Na jej widok uśmiechnął się szeroko i podniósł głowę z poduszki. Patrzyła na niego przerażona i zaskoczona. Musiała tutaj biec. Inaczej by tak nie dyszała.
- Myślałem, że nie przyjdziesz - mruknął. Weszła do sali bardzo ostrożnie. Wpatrywała się w zabandażowaną twarz Jay'a obchodząc łóżko jak najdelikatniej. Śledził ją wzrokiem. Wyglądała na zaniepokojoną i nieufną. Znowu to spojrzenie. Patrzyła na niego w ten sam sposób już prędzej. Kilka lat temu.
- Podobno pytałeś o mnie - mruknęła stając w nogach łóżka. Bezpiecznie by w razie co wziąć nogi za pas. Była na prawdę zmęczona tym szarpaniem. Szatyn budził w niej nadzieję by po chwili ją uśpić ponownie. Zamiast od razu zabić. Nie wiedziała czego się spodziewać. Will kazał jej iść do jego sali. A wszystko stanie się dla niej jasne. Ale tak na dobrą sprawę nic nie było jasne.
- Wiem, że przez ostatnie miesiące zachowywałem się jak skończony dupek. Wiem, że znowu fundowałem ci rollercoaster. Wiem, że chciałem się rozwieść ale...
- Nie Jay, nie - uniosła rękę w górę. Zamilkł i spojrzał na nią
- Nie ściemniaj mi proszę, że chcesz sobie wszystko przypomnieć. Nie ściemniaj mi, że wszystko wróci do normy. Ja jestem zmęczona tym, rozumiesz. Od kiedy wyszedłeś ze szpitala robisz ze mnie swojego wroga nie wiem za co. Za to że cię odesłali? Słabo to do mnie przemawia. I za każdym razem kiedy mówisz że chciałeś się rozwieść ale jednak to odkładasz na bok dajesz mi nadzieję - czuła jak do jej oczu napływają łzy. Musi sama powiedzieć to głośno i wskazać szatynowi kierunek
- Kocham cię ale nie mogę wiecznie żyć nadzieją, że staniesz w drzwiach i powiesz mi, że wszystko pamiętasz. Jednego dnia mnie przytulasz, żeby drugiego dnia mnie walnąć w łeb. Jeśli chcesz się rozwieść zróbmy to jak najszybciej. Nie da się nikogo zmusić do miłości - mruknęła ocierając łzy.
- Wiesz co? Ładne przemówienie ale muszę cię rozczarować nie stanę w drzwiach żeby ci powiedzieć że wszystko pamiętam - skrzywiła się słysząc to
- A to dlatego, że mam twarz w bandażach i lekarz absolutnie zabronił mi wstawać i chodzić więcej niż to konieczne - dodał. Spojrzała na niego
- Tak, wiem. Byłem okropnym dupkiem który ubzdurał sobie, że miłością jego życia jest Erin. Który dalej uważał, że jego odsyłka z Rangers była przez ciebie a nie przez dowódcę. I na prawdę gdybym tylko mógł wziąłbym cię na ręce i nosił po szpitalu za to, że czekałaś, Didi - zrobiło jej się słabo. Wpatrywała się w szatyna.
- Cco...
- To że wszystko pamiętam, może nie wyraźnie ale pamiętam. Pamiętam że kłóciliśmy się o playlistę na wesele, o pierwszy taniec, o menu. W sumie to kłóciliśmy się tam o wszystko i mieliśmy podejrzenie, że to nie wypali. Ale dwudziestego szóstego września dwa tysiące osiemnastego roku zostałaś panią Halstead i czy ci się to podoba czy nie tak szybko się mnie nie pozbędziesz - słowa które jej powiedział. O tym wiedzieli tylko oni. O kłótniach weselnych. Przy innych udawali zgodnych. Zrobiło jej się słabo. Oparła się o łóżko bardziej. Jay obserwował ją w skupieniu.
- Wróciłeś - szepnęła czując że nawet nie powinna tych łez hamować. Nie były to łzy złości czy frustracji a łzy szczęścia. Te które miała dla niego. I których się nie wstydziła.
- Przecież ci mówiłem, że do ciebie zawsze wrócę - uśmiechnął się
- Nie becz, bo ja się rozpłacze zaraz - dodał. Roześmiała się i ponownie rozpłakała. Obeszła łóżko powoli, ocierając łzy z polików. Usiadła obok niego i ostrożnie przytuliła się do niego. Bolało go wszystko. A najbardziej bolało to co się działo przez ostatnie miesiące. Bolało go to, że sprawił jej ponownie tyle złości, łez, bólu. Nie zasługiwała na to. Gdyby spotkał siebie, takiego jakim był po wypadku, to nastrzelałby sobie po głowie. I to mocno. Mocniej niż jest teraz poobijany. Otoczył ją ramionami czując się znowu najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Miał kobietę swojego życia obok siebie. Na szczęście nawet nie zdążył się rozwieść. Wtedy musiałby szukać jej w świecie.Odwrócił się słysząc kroki za sobą. Deena uśmiechnęła się szeroko wchodząc do sali. Wsunął na siebie kurtkę krzywiąc się. Dalej dokuczały mu zebra. Pozbył się już bandaży z twarzy. Mógł wrócić do domu ale miał zalecenie oszczędzać się.
- Daj to - złapała jego torbę. Chciał coś powiedzieć ale uniosła rękę do góry.
- Masz się oszczędzać. Wiesz co mówił lekarz - rzuciła wsuwając ją na swoje ramię
- Ale to moja torba - oznajmił spokojnie kierując się do drzwi za Didi.
- I tak to ja będę prała te skarpetki które tam masz - zatrzymał się słysząc to. Rozłożył szeroko ręce zatrzymując się w pół kroku. Deena w dalszym ciągu była niemożliwa. Uroczo uparta oraz pewna siebie. Może i patrzyła jeszcze z lekką niepewnością na niego ale wiedział, że wróciła do niego. Tak jak on wrócił do niej. Dalej nie mógł uwierzyć, że przez ostatnie miesiące zachowywał się jak dupek. I absolutnie nie miał zamiaru zrzucać tego na garb swojej amnezji. Był po prostu dupkiem. I oczywiście dziwił się, że nie dostał od niej w twarz. Kelly Severide nie miał tyle szczęścia. Oczywiście, że kiedy dowiedzieli się że Jay'owi wróciła pamięć odwiedzali go prawie cały czas. Drzwi od jego sali nie zamykały się od rana do wieczora. Ale to oznaczało, że nie napytał sobie biedy większej niż się spodziewał.
- No będziesz będziesz ale ja mogę ją nieść
- Masz się oszczędzać. Mam już serdecznie dosyć ciebie w szpitalu bo nic dobrego z tego nie wychodzi - zatrzymała się przed stanowiskiem pielęgniarek. Szatyn uśmiechnął się do kobiety siedzącej za biurkiem. Podała mu wypis.
- Obiecuje, że będę uważał na siebie jeszcze bardziej - mruknął. Wsunęła rękę pod jego ramię i skierowali się do wyjścia.
- Nie będziesz - spojrzała na niego - Ale mam tylko taką małą prośbę do ciebie - odwrócił głowę w jej kierunku. Zatrzymali się. Poczuł jak zacisnęła palce na jego dłoni.
- Jaką?
- Jak będziesz prowadzić pościg to ty prowadź a nie twoja partnerka - rzuciła spokojnie patrząc w jego oczy. Zaśmiał się cicho. Przymknęła powieki czując jak całował jej czoło.
- Obiecuje - mruknął - Kocham cię Didi - dodał. Widział jak jej oczy rozbłysły słysząc to.
- Nie sądziłam, że kiedyś będzie mi tego brakować. Też cię kocham Jay - uśmiechnęła się.
- Jedziemy do domu? - wskazał głową na drzwi
- Z tobą to ja mogę jechać na koniec świata - odparła. Uśmiechnął się ponownie. Nacisnął klamkę i pchnął drzwi. Zeszli na parking. Szatynka z kieszeni wyciągnęła kluczyki i podała je mężowi. Wpatrywał się w swoje auto. Czyste, błyszczące. Usiadł za kierownicą i kiedy Deena znalazła się przy nim zapuścił silnik.
- Jeśli możesz ze mną jechać na koniec świata to nasz świat kończy się na Monroe Street - oznajmił. Roześmiała się w głos.
- Nie kochanie, nasz świat się tam zaczyna - sprostowała kładąc dłoń na jego ramieniu. Wpatrywała się w niego z uśmiechem nie mogąc uwierzyć, że jej koszmar właśnie się skończył. Że jej mąż wrócił do niej. I że będzie już tylko lepiej. Poczuła jak ruszył w kierunku ich mieszkania. Ich początku świata. I miejsca gdzie przez najbliższe kilka dni będą sami dla siebie.------------------------------------
I tak o to dotarliśmy do końca. W końcu Jay też zasłużył na happy end.
😉Dziękuję Wam
za to że dotrwałyście do końca
za komentarz
za gwiazdkę
za ciepłe przyjęcie mnie ponownie
❤️❤️❤️You're the best.
xoxoxoxoxoxox
ko_ko_ryczka
CZYTASZ
Jeszcze raz [Chicago PD] ||ZAKOŃCZONE
FanficDeena spotyka Jay'a po raz pierwszy w Kabulu. Kiedy musi zszyć jego ranę na czole po spotkaniu ze sztachetą. Po raz drugi ponownie spotykają się w Chicago. On po powrocie z Afganistanu, po terapii zostaje detektywem w CPD. Jej oddział zostaje rozwią...