dupie, bo się zaraz zabijesz — rzucił głośno, naciągając rękaw granatowej koszulki na świeżo obandażowany bark. Z tego, co widziałam i zrozumiałam za bardzo poturbowany nie był. Rana na żebrach, którą zdążyłam opatrzyć mu jeszcze w Strefie zaczęła się zasklepiać i goić, a żadne zakażenie się nie wdało, więc jak nie będę miałam żadnego sensownego pomysłu na siebie, to w najgorszym wypadku zostanę lekarzem półgłupich osobników z zawyżonym ego i samouwielbieniem. Między innymi tego jednego, który właśnie szczerzył się w moją stronę sztucznie, odchylając lekko na łokciach w tył.
— Się odezwał mistrz zręczności — prychnęłam solidnie, zerkając pospiesznie pod swoje nogi, żeby skontrolować stan zdecydowanie zbyt długich sznurówek. Już dosyć, że rozbijałam się dosłownie o wszystko, a gdybym jeszcze tutaj wywinęła orła, to pewien irytujący osobnik nie dałby mi żyć przez najbliższe miesiące. Wystarczało mi, że akcję z włócznią wypominał mi po stokroć. — Newt, ty też masz tutaj tak mało miejsca? Chyba ego twojego kolegi za bardzo się rozepchnęło — rzuciłam w stronę blondyna, który uniósł wzrok z podłogi na mnie z politowaniem, kręcąc bezsilnie głową.
— Z każdym dniem tracę nadzieję, że jeszcze kiedyś dojrzejecie — sapnął głośno, unosząc ramiona w poddańczym geście, by opaść plecami na całą długość kozetki. Lekarz już chwilę temu skończył badać zarówno jego, jak i bruneta, ale że miałam tempo wsteczne i raczyłam pojawić się, jak już zdążyłam się dowiedzieć, ponad czterdzieści minut później, musieli teraz na mnie czekać, z czego czerpałam niemałą satysfakcję.
— Ja jeszcze mam czas, u niej to wątpliwe.
— Ej! — Zawołałam z oburzeniem, rozchylając głupio usta, by zamknąć je wściekle i posłać mu spojrzenie spod byka. Chłopak skwitował to tylko śmiechem, jak w zasadzie za każdym razem, kiedy, jak to twierdził, odstawiałam scenę sfochowanego dziecka. Śmiać przestawał się dopiero w momencie, gdy przestawałam zarzucać włosami i nadymać policzków, a sprzedawałam mu wzrok pełen obojętności, który jasno wołał uciekaj albo zaraz cię zabiję. — Palant — fuknęłam do siebie, zmniejszając trochę tempo podnoszenia nóg, kiedy przyrząd zaczął zwalniać.
CZYTASZ
SUFFERING · The Maze Runner: The Scorch Trials [2] ✔
Fanfiction❝W czasach, gdzie nasze życie nie znaczyło już prawie nic, kolejne wystrzały nie miały nawet zalążka dawnej mocy. I to właśnie słowa sprowadzały nas na dno❞ Ludzie łaknęli gwiazd, podczas gdy najjaśniejsza z nich darzyła ich swoimi promieniami. Stał...