Part 5

475 25 10
                                    

Chodziła po ścianach. Jay zniknął za drzwiami bloku operacyjnego kilka godzin temu. Płacz na ramieniu doktora Charles'a trochę jej pomógł.
- Nie wiem co zrobię jeśli on umrze - rzuciła ocierając nos
- Nie umrze. Jay jest twardy i takie coś mu nie groźne - poklepał ją po ramieniu. Spojrzała na Meg która podała jej tabletkę.
- Nie dziękuje - uśmiechnęła się - Już mi lepiej - dodała. Meg skinęła głową. Teraz stała przed drzwiami i modliła się żeby Jay wyszedł z tego cało. Wiele razy łapała się na tym, że chciała wejść na salę zabiegową. Wiedziała że nie będzie mogła tego zrobić. Nie będzie mogła mu pomóc. Musiała cierpliwie czekać. Odwróciła się i spojrzała na cały wydział. Dzieliły ich szklane drzwi. Poczuła jak wszystko podchodzi jej do gardła. Nie wiedziała czy była gotowa usłyszeć co się stało. Hank kręcił się po korytarzu pocierając dłonie o siebie. Nie widziała Hailey. Poprawiła ubranie i spojrzała na zegarek.

Rhodes skrzywił się widząc obrażenia Halstead'a. Ubolewał nad tym, że Deena nie mogła mu towarzyszyć. Ale wiedział też, że nie mogłaby się skupić. Nie umiałaby patrzeć na policjanta jak na pacjenta. Widział jej przerażenie kiedy Goodwin powiedziała o co chodzi. Domyślał się jak wielką miłością go darzyła.
- No Jay, tam ktoś czeka więc szybko cię poskładamy. Inaczej Didi rozniesie całe MED - rzucił odwracając głowę na twarz policjanta. Neurochirurg zaśmiał się. Współpraca z Connorem była gwałtowna. Ale pozwalała mu zerknąć na innowacyjne metody.

Hailey poderwała się widząc jak w drzwiach stanęła Deena. Wyglądała na niesamowicie spokojną. Zamknęła drzwi od jej sali.
- Jak się czujesz?
- Co z Jay'em? - policjantka spojrzała na swoją zabandażowaną dłoń.
- Operują go. Sama nic więcej nie wiem - wyjaśniła stając w nogach jej łóżka. Spojrzała na niego. Nie wiedziała czy chciała to usłyszeć. Hank sam nie wiedział dokładnie co się stało. Obiecał jej tylko, że będzie ją na bieżąco informował. Oparła dłonie na ramie jej łóżka.
- Co tam się stało? - jej głos brzmiał zupełnie inaczej. Był pełen przerażenia. Czuła jak w jej oczach zbierają się łzy. Hailey przyglądała się jej w skupieniu. Nie darzyła jej wyjątkową sympatią. Wydawało jej się, że Deena traktuje jej partnera z buta. Ale teraz zrozumiała, że to nie tak. Ona rzeczywiście była przerażona. A to jak ze sobą rozmawiali przy innych było ich specyficznym zwyczajem.
- Ruszyliśmy w pościg za podejrzanym. Ja prowadziłam bo Jay jest snajperem i chciał przestrzelić koło tego gościa - mruknęła
- Nagle zbyt mocno ruszyłam kierownicą. Auto przy tej prędkości wytraciło siłę odśrodkową. Podbiło nas na krawężniku. Jay... - urwała. Widok szatyna wpadającego z auta będzie jej się śnił po nocach. Spojrzała na Deena'e. Brązowowłosa ścisnęła usta w cienką linię i napięła mięśnie. Blondynka widziała jak mięśnie na jej dłoniach się ujawniają gdy miażdżyła metalową rurkę. Nie mówiła nic.
- Mnie też to boli, że to moja wina - rzuciła
- Ale ja nie mam do cie... - urwała gdy rozdzwonił się jej pager. Odczytała wiadomość i wybiegła z jej sali. Hailey rozłożyła szeroko ramiona. Syknęła czując ból. Deena zniknęła tak szybko jak się pojawiła. A Hailey umierała z niepokoju. Skoro nawet jego żona nic nie wiedziała.

Connor podał jej szklankę wody. Siedziała na kozetce i nerwowo pocierała dłonie o siebie. Rhodes wyjaśnił jej, że dopóki się nie uspokoi nic jej nie powie. Will próbował jakoś na niego wpłynąć. Jednak Rhodes poznał Deena'e najlepiej ze wszystkich w MED i wiedział, że będzie potrzebowała jasnego, spokojnego umysłu by to sobie wszystko poukładać. Obserwował ją w skupieniu. Widział jak jej oddech spowalnia i każdy wdech robi się głębszy.
- Unormowaliśmy go. Przeżyje. Na kilka dni trafił na OIOM - zaczął nie spuszczając wzroku z kobiety - Niestety w śpiączce spędzi kilka najbliższych tygodni. Doszło do uszkodzenia płata czołowego. Siła uderzenia była tak wielka, że kość skomplikowanie pękła.
- Ale złożyliście kość?- Will z początku nie zrozumiał
- Nie o to chodzi, Will - Deena podniosła się. Oparła dłonie na biodrach a po chwili objęła się.
- Płat czołowy odpowiada za pamięć, między innymi - mruknęła - A to oznacza, że Jay mógł stracić pamięć jeśli się obudzi - dodała cicho. Rhodes pokiwał głową. Deena była niesamowitym lekarzem i umiała czytać między wierszami. Odwróciła się do okna i wsunęła palce we włosy.
- Tego dowiemy się za parę tygodni - Connor podszedł do niej. Will już wcześniej zauważył, że Rhodes nie widział w niej swojej konkurencji. Traktował ją zupełnie inaczej niż wszystkich których szkolił. Od samego początku. Starał się być dla niej jak starszy brat. Nikt nie umiał tego wyjaśnić. Ale ta dwójka dogadywała się jak rodzeństwo. I tak ich wszyscy kojarzyli. Oparł dłoń na jej ramieniu.
- Didi nie zakładaj najgorszego
- Nie zakładam. Tylko po prostu... Nie wiem - wzruszyła ramionami.
- Jutro będziecie mogli do niego wejść. Dzisiaj jest najważniejsza doba - oznajmił. Deena otarła twarz i skierowała się do drzwi. Musiała powiedzieć Hank'owi i reszcie jaki jest stan Jay'a. Oni również się niepokoili o szatyna. Starała się mówić spokojnie ale z każdym słowem głos jej drżał.

Weszła do mieszkania i poczuła jak ogarnia ją panika. To miejsce było aż przesiąknięte jego obecnością. Odłożyła torbę na podłogę i weszła do kuchni. Rozejrzała się dookoła. Kubek na zlewie, niedojedzona kanapka. Tablet leżący na książce. Coś targnęło jej wnętrzem. Myśl o tym co stała się kilka godzin temu ją zmiażdżyła. Nigdy nie myślała nawet o tym jak będzie wyglądało jej życie bez Jay'a. Nie miała podstaw by taki scenariusz przeanalizować. Byli jeszcze młodzi. Mieli całe życie dla siebie. Nigdy się nie zastanawiała nad tym. Był jej mężem, powtarzał że nie wyobraża sobie życia z kimś innym. Cieszyli się z tego co mieli. Doceniali każdą chwilę spędzoną razem. I nigdy, nawet w najgorszych koszmarach nie zakładała, że pewnego dnia wróci do domu do którego Jay przez jakiś czas nie wróci. Usiadła na krześle i podciągnęła nogi pod brodę. Objęła je ramionami ponownie zaczynając płakać. Panika ją zupełnie rozgromiła. Nie umiała wyobrazić sobie życia bez szatyna. Potrzebowała go żeby nie oszaleć. Potrzebowała go żeby znaleźć ten balans w życiu. A teraz ktoś jej to zabrał. Nie miała siły nawet pójść do sali jego partnerki i powiedzieć jej, że to jej wina. Nie docierało do niej, że przez jakiś czas będzie tutaj całkiem sama.

Stanęła przed jego salą. Patrzyła na mężczyznę leżącego na szpitalnym łóżku. Nieruchomego. Jakby bardzo mocno spał. Nie widziała czy chciała tam wchodzić. Nie odpowie jej. A miała ochotę mu nawrzucać. Miał na siebie uważać. Skrzywiła się. Spała potwornie źle. Uporczywa myśl, że Jay'a już nie ma w jej życiu sprawiała jej atak paniki. Atak z którym słabo sobie radziła. Stanęła naprzeciw jego łóżka. Śledziła najpierw wskazania aparatur. Te które wskazywały na pracę mózgu były w normie. Widziała ich krzywe. Jakby spał. Spojrzała na jego zdartą i zabandażowaną twarz. Rurka z jego ust znikała przy poliku. Nie panowała nad łzami. Usiadła w fotelu i złapała jego dłoń.
- Nie zostawisz mnie, prawda? - rzuciła cicho zaciskając palce na jego ręce. Była ciepła i ciężka. Jak zawsze. Jay tylko zasnął. Za chwilę się obudzi

Jeszcze raz [Chicago PD] ||ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz