10

29 3 2
                                    

- Co będziemy robić do wieczora? - pytam bo nastała dość nieprzyjemna cisza.
- No wiesz... Z tego co wiem to rodzice jadą na kilka dni do cioci i zabierają ze sobą bliźniaków - mówi kładąc się obok mnie.
- I? - patrzę w jego stronę. Bawi się sygnetami ale wyczuwając mój wzrok przestaje i spogląda na mnie.
- Możnaby zorganizować jakąś imprezę czy coś w tym stylu - mówi to z taką radością jakby to było niewiadomo co.
- Nie lubię imprez - stwierdzam. Słyszę tylko jak Rye głośno wypuszcza powietrze. Nie wiem czemu czuję się z tym dziwnie, ponieważ większość ludzi w moim wieku żyje właśnie imprezami.

- Jeżeli coś będzie nie tak możemy przecież wrócić tutaj a Robbie zajmie się gośćmi. Wiem, że planował jakąś imprezę - brunet łapie moje dłonie, które w porównaniu z tymi jego wydają się malutkie.
- Mam wybór? - pytam doskonale znając odpowiedź.
- Oj Andy trzeba cię rozluźnić. Już dzwonię do znajomych - zdążyłem zapomnieć, że jak Rye coś wymyśli to zawsze musi być tak jak on chce.
Pół godziny później dziesięć osób potwierdziło, że zjawi się u Beaumonta. Z tego co wiem Robbie również zaprosił swoich kumpli.
- Trzeba wysłać brata po coś do picia - mówi głośno sam do siebie Rye.
- Mhm - mruczę przeglądając Instagrama.

***

W domu zaczyna się robić tłoczno. Przyszło wiele więcej ludzi niż myślałem. Rodzice Beaumonta wyjechali jakieś dwie godziny temu. Robbie załatwił wszystko i teraz zabawia gości. Od głośniej muzyki zaczyna boleć mnie głowa jednak Ryan wygląda jakby był w swoim żywiole. W pewnym momencie przybyli przyjaciele Ryana. Obawiałem się bardzo. Co jeżeli będzie siedział tylko i wyłącznie z nimi?
- Dobra stary impra elegancka tylko co robi tu ten dzieciak? - pyta Beaumonta chłopak o dość długich blond włosach.
- To on wpadł na ten pomysł więc proszę cię nie warcz do niego - mówi stanowczym tonem Bee. Warczeć? Myślę jak dziwnie określił sytuację brunet. Pierwszy raz słyszę takie coś. Blondyn rzuca mi ostro wkurzone spojrzenie ale nic nie mówi i odwraca wzrok.
- Chociaż pod moim dachem dajcie mu spokój - mówi do reszty chłopaków na co oni posłusznie kiwają głowami. Z tego co widzę to Rye jest przywódcą tej paczki.

- Idziemy się zabawić - stwierdza i ciągnie mnie w stronę stołu do ping ponga. Stały tam czerwone kubeczki wypełnione różną ilością alkoholu. 
- Rzucasz i pijesz. Nic trudnego - mówi głośno abym usłyszał.
- Są dwie drużyny. Jesteś w mojej i musimy wygrać. Każdy daje stówkę a wygrani zgarniają wszystko. - dodaje odrazu tłumacząc zasady innym.
- Zawsze graliśmy inaczej - mówi ewidentnie zawiedziony chłopak z blizną w okolicy ust. Jeżeli dobrze pamiętam miał na imię Dave.
- Ale dzisiaj gramy tak - stwierdza Beaumont. Zaczyna się losowanie drużyn. Patrzę niepewnie na wszystkich. Czy dobrze robię będąc tutaj? Coś czuję, że będę tego żałował.

- Nikt już nie gra? - krzyczy do tańczących na środku salonu Harper - chłopak który od samego początku mnie nienawidzi i ma do mnie " nie warczeć".
Nikt już się nie zgłosił więc gra się zaczęła.
Pierwsza rzucała drużyna przeciwna. Blondyn o dużych zielonych oczach i szerokim uśmiechu. Trafił do kubeczka do połowy wypełnionego czystą. Robbie podał mu napój a on niemal od razu go wyzerował. Nie wyglądał na kogoś kto potrafi pić. Jak widać pozory mylą.
Później rzucał Rye. Miał do wypicia najwięcej ile było dotychczas nalane. Wypił to nawet się nie krzywiąc.
Kolejne osoby miały swoje podejście. Miałem nadzieję, że o mnie zapomnieli - jednak okazało się, że nie.
- Twoja kolej Andy - szepczę mi do ucha Rye przejeżdżając ręką po moim ramieniu. Staję naprzeciwko stołu i rzucam. Trafiam w środek a co za tym idzie najpełniejszy ze wszystkich plastikowych kubeczków należy do mnie.  Robbie wręcza mi go a ja wykrzywiam się od samego zapachu. Dlaczego ja się na to zgodziłem?

DifferentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz