Part 16

358 21 26
                                    

Wpatrywał się w drzwi od wejścia na posterunek dwadzieścia jeden. Czuł mieszkanke zarówno strachu jak i ekscytacji. Po raz pierwszy od pół roku miał zjawić sie w pracy. Doktor Charles powiedział, że nie widzi w tym przeszkód. Owszem nie będzie mógł jeszcze brać udziału w śledztwie. Ale będzie zajęty przez parę godzin. I powrót do takiego miejsca też mu pozwoli wrócić do normalności. Wciągnął głęboko powietrze w płuca ruszył do drzwi. Trudy na jego widok wyskoczyła zza lady. Szatyn osłupiały przyglądał się jej gdy pędziła w jego kierunku z szeroko rozłożonymi ramionami
- Jay, jak miło cię widzieć - oznajmiła obejmując go. Poklepała go po plecach. Odsunęła się od niego kładąc mu ręce na ramionach. Jay nic z tego nie rozumiał. Trudy Platt była jedzą. Zawsze. I nie mógł uwierzyć, że przez te sześć lat aż tak się zmieniła.
- Martwiliśmy się o ciebie - oznajmiła
- A za ten plan rozwodu powinieneś dostać w łeb. Jednak Hank zabronił nam się wtrącać - dodała mocniej zaciskając palce na jego ramionach. Nie widział swojego zespołu od kilku miesięcy. Poza Kevinem i Adamem. Nie pamiętał ich obu, może Ruzek'a trochę. Ale nie Atwater'a. Uniósł brew i odsunął się od niej. Owszem, po powrocie do domu miał pewne wątpliwości jeśli chodzi o rozwód. Chciał przypomnieć sobie całe swoje poprzednie życie. I jeśli Will miał rację? Jeśli on na prawdę był z doktor D'Rouze szczęśliwy? Co jeśli przypomni sobie wszystko i będzie już po rozwodzie? Deena przepadnie jak kamień w wodę. Nie widział czy będzie miał w sobie tyle odwagi by jej szukać. Postanowił na razie wstrzymać się z tym wszystkim. Podszedł do klucza biometrycznego i spojrzał na klawiaturę. Za nic nie mógł przypomnieć sobie kodu.
- Trzy jeden... - mruknął do siebie. Nagle znikąd pojawiły się damskie palce. Podniósł głowę i zerknął na szczupłą szatynkę która uśmiechnęła się szeroko do niego. Jej palce sprawnie przeskoczyły po klawiaturze. Rozległ się dźwięk rozkodowanego zamka. Złapał za kratę i pociągnął ją do siebie.
- Dzięki za pomoc. Mam jeszcze problemy z zapamiętaniem takich...
- Nie musisz się tłumaczyć. Pracujemy razem i ... Jestem Kim - dodała. Szatyn uśmiechnął się do niej.
- Miło mi, Kim - rzucił - Musi być to dla ciebie dosyć dziwne przedstawiać mi się
- Nie bardzo. Moja babcia miała zaawansowanego Alzheimera i pod koniec zawsze jej się przedstawiałam - wyjaśniła. Ruszyli w górę na wydział. Kiedy stanęli na ostatnim schodku rozległ się aplauz. Jay poderwał się zaskoczony. Nie znał nikogo z tej ekipy!! Wpatrywał się w tych ludzi którzy czekali na niego z babeczką. Ale on nie wiedział kim oni są! Nie ufał im. Spojrzał na Adama, Kevina, Kim. Przesunął wzrok na niską latynoskę z warkoczami bokserskimi. Na widok blondynki poczuł jak krew odpływa z jego twarzy. To o niej śnił kiedy się obudził. To ona prowadziła auto kiedy doszło do wypadku.
- Jay - Hank pojawił się za nim. Odwrócił się do sierżanta. Ten uśmiechnął się nieznacznie.
- Sierżancie - uścisnął jego rękę i poczuł jak Voight przyciąga go do siebie. Ojcowski uścisk był zupełnie nie w stylu Hank'a. Czuł się skołowany.

Butelka z brzękiem spoczęła na stole. Deena podniosła szklankę do ust. Cierpki smak Jägermeister'a rozlał się po jej ustach. Wpatrywała się w kartony stojące przed nią. Owszem, przemyślała to wszystko. Skoro jej mąż chce się z nią rozwieźć - nie mogła go zatrzymywać. Nie zmusi nikogo do miłości. Nawet nie potrafiła. Po wielogodzinnych walkach z samą sobą postanowiła oddać mu wszystkie rzeczy. Nie będzie to sprawiać jej aż tyle bólu. Nie umiała już nawet płakać. Czuła się potwornie z tym co się stało. W ciągu sześciu miesięcy jej idealne życie legło w gruzach. Już drugi raz. Pierwszy raz było tak, kiedy rozwiązali jej oddział. Nie wiedziała co powinna zrobić, jak pokierować swoim życiem. Teraz było tak samo. Wiedziała, że będzie musiała stawić czoła nowej rzeczywistości. Będzie trochę bolało. Ale to co miała wypłakać - wypłakała już dawno. Teraz została jej znowu złość i zgorzknienie. Postanowiła skupić się na pracy, porzucić to mieszkanie i znaleźć nowe. Z dala od Jay'a, z dala od tego miejsca. Ich miejsca. Miejsca które stworzyli wspólnie w dniu gdy je znaleźli. Rozejrzała się po salonie. Każdy element tego miejsca był przez nich dopracowany. Nic nie było tutaj dziełem przypadku. Wypiła resztę alkoholu i podeszła do półek. Spojrzała na zdjęcie z wakacji i zacisnęła palce na drewnianej ramce. Nie czuła już nic. Była wyprana z emocji jak po lekach uspokajających. Była tylko obojętność. Złość nawet nie ukazywała się w jej twarzy. Ale to ona uderzyła nagle, niczym burza. Zamaszystym ruchem z wrzaskiem strąciła wszystko co było na półce. Ramki pękły po spotkaniu z podłogą, puchar z meczu dla dzieci potoczył się z trzaskiem w kierunku kanapy. Wazonik ze sztucznymi kwiatkami rozprysł się na drobne części. Zupełnie jak jej serce. Wrzasnęła jeszcze raz i z impetem uderzyła w kolejną półkę. Poczuła przeraźliwy ból. Ale nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Chciała nie czuć już psychicznego bólu. Tylko ten fizyczny dalej dawał jej trochę ukojenia. Demolowała każdą półkę nie zwracając uwagi na krople krwi z rozciętych knykci , puchnącą pięść. Była wściekła, nie panowała nad tym. Chciała tylko ulgi.

Choi wszedł do gabinetu i spojrzał na Deena'e. Szatynka siedziała na leżance i machała nogami. Niczym małe dziecko. Słysząc otwierane drzwi podniosła wzrok.
- Więc mówisz, że spadłaś ze schodów?
- Tak - mruknęła patrząc to na gips na swojej ręce a na lekarza
- Postanowiłam spakować wszystkie rzeczy Jay'a i znieść je do piwnicy - rzuciła. Doktor zatrzymał się w pół kroku. Wlepił w nią swoje spojrzenie.
- Czemu?
- Uznał, że nie wiedział co miał w głowie kiedy się ze mną żenił i chce rozwodu. Przecież nie będę go zatrzymywać - wzruszyła ramionami. Choi patrzył na nią wyraźnie zainteresowany. Nie zainteresowany tym co mówiła ale jak mówiła. Jeszcze tydzień temu Deena dałaby się za Jay'a pociąć. W chwili obecnej była znowu obojętna. Nie był psychiatrą żeby ją oceniać ale odniósł wrażenie, że jej beztroski ton był kłamstwem.
- Rozumiem. Przykro mi - zamknął teczkę z jej wynikami.
- Jesteś pijana a pękł ci drugi paliczek palca środkowego. Wiesz, że nie dostaniesz leków przeciwbólowych
- Spoko, rozumiem. Daj mi wypis i wychodzę - skinęła głową.
- Deena...
- No co? Boli mnie bo boli ale nie chcę tu siedzieć. Mam wiele rzeczy jeszcze do zrobienia - oznajmiła. Podniosła się i wyciągnęła rękę po wypis.

Connor wysiadł pod MED wyraźnie niezadowolony. Spojrzał na wyjście i dostrzegł jak w jego kierunku idzie Choi. Azjata wyglądał na zaniepokojonego. Rhodes miał właśnie konsultować swój nowy kontrakt na Oahu, ale paniczny niepokój w głosie doktora go zaintrygował do tego stopnia, że postanowił przyjechać.
- Cześć. Dzięki, że przyjechałeś
- Mów o co chodzi - brunet potarł dłonie o siebie.
- O Didi. Przez kilka najbliższych zmian zerkaj na nią czy nie jest na gazie
- Na gazie? O czym ty mówisz?
- Połamała sobie paliczek palca środkowego lewej ręki. Kiedy przyjechała na oddział była pijana. Znaczy nie zataczała się ale ponad promil był w jej krwi. Postanowiła spakować rzeczy Jay'a i kiedy znosiła je do piwnicy spadła. A wydaje mi się, że...
- Rozumiem - Connor wpadł mu w słowo. Klepnął doktora w ramie.
- Obiecuje mieć na nią oko, dziękuję że mi to powiedziałeś - dodał. Connor poczuł, że musi z Didi odbyć bardzo poważna rozmowę. I uchronić ją przed upadkiem na samo dno


--------------------------------
Na osłodę nerwów
Bo się kurcze nie spodziewałam, że 15 tak Was odpali🙄

Jeszcze raz [Chicago PD] ||ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz