9

23 3 1
                                    

Pov Andy

Pędzimy w stronę domu Beaumonta. Czuję ogromne zażenowanie i nie mam ochoty dalej obejmować bruneta. To mega dziwne... W sensie wiem, że chodzi tu o bezpieczeństwo ale i tak to dla mnie bardzo nieprzyjemne.
Na szczęście nie jedziemy zbyt długo i po chwili stoję na podjeździe dużego białego domu. Budynek bardzo mi się podoba. Jest dość nowoczesny w przeciwieństwie do większości domów w tym mieście.

- Pozwól, że wezmę - mówi Rye wskazując na plecak.
- Miłe z twojej strony ale dam radę go nieść - uśmiecham się co odrazu odwzajemnia i kiwa głową.

Zmierzamy w kierunku drzwi, które brunet sprawnie otwiera.
- Jesteście?! - drze się oczekując odpowiedzi ze strony domowników.
- Nie ma ich - zwraca się do mnie.
- Idziemy do mojego pokoju? - pyta po chwili.
- No w sumie można - odpowiadam. Wnętrze domu Beaumontów nie było jakieś bardzo luksusowe. Było tu bardzo rodzinnie. Patrząc od zewnątrz możnaby się spodziewać "zimna" w środku jednak było zupełnie na odwrót.

- Więc to jest moje królestwo - wskazuje na średniej wielkości pokój, w którym co dziwne, panował porządek. Gdy byliśmy młodsi Rye należał do bałaganiarzy. Przez jego pokój nie dało się przejść bez potknięcia się lub stanięcia stopą na klocki LEGO. Na samo to wspomnienie przechodzą mnie ciarki.
Rozglądam się dookoła. W jego pokoju dominuje czerń. Na suficie namalowany jest księżyc w pełni.
- Bardzo tu ładnie - mówię
- Dzięki Fovvs - mówi zabierając mi z rąk plecak i odstawiając go na krzesło obok biurka. Siadamy na łóżko, które swoją drogą jest olbrzymie.

- Co tam u ciebie? - pyta po chwili ciszy
- Nic się nie zmieniło - odpowiadam
- Przez tyle lat? Jak to?
- Wiadomo, że niektóre rzeczy się zmieniły ale czy to ważne Rye? - patrzy mi prosto w oczy
- Wszystko jest ważne. Stęskniłem się za tobą i chcę wiedzieć wszystko - mówi obejmując mnie i ciągnąc za sobą, przez co teraz obaj leżeliśmy.

- Co chciałbyś dokładnie wiedzieć? - nie jestem w stanie myśleć wiec lepiej żeby konkretnie pytał.
- Co cię tutaj sprowadza? - pyta
- Hmmm. No wiesz zaproponowałeś weekend u ciebie - zrobiło się dość sztywno więc próbuję zażartować. Skutecznie.
- Oj Andy ty to chyba jednak się nie zmieniłeś - mówi śmiejąc się.
- A tak poważnie to mama dostała awans i musieliśmy się przeprowadzić. - rzucam wpatrując się w sufit.
- Aha - mówi
- Serio Rye? Bardzo kreatywna odpowiedź - zerkam na niego
- No co - teraz to ona zerka na mnie.
- Aha? Tylko na tyle cię stać? - pytam na co on uśmiecha się dziwnie.
- Oj blondi, nie masz pojęcia na co mnie stać. Po prostu nie jestem w stanie się skupić na rozmowie. Masz takie cudne oczy - wyczuwam tutaj nutę ściemy lecz mimo tego mam wrażenie, że moje policzki się czerwienią.
- Jak uroczo - dodaje pokazując na moją twarz.
- Przymknij się błagam - uderzam go delikatnie w ramię.
- Właśnie rozpocząłeś walkę Andy - patrzę na niego niezrozumiale, jednak po dosłownie sekundzie już wiem o co mu chodziło. Brunet zaczął mnie łaskotać. Wiedział, że łaskotki to mój słaby punkt. Zawsze, ale to zawsze wykorzystywał to w dzieciństwie.

- Stop, proszę stop. Chyba ktoś puka - udaje mi się wydusić. Rye momentalnie przestaje mnie łaskotać.
- Dzięki - mówię poprawiając koszulkę a on idzie sprawdzić kto pukał.
Jak się okazało jego rodzina wróciła z zakupów. Całe szczęście. Nie mam pojęcia ile jeszcze mogłaby trwać ta "walka".
Po chwili Rye wrócił do pokoju.
- Śpimy tutaj czy w salonie? - pyta.
- Nie wiem. Gdzie wolisz?
- Tutaj na łóżku jest więcej miejsca niż na kanapie - stwierdza. Z jego wypowiedzi wnioskuję, że ponownie będziemy spać razem...

DifferentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz