Part 6

417 24 16
                                    

Weszła do pokoju lekarskiego. Postanowiła nie korzystać z wolnego. Nie mogła siedzieć bezczynnie. Zwłaszcza w mieszkaniu kiedy jest tam pełno jego rzeczy. Meg uśmiechnęła się do niej.
- Jednak przyszłaś?
- Będę miała oko na Jay'a. A z resztą w domu oszaleje - rzuciła zamykając swoją szafkę. Złapała włosy i związała je w kucyk. Ale tak na dobrą sprawę przerażało ją siedzenie w mieszkaniu. Zwłaszcza samej. Zwłaszcza kiedy Jay leżał w MED. Dwa piętra nad nią. Czuła się spokojniejsza. O ile można to tak nazwać. Ten komfort. Gdyby coś się stało jest niemalże na miejscu.

Weszła do jego sali. Will uśmiechnął się do niej. W dłoni trzymała sałatkę.
- I jak?
- Bez zmian - rzucił - A ty jak się czujesz?
- Dobrze - mruknęła siadając obok niego. Uśmiechnął się do niej. Wyglądała na niesamowicie spokojną. Ale wiedział doskonale, że w głębi siebie była przerażona. Przez te wszystkie lata Jay przysparzał jej wiele razy takich skoków adrenaliny. I chyba nauczyła się już nie pokazywać tego jak bardzo się boi o męża. A w środku była bardzo zaniepokojona.
- A ty?
- Wiem, że będzie już lepiej. Zastanawiałaś się nad tym co będzie jeśli on nie będzie pamiętał?
- Czego? - odwróciła na niego wzrok
- Ciebie, mnie. Tego kim jest - uparcie wpatrywał się w jej oczy. Oczywiście, że nie myślała nad tym. Bo nie dopuszczała do siebie takiej myśli. Była świecie przekonana, że jej mąż obudzi się i najwyżej nie będzie pamiętał co zjadł na śniadanie.
- Nie. Bo przyjęłam, że nie będzie pamiętał tylko tego co jadł tego dnia na śniadanie - mruknęła. Will odwrócił wzrok na Jay'a. Mężczyzna leżał spokojnie. Jakby tylko spał.
- A skąd wiesz, że tak będzie? - potarł dłonie o siebie. Usłyszał jak odstawiła na stolik jedzenie. Spojrzał na nią jak wstawała. Podeszła do okna. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i spojrzała na ulicę.
- Bo potrzebuje mieć nadzieję. Potrzebuje w tym wszystkim mieć coś dobrego co sprawi, że nie oszaleje. Za każdym razem jak szedł na służbę czułam tą mackę niepokoju. Że coś mu się stanie. I zawsze trzymałam się tego, że może to tylko będzie podbite oko. Nie myślę o tym co zrobię kiedy Jay obudzi się i nie będzie mnie pamiętał. Bo chce się trzymać kurczowo tego, że wszystko będzie w porządku - mruknęła - Proszę cię Will, nie burz mi tego - odwróciła się do niego.
- Przepraszam - mruknął. Deena miała rację. Nie powinni zakładać najgorszego. Jay wyjdzie z tego jak zwykle bez szwanku. To dawało im jakiegoś kopa i nadzieję, że tak rzeczywiście będzie.

Hank siedział w swoim biurze. Brak Upton i Halstead'a był widoczny. Zwłaszcza jeśli chodzi o organizację pracy. Widział doskonale, że wszyscy na wydziale niepokoili się o Jay'a. Hailey ze złamanym barkiem będzie wykluczona z pracy przez miesiąc. Ale Halstead? I jeszcze to spojrzenie Deena'y kiedy wyszła do nich. Była pełna dziwnego szaleństwa ale jej głos był opanowany.
- Nie wiem. Był tylko z Hailey. Jechali za podejrzanym - powiedział jej zgodnie z prawdą, kiedy zapytała co się stało. Widział jak twarz jej stężała słysząc to. Ale nie wybuchła. Tylko jej krok, szybki i nerwowy pokazywał, że się bardzo martwiła. Odczytał wiadomość która wysłał mu Will. Brat jego detektywa wysyłał mu co dzień wiadomość o jego stanie.

Przez najbliższe kilka tygodni Jay został przeniesiony na salę ogólną. Doktor Charles wszedł do jego sali i usłyszał Didi. Siedziała przy jego łóżku i czytała. Na widok lekarza urwała.
- Deena - uśmiechnął się do niej
- Słyszałam, że czytanie pomaga osobom nieprzytomnym - wyjaśniła. Mężczyzna podszedł do łóżka.
- Bo to prawda - skinął głową - Co wybrałaś?
- Mistrza i Małgorzatę. Nie chciałam mu zarzucać głowy jakimś tanim romansidłem - pokazała mu okładkę. Psychiatra spojrzał na aparaturę. Czuł się lekko odpowiedzialny żeby pilnować jak trzyma się Deena. Lekarka tylko udawała, że wszystko jest w porządku. On już widział takie przypadki w swojej karierze. Deena tylko starała się trzymać a prawda była zupełnie inna.
- Bardzo przyjemna książka - skinął głową
- Jak się czujesz?
- Dobrze - miała szczerze dosyć tych pytań. Wszyscy co dzień tak zaczynali z nią rozmowę. Ciekawiło ją czy Will też takie dostaje. Charles usiadł obok niej. Położyła książkę przy dłoni Jay'a. Psychiatra przyglądał się jej w skupieniu.
- Nie lubisz tego pytania?
- Wszyscy mnie o to pytają na dzień dobry - mruknęła patrząc na okrągłą twarz lekarza. Wiedziała, że Charles przeprowadza jej diagnozę.
- Bo się martwimy. Will potrafi powiedzieć prawdę ale ty starasz się ...
- Po prostu nie chce na was zrzucać mojego fatalnego samopoczucia - przerwała mu. Spojrzał na nią z dezaprobatą.
- Jesteśmy od tego żebyś sama tego nie dławiła - wyjaśnił. Deena spojrzała na męża.
- Will zapytał się kiedyś czy biorę pod uwagę fakt, że Jay może się obudzić i nie pamiętać niczego. Trzymam się myśli, że jednak tak nie będzie. Że obudzi się i nie będzie pamiętał tylko tego co jadł tego dnia na śniadanie - mruknęła - Ale po tym wszystkim zaczęłam o tym myśleć. I nie wiem co zrobię. Jeśli on nie będzie pamiętał mnie, tego kim jest nie wiem jak to ogarnę - rzuciła. Mężczyzna poklepał ją po ramieniu.
- Rozumiem - rzucił po dłuższej chwili - Nadzieja jest taką łyżką miodu w całej tej gorzkiej beczce zwanej życiem - wyjaśnił spokojnie.

Tygodnie mijały ciągle tak samo. Kiedy była na dyżurze w każdej wolnej chwili siedziała w jego sali. W wolne dni siedziała cały czas przy nim. Czytała mu co raz więcej książek. I czekała. Złożona kość czołowa zrosła się. Teraz Jay pozbył się czapki z bandaży. Jednak diody podłączone do jego głowy ciągle monitorowały pracę jego mózgu. I od miesięcy te fale wyglądały niezmiennie. A jej dawały właśnie tą nadzieje, że będzie wszystko dobrze. Bez niego nawet w mieszkaniu nie chciała zbyt dużo czasu tam spędzać. Pełno jego rzeczy przypominało jej o jego obecności. O tym że jego nie ma i przez jakiś czas nie będzie. Wiedziała że kiedy Jay się obudzi będzie czekała go rehabilitacja oraz powrót do normalności. O ile po tym wszystkim jej życie dalej będzie normalne. Na pewno będzie inne niż dotychczas. Zapowiedziała sobie, że zrobi wszystko by Jay wrócił do domu. Do niej. Bo ona będzie na niego czekała. Cokolwiek by się nie stało.

Kolejny dyżur zaczął się z grubej rury. Karambol na autostradzie sprawił, że na izbie przyjęć zrobiło się bardzo tłoczno. Deena zabrała się za kolejnego pacjenta. Mijała kolejna godzina dyżuru. Nie miała czasu nawet napić się kawy. Ani zerknąć jak się trzyma Jay. Nachyliła się nad poszkodowaną kobietą. Kobieta była niesamowicie wytrzymała na ból. Odwróciła głowę kiedy drzwi otworzyły się.
- Doktor Rhodes - rzuciła zaskoczona. Mężczyzna złapał za rękawiczki
- Powinnaś iść na górę - oznajmił. Szatynka zamarła. Poczuła jak krew odpłynęła z jej twarzy. Fala gorąca zalała całe jej ciało.
- Co?
- Leć na górę. Ja przejmuje pacjenta - wyjaśnił z uśmiechem. Wyjął z jej dłoni tackę z podstawowymi przyrządami. Po Didi nie było już w sali. Pędziła przerażona na neurologię. Tam leżał jej mąż. Pędziła po schodach. Nie miała cierpliwości na windę. Wpadła na oddział niczym huragan. Już po omacku trafiłaby do jego sali. Spojrzenie jego zielonych oczu było tym czego potrzebowała. Na jego widok coś podeszło jej do gardła. Łzy zalęgły się w jej oczach. Lekarze obserwowali go w skupieniu. Śledzili parametry jego mózgu. Jay wyglądał na lekko skołowanego. A ona miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Halstead miał wrażenie, że wczoraj wypił cały alkohol jaki był w "u Molly's". A jeszcze lekarze który natychmiast otoczyli go wianuszkiem. Odwrócił głowę do drzwi i spojrzał na Deena'e. Jego oczy zrobiły się okrągłe z zaskoczenia.
- Doktor D'Rouze? - rzucił a ona wytrzeszczyła oczy.

Jeszcze raz [Chicago PD] ||ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz