Part 22

367 24 13
                                    

Był wściekły. Był smutny. Był rozgoryczony. Widok Erin śliniącej się do tego mięśniaka dalej siedział mu w głowie. To nie mogło być prawdą. Wszedł na wydział i skierował się do gabinetu Voight'a. Hank pozwolił mu wejść. Wszyscy zauważyli, że Jay ledwo się trzymał. Nikt jednak nie wiedział o co poszło.
- Wszystko w porzadku? - sierżant uniósł brew kiedy szatyn zajął miejsce naprzeciw niego. Położył przed nim teczkę z dokumentami.
- Chce wrócić do pracy. Doktor Charles poprosił żebyś to wypełnił - wyjaśnił
- Nie o to mi chodzi - mężczyzna wyprostował się
- Wyglądasz niedobrze. Coś się stało?
- Aaaa szkoda gadać - mruknął
- Jay...
- Wiedziałeś, że Erin ma faceta? - Jay spojrzał na niego chcąc widzieć zaskoczenie na twarzy sierżanta. Ale tam była ta sama obojętność. Oczywiście, że wiedział! Przecież traktował Erin jak własną córkę.
- Musisz zrozumieć, że...
- Oczywiście. Wiedziałeś - detektyw prychnął. Złość zaczęła wychodzić z niego nawet przez czubki włosów. Hank skrzyżował ręce na piersi i patrzył na szatyna. Ten starał się być opanowany. Ale nie wychodziło mu to za bardzo.
- Posłuchaj, myślisz że specjalnie i z dobroci serca kazałem ci pojechać do domu po sesji z Charles'em? Chodziło o to żebyś nie spotkał Erin. Wiem co jej powiedziałeś kiedy ściągnąłem ją do ciebie do szpitala. Byłem świecie przekonany, że powie ci o swoim małżeństwie - na te słowa Jay poczuł jak coś zdziela go w głowę. To nie był jej chłopak tylko jej mąż. Zawirowało mu w głowie.

Spojrzał na Erin, która trzymała w dłoniach kopertę. Bardzo ładną, ozdobną. Szatynka patrzyła to na Deena'e to na Jay'a. Wyciągnęła rękę.
- Wiem, że było z nami różnie, że niepotrzebnie mąciłam. Ale chciałabym żebyście we dwoje przylecieli na moje wesele - wyjaśniła. Szatyn złapał za kopertę i spojrzał na Didi. Szatynka wzruszyła ramionami i odsunęła się w głąb mieszkania. Dla niej było wszystko jedno. Miała dosyć tego, że za każdym razem kiedy Erin pojawi się w ich życiu, szatyn będzie się znowu motał. Jay patrzył na nią jak wchodziła do sypialni. Trzask drzwi uzmysłowił mu czym martwiła się pani doktor. I poczuł potężne wyrzuty sumienia. Obiecał jej, że odetnie się od Erin Lindsey.
- Może lepiej będzie jeśli nie przylecimy. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia Erin - oznajmił oddając jej kopertę. Wiedział, że to ją zaskoczyło. Ale on w końcu zrozumiał kto sprawi, że się uspokoi. Kto go wspiera na każdym kroku. Nie chciał znowu jej zawieść.

Zrobiło mu się niedobrze. Ból znowu eksplodował. Ale był ostry jednak krótki. Szatyn oddychał głęboko. Ta scena. To mu uzmysłowiło, że przez sześć lat wiele się zmieniło. Czuł złość. Ale teraz na siebie. Obiecał sobie, że zrobi wszystko żeby przypomnieć sobie stare życie. A jednak skupił się na skończeniu swojego małżeństwa i rozpoczęciu życia na nowo. Patrzył na sierżanta i nie wiedział co powinien zrobić.
- Chciałbym żebyś to wypełnił jak najszybciej. Chce wrócić do zespołu pełnoprawnie - oznajmił podnosząc się. Wszyscy zamilkli kiedy wyszedł z gabinetu. Zauważyli zmianę w jego wyrazie twarzy. Do gabinetu wchodził wściekły i wszyscy zastanawiali się jak potężna będzie kłótnia między Jay'em a Hank'iem. Jednak o dziwo mężczyźni rozmawiali cicho. I szatyn spokojniejszy zjawił się przy swoim biurku. Usiadł i złapał za teczkę. Wprowadzanie danych do systemu już go nużyło. Ale wiedział, że w chwili obecnej nie będzie mógł liczyć na coś więcej. Natrętne ćmienie pulsowało. Głowa znowu została sparaliżowana bólem. To trochę niepokojące. Ale on nic nikomu nie powie.

Pił. Pił wódkę, pił piwo, pił burbon. Chciał się odczulić. Chciał znaleźć jakieś rozwiązanie. Chciał poczuć już spokój. Niesmak po całej sytuacji pozostał. Był wściekły na siebie. Nie poszedł do strażaków po zmianie - chciał napić się na neutralnym gruncie. Znalazł jakąś mordownie. Nie interesowała go nazwa tego baru tylko to jaki alkohol mają. Chciał się rano obudzić z potężnym kacem. Chociaz tak na dobrą sprawę nie wiedział dlaczego tyle pił. Nie panował nad sobą to na pewno. Uporczywe bóle głowy czasami ścinały go z nóg. I nie pamiętał swojego życia przed wypadkiem. To go chyba najbardziej złościło. Jeśli przypomniał by sobie wszystko to wtedy mógłby nie robić z siebie durnia przed Erin. Czy on był na prawdę szczęśliwy z panią doktor? Podniósł się od baru i poczuł jak zawirowało mu w głowie. Takiego stanu potrzebował. Barman przyglądał mu się w skupieniu. Gość siedział parę godzin przy barze, odzywał się tylko kiedy chciał zamówić alkohol. Z którym przesadził. Ewidentnie. Facet ledwo stał na nogach.
- Może zamówić ci taksówkę?
- Poradzę sobie - wybełkotał Jay patrząc na gościa spod byka. Barman wzruszył ramionami. Nie będzie przecież robił za niańkę. Patrzył jak zataczający się mężczyzna wychodzi. Wrócił do pozostałych klientów. Zimne powietrze trochę go otrzeźwiło. Potrząsnął głową i wyciągnął telefon. Spróbuje zamówić taksówkę a jak się nie uda to przejdzie pieszo do domu. W sumie to nie daleko. W sumie to sam nie wiedział gdzie jest. I w którą stronę ma iść. Rozejrzał się dookoła. Było pusto. Żadnej, żywej duszy. Beknął, burknął coś pod nosem i ruszył w kierunku postoju taksówek. Wychodziła zza zakrętu. Wpadł do grupę młodych mężczyzn. 
- Kolego uważaj - jeden z nich złapał szatyna, który wpadł w nich z impetem. Zachwiał się i próbował uwolnić.
- Puść mnie - Jay szarpnął dwa razy ale nic to nie dało.
- Jaki niekulturalny. Nie jest stąd, nawalił się i jeszcze nie przeprosi że nas staranował - otoczyli go z każdej strony. Szatyn nie zwracał na to uwagi. Chciał iść dalej.

Patrol policji wytoczył się na ulicę. Dzień był dosyć spokojny. Aż dziwnie za spokojny. Posterunkowi powoli przemierzali kolejne metry kiedy dostrzegli grupkę mężczyzn. Ewidentnie kogoś okładali pięściami. Włączyli sygnały dźwiękowe i świetlne. Grupa natychmiast rzuciła się do ucieczki. Wyskoczyli z auta podbiegając do mężczyzny leżącego na chodniku. Musiał dostać porządny łomot. Zakrwawiony i poobijany
- Wezwij medyków - jeden z mężczyzn zajął się oglądaniem nieprzytomnego
- Halo, halo - potrząsnął jego ramieniem.
- Słyszy mnie pan? - położył dłoń na jego szyi. Puls był wyczuwalny. Jeszcze dobrze wyczuwalny. To dawało im jakaś nadzieję. Policjant wzywający karetkę poprosił o przejrzenie nagrania z monitoringu .
- Co z nim?
- Oddycha ale nieprzytomny. Ładnie dostał po twarzy - rzucił
- H... Halstead - szatyn poruszył wargami
- Co?
- Jestem detektyw Halstead - rzucił mężczyzna i ponownie stracił przytomność. Uslyszeli zbilzajaca się karetkę. Niebiesko-czerwone światła rozcinały mrok a dźwięk syreny mącił ciszę.

--------------------------------------
Starałam się wykombinować coś ale to jest przedostatni rozdział. Jutro wielki finał
Tak myślę
Dziękuję Wam ❤️

Jeszcze raz [Chicago PD] ||ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz