Part 4

523 30 58
                                    

Uśmiechnął się szeroko kiedy siedziała w kuchni i czekała na niego. Musiał przyznać, że spało mu się wyśmienicie. Zawsze lubił kłaść się z myślą, że rano zjedzą śniadanie razem. Potem oboje rozejdą się do swoich obowiązków. I zobaczą się dopiero za dwadzieścia cztery godziny. Albo i dłużej. Wszystko zależało od tego jak rozwinie się sprawą nad którą mogą pracować. Jeśli nic nie wpadnie on wieczorem wróci do domu a rano pojawi się Deena. Cmoknął jej polik i złapał za kubek. Kawa przyjemnie podrażniła jego nos. Od razu czuł się lepiej. Odłożyła tablet z najnowszymi wiadomościami i skupiał się na szatynie.

GMC zatrzymał się przed MED. Lekarze idący na zmianę już wiedzieli kim jest kierowca. Nachyliła się w jego kierunku i cmoknęła jego wargi.
- Uważaj na siebie. Kocham cię - spojrzała na niego
- Ja ciebie też. Widzimy się na obiedzie - rzucił
- Napiszę - spojrzała na niego z uśmiechem. Odpięła pas i wysiadła. Otworzyła drzwi z tyłu i złapała za swoją torbę.
- Miłego dnia Przystojniaku - puściła mu oczko i zamknęła drzwi. Halstead zaśmiał się. Wbił bieg i ruszył spod szpitala. Wyjechał na ulicę zmierzając w kierunku posterunku. Będąc dwa skrzyżowania od dwudziestego pierwszego dostał telefon. Po samochodzie rozległ się zachrypnięty głos jego szefa. Sierżant Hank Voight był jego szefem i jednocześnie dla Jay'a był kimś w rodzaju ojca. Jego prawdziwy ojciec zmarł parę lat temu. Ale to na Hanka zawsze mógł liczyć. I to on był pierwszym który dowiedział się, że Jay i Deena wkrótce wezmą ślub. Oczywiście jeśli trzeba to też potrafi opieprzyć równo.
- Mów mi prawdę, żebym to ja mógł za ciebie kłamać - to jego słowa. I tym się kierowali wszyscy na wydziale. To nie był zlepek przypadkowych policjantów. Każdy z nich był wyjątkowy. A on lubił swoją pracę.
- Wyślę ci lokalizację, nie zajeżdżaj na posterunek. Mamy trupa i dużo pracy - wyjaśnił Voight.

Odsunęła od ust kubek i odczytała wiadomość od Jay'a. Musiał anulować obiad bo wpadła im sprawa. Była z tego powodu bardzo rozgoryczona. Ale nie będzie mu robić awantury z powodu jego pracy. Bo to bez sensu. Rhodes wszedł do pokoju i uśmiechnął się do niej szeroko.
- Gotowa na zabawę? - usiadł
- Jasne. Dobre krojenie nie jest złe - rzuciła. Connor roześmiał się w głos.
- To za kwadrans zaczynamy przygotowania. Zrobimy to szybko żeby Jay nie musiał na ciebie czekać z lunchem
- Aaaa nie... Wpadła mu jakaś sprawa i się nie wyrwie - spojrzała na swojego mentora. Wszyscy w MED byli lekko mówiąc zaskoczeni tym, że Connor od momentu rozpoczęcia współpracy z Deena nie był dla niej złośliwy. Przekazywał jej wszystkie ważne rzeczy. A ona słuchała z przejęciem. Zostali bardzo zgranym duetem. Zwłaszcza przy stole operacyjnym. Doceniał jej pracowitość i skrupulatność. Dokładała wszelkich starań żeby każda operacja przebiegła pomyślnie. I nie była jakoś kłótliwa. Widziała, że doktor Rhodes był od niej o wiele lepiej doświadczony. Ona musiała się wiele nauczyć. Nalał sobie kawy i zajął miejsce naprzeciw niej. Uśmiechnęła się do niego
- Na prawdę uśpiłaś Jay'a kiedy nie chciał się zszyć? - uniósł brew. Deena roześmiała się w głos. Dlaczego jej to nie dziwi. Kelly Severide to okropna plotkara.

Wskoczył do auta za Hailey. Podejrzany właśnie zaczął uciekać. Jay nigdy nie zrozumie zachowania tych ludzi. Przecież oni zaraz go złapią. Hailey wbiła bieg w GMC i ruszyła z piskiem opon. Jay wyciągnął broń i starał się strzelić w oponę. Jednak kierowca był nie w kij dmuchał. W końcu był rajdowcem. Uciekał zgrabnie. Halstead czuł rosnącą złość na mężczyznę. Nie mógł strzelić. Nagle poczuł jak Hailey traci panowanie nad autem. Zerknął z zaskoczeniem na swoją partnerkę. Blondynka próbowała wyciągnąć auto z poślizgu ale z marnym skutkiem. Poczuł jak auto podrywa się w górę.

Miarowe pikanie maszyny monitorującej pracę serca ją uspokajało. Wpatrywała się w Connora. Doktor przy stole operacyjnym był niesamowicie skupiony. Na samym początku tłumaczył jej za każdym razem co robił. Z czasem zrezygnował z tego. Asystujący przy operacji zawsze byli pod wrażeniem jak Deena podświadomie rozumie doktora. Na prawdę tworzyli zgrany duet. Podała mu skalpel. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Chyba jak pana Clarcksona zamkniemy to przypadłoby się nam coś zjeść - rzucił. Pielęgniarka zaśmiała się. Tak, cały Rhodes. Zawsze mówił o jedzeniu.
- Pewnie masz rację, doktorze - rzuciła Deena odwracając się w kierunku drzwi.
Poczuła jak rośnie w niej dziwne zaniepokojenie. Zwłaszcza kiedy za drzwiami zobaczyła Goodwin. Dyrektorka rzadko pojawiała się pod salą operacyjną. Odwróciła wzrok do Connora. Doktor zignorował gościa bo wiedział, że ma ważniejsze rzeczy niż skupianie się na Goodwin.

Na izbie przyjęć wrzało. Voight nerwowo chodził po całym korytarzu. Jay w momencie uderzenia wypadł z auta. Oberwał najmocniej. Choi zajmował się Hailey. Blondynka uderzyła głową o szybę. Czuła rosnące mdłości. Krew przestała cieknąć.
- Dobra, zobaczymy twój bark - oznajmił spokojnie.
- Co z Jay'em? - syknęła kiedy dotknął jej ręki.
- Czekają na Connora. Ma za chwilę skończyć operację i będą się konsultować - wyjaśnił. Nie chciał jej mówić prawdy. Halstead zatrzymał się dwa razy w karetce. Był poważnie pokiereszowany a jego czaszka uległa poważnym uszkodzeniom. Widział na twarzy Hailey wyrzuty sumienia.

Nie szło jej zatrzymać. Pędziła w fartuchu operacyjnym na izbę przyjęć. Miała wrażenie, że Goodwin sobie żartuje. Ale widziała jej przerażenie. Wypadła na korytarz i poczuła jak ktoś łapie ją w pół.
- Puść mnie! - syknęła. Will spojrzał na nią. Widział jej przerażenie. Oczy ogarnięte szaleństwem pełne łez.
- Nie możesz tam wejść
- Muszę! - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Halstead spojrzał na swoją bratową. Czuł to samo co ona. Był przerażony. Widział Jay'a przez chwilę.
- Nie możesz - powtórzył - Szykują go do operacji - dodał. Wyprostowała się i wciągnęła powietrze w płuca. Starała się uspokoić. Ale nie potrafiła. Myśl, że Jay oberwał na akcji ją zmiażdżyła. Myśl, że jej mąż jest ranny. I że nie mogła go zobaczyć.
- Świetnie. Będę tam
- Nie będziesz - pokręcił głową - Wiesz, że nie możesz. Jesteś jego żoną. To konflikt interesów - dodał.

Hank dostrzegł Deena'e która kucnęła przy ścianie i wsunęła twarz w dłonie. Wyglądała na potwornie przerażoną. Poczuł żal na jej widok. On sam był przerażony ale to co działo się w jej wnętrzu. Czuła łzy spływające po jej pokojach. Próbowała objąć się ramionami żeby ogarnął ją spokój. Ale nie potrafiła. Jak w zwolnionym tempie obserwowała lekarzy i pielęgniarki. Świat się dla niej zatrzymał.

Weszła do pokoju lekarskiego. Connor na jej widok zamilkł. Starała się opanować ale szło jej to z trudem. Nie chciała na tą chwilę rozmawiać z Hankiem. Nie chciała wybuchnąć. Nie chciała zrzucać  na nich winy.
- Didi powinnaś wyjść - rzucił obserwując ją.
- Nie będę chciała uczestniczyć w operacji. Ale jako żona mam prawo znać stan swojego męża - mruknęła. Doktor Charles wsunął się do pokoju. Obserwował Deena'e w skupieniu. Domyślał się, że szok jaki wywołał Jay i jego wypadek mogło zaburzyć sprawiedliwy osąd.
- Owszem ale musisz wyjść na korytarz - mruknął. Wpatrywała się w niego w skupieniu. Connor był niewzruszony.
- Nie - mruknęła
- Im dłużej tu siedzisz tym twojemu mężowi szkodzi - jego chłodny głos zadziałał jak policzek. W jej oczach zaległy się łzy. Posłusznie wycofała się. Usiadła na krzesełku. Spojrzała na psychiatrę który zajął miejsce obok.
- Nie musisz ukrywać swojego strachu - oznajmił. Te słowa zadziałały jak nożyczki przecinające wstęgę. Didi rozpłakała się jak małe dziecko. Charles objął ją troskliwie i poklepał po ramieniu.

Jeszcze raz [Chicago PD] ||ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz