[06] TAJEMNICE INNEGO ŚWIATA.

270 23 131
                                    

☀☀☀

Przyznam, że kiedy wychodziłam z kwatery, tylko odprowadzające mnie spojrzenia powstrzymywały mnie przed wyrwaniem ochroniarzowi broni z ręki, przywaleniem mu w potylicę i zatrzaśnięciem się w pomieszczeniu na cztery spusty. Aż czułam, jak nogi się pode mną gną, kiedy czekałam, żeby drzwi zamknęły się spokojnie, a on nie zwrócił nawet najmniejszej uwagi na brak jednej osoby. I może było to tylko złudne szczęście, ale koleś jak wszedł, tak i wyszedł, nie rozglądając się prawie w ogóle naokoło.

Mijałam korytarze, wszystkie wyglądały tak samo, a ja nie byłam pewna, czy nagła obawa brała się przed samym badaniem, czy wnioskiem, który wyciągnie lekarka. Zdążyłam zapomnieć o ranie rozciągającej się przy samej linii moich włosów, która odcięła mnie na dobry tydzień od kontaktu ze światem. Zagoiła się, a przynajmniej tak myślałam, nie zwracając na nią dużo uwagi, póki nie bolała, nie szczypała przy dotyku nawet wody ani nijak nie dawała się we znaki. Nie mam pojęcia, w jaki sposób ją dojrzeli, bo włosy w dalszym ciągu opadały mi na szyję, ale mogłam tylko domyślać się, że była to zasługa pani doktor, która wcześniej próbowała mnie przepadać.

Pomieszczenie szpitalne, do którego mnie doprowadzono wyglądało inaczej niż to poprzednie. Przede wszystkim, było znacznie mniejsze, a w środku znajdowało się tylko dwoje ludzi, którzy już od progu uśmiechali się do mnie tak miło, że moja chęć zebrania nóg za pas wzrosła prawie dwukrotnie. Kobieta miała rude włosy, które normalnie zapewne kaskadami opadały na jej ramiona, a teraz podpięte w kucyka na czubku głowy sprawiały, że przypominała płonącą zapałkę. I może było to złudne wrażenie, ale poruszając się wokół mnie, kiedy tylko usadziła mnie na brzegu kozetki, miała w sobie więcej energii, niż ktokolwiek, kogo spotkałam tu poza nią. No, może jeszcze Aylin miała do niej podjazd, ale blondynka akurat wykraczała poza wszelkie schematy.

Nieco z boku stał mężczyzna, przebierając tylko jakieś półki i wyjmując przeróżne urządzenia na metalowy blat. W pierwszym odruchu chciałam uciec. Ale chwilowy brak oddechu sparaliżował mnie tak bardzo, że byłam w stanie tylko siedzieć sztywno i mrugać, co zdawała się zauważyć młoda lekarka, bo od razu zaznaczyła, że obejdzie się bez igieł i strzykawek i że mam się nimi nie martwić. Byłam prawie że pewna, że została poinformowana o całym poprzednim zajściu, bo jak można się domyślić, bez strzykawek i igieł się nie obyło, a ja nie zdołałam nawet zareagować paniką, a zaczęło brać mnie tak dziwne uczucie, że musiałam poważnie się skupić, by nie pomylić pionu z poziomem. W jednym momencie miałam ochotę śmiać się, w drugim wstać z łóżka i urządzić sobie maraton wokół całego budynku, a potem zupełnie odcięło mi świadomość, kiedy głowa opadła mi bezwiednie na poduszkę.

Spałam może kilka godzin, może zaledwie dwie minuty, ale po przebudzeniu czułam się, jakby ktoś wwiercał mi się w czaszkę, a w uszach dudniło mi nieustannie i prawie boleśnie. Obraz rozmywał mi się przed oczami, rozjeżdżając każdą zaostrzoną linię na boki, nim te nie zaczęły wracać do pierwotnego wyglądu i zaczęły chociaż naśladować normalne przedmioty. Podparłam się łokciem na miękkim materiale, który ugiął się pod moim ciężarem i spojrzałam ociężale przed siebie, marszcząc solidnie brwi, kiedy przed oczami stanęła mi dość znajoma sylwetka. Zamrugałam opornie, dociskając dłoń do skroni, bo świat jeszcze najwyraźniej nie rozróżniał czterech stron i wirował wkoło, sprawiając, że miałam ochotę strzelić sobie w głowę. Ale kiedy dziewczyna, bo tego akurat byłam prawie pewna, chrząknęła ze śmiechem, rysy jej twarzy zaczęły nakreślać się dość prędko i w znajomy sposób.

— Czuję się, jakby mi ktoś ostro przyfasolił — jęknęłam przeciągle, podciągając się do siadu tak, że spojrzałam na Aylin spod na wpół opuszczonych powiek. Wypuściłam powietrze ciężko z płuc, zaciągając się nim solidnie przez nos, aż horyzont znowu mi się zakołysał, nim nie podparłam się zwiniętymi w pięść palcami o materac, stając chwiejnie na prostych nogach. — Nie śmiej się, to nie jest zabawne — bąknęłam, racząc blondynkę morderczym spojrzeniem, kiedy ta już bezceremonialnie parsknęła śmiechem, poklepując lekko moje ramię, na co prawie na nią warknęłam, zataczając się nieznacznie w bok.

SUFFERING · The Maze Runner: The Scorch Trials [2] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz