Part 9

356 21 17
                                    

Patrzył na nią jak na kretynkę. W każdym razie takie odniosła wrażenie. Jego szerokie z zaskoczenia oczy i szeroko otwarte usta skierowane były w jej kierunku. Od razu pożałowała, że powiedziała to. Właśnie teraz, właśnie w tej chwili. Kiedy lekarze kategorycznie zabronili im wprowadzać Jay'a w potężny szok. Zacisnęła palce i zęby. Spuściła wzrok i patrzyła na swoje buty. Usłyszała jak parsknął.
- Co? - jego głos. Zaskoczona i przerażona podniosła głowę. Halstead wyglądał na rozbawionego. Bardzo rozbawionego.
- Ten żart ci się udał, doktorku - mruknął patrząc na nią. Miała wrażenie, że to sen. Ale widziała jego rozbawienie. Zrobiło się jej słabo. To nie był dobry pomysł żeby tu przychodzić i z nim rozmawiać. Powinna opierać się, jak dotąd, na informacjach od lekarzy.  Bolesny grymas na jej twarzy miał oznaczać uśmiech. Ale w głębi właśnie usłyszała trzask pękającego serca. Jej serca.
- Trzeba poprawiać humor. Wtedy pacjenci szybciej wracają do zdrowia - jej głos był zachrypnięty. Czuła w gardle potężną gule. Musi stąd jak najszybciej wyjść. Spróbowała się uśmiechnąć kolejny raz.
- Odpoczywaj. I szybkiego powrotu do zdrowia - rzuciła odsuwając się od łóżka. Halstead przyglądał się jej w skupieniu. Widział jak jej twarz zrobiła się okrutnie biała. Jakby miała zemdleć albo się rozpłakać.
- Już idziesz?
- Tak, skończyłam dyżur. Ale postanowiłam wpaść i się przywitać - skinęła głową. Ostatni raz spojrzała na niego będąc przy drzwiach. Patrzył na nią. Tym samym bacznym spojrzeniem, które miał w Kabulu. Łzy zakryły jej oczy. Zniknęła z jego pola widzenia i oparła się o ścianę. Czuła słone krople wypływające na jej poliki. To było dla niej za ciężkie. Zderzenie z rzeczywistością. I jeszcze to co powiedział. On w to nie uwierzył. Otarła twarz i skierowała się do wyjścia.

Nie miała siły. Nie miała już ani grama woli by wchodzić do jego sali. Siedziała na kanapie, w ich mieszkaniu i zalewała się łzami. To co jej powiedział. To jak wyglądała jego twarz. On tego nie pamiętał i uważał to za dobry żart. A jej pękło serce. Ostatnie miesiące były dla niej katorgą. A teraz to? Udawała przed wszystkimi, że sobie radzi, że ma nadzieję. Ale tak na prawdę nadziei w sobie nie miała. Kiedy spojrzała na niego po operacji. Kiedy zapoznała się z całą dokumentacją medyczną. Wiedziała, że czeka ją ciężki czas. Jednak kiedy Jay obudził się, rozpoznał Willa a do niej zwrócił się nazwiskiem wiedziała. Ta myśl którą powtarzała wszystkim była i cienka i złudna. A tego dnia kiedy się obudził pękła jak bańka mydlana. Patrzyła w wyłączony telewizor i starała się uspokoić. Ale kto da radę zachować kamienną twarz, gdy ktoś kogo się kocha uważa że wasze małżeństwo to żart. Czuła się potwornie źle. Nie umiała nazwać tego słowami.

Will wszedł do sali szatyna wieczorem. Kiedy odpoczął i zebrał siły. Dyżur był dla niego ciężki. Co chwilę musiał biegać między innymi piętrami. Teraz spojrzał na Jay'a i uśmiechnął się do niego.
- To prawda? - Jay wykazywał wyjątkowo szybką reakcję na fizjoterapię i terapię neurologiczną. Terapie która postępowała błyskawicznie.
- Ale co? - William uniósł brew zajmując miejsce na fotelu.
- Że ja i doktorka z Kabulu - skrzywił się. Will poczuł podmuch niepokoju. Co Deena odwaliła?
- Że ja się z nią ożeniłem?
- Kto ci to powiedział? - Will uniósł brew zaskoczony.
- No ona. Była tu rano i zobaczyłem obrączkę. Zapytałem z grzeczności o to za kogo wyszła a ona, że za mnie - parsknął rozbawiony. William poczuł jak robi mu się niedobrze. Patrzył na Jay'a z niepokojem. Jego rozbawienie tą całą sytuacją było niepokojące. Detektyw przyglądał się bratu i czuł, że Deena mówiła prawdę. Ale to było niemożliwe. Przecież D'Rouze pracuje tu pewien czas. Jak to możliwe? Widział ją tylko w Kabulu. I z tego co się orientował to pochodziła z Florydy a nie z Illinois. Skrzywił się.
- Owszem, żartowała - mruknął Will. Starał się brzmieć zupełnie normalnie.
- Nie wiesz, że trzeba poprawiać humor pacjentom bo wtedy szybciej wracają do zdrowia? - dodał. To w pewien sposób uspokoiło Jay'a. Will już rozumiał obawy Deena'y przed przyjściem tutaj.
- A wiesz kiedy Erin przyjdzie?
- Kto?
- Erin a kto - detektyw nie spuszczał wzroku z brata.
- Nie mam pojęcia. MacTyller powiedział Hank'owi żeby twój zespół na razie cię nie odwiedzał bo to może być dla ciebie za duży szok
- Ale przecież Erin to moja dziewczyna - mruknął
- Hank sam mówił, że przed wypadkiem byłem szaleńczo i szczęśliwe zakochany. Że już zapomniał jak to jest widzieć mnie skołowanego i bezmyślnego - mruknął. Will'owi zakręciło się w głowie. Jay zdecydowanie pomylił zjawiska. Musiał to koniecznie przedyskutować z Charles'em
- Zapytam doktora Charles'a - oznajmił a Jay uśmiechnął się do niego z wdzięcznością. Will rozmawiał z nim cały czas. Dopytywał jak się czuje, czy nie ma jakiś przebłysków. Czuł jednak że Jay po prostu albo pomylił zjawiska albo jest teraz kimś zupełnie innym. Owszem, czytał że takie rzeczy się zdarzają. Ale miał wrażenie, że to przypadki jeden na milion. I nie mógł uwierzyć, że jego brat jest właśnie takim przypadkiem.

Otworzyła drzwi i spojrzała na Willa. Halstead na jej widok poczuł ogromny strach. Deena wyglądała jak zdjęta z krzyża. Zaczerwienione i opuchnięte oczy wskazywały, że od wczoraj płakała. Wszedł do mieszkania i przytulił ją. Poczuł jak zaciśnięte pięści wciska w jego klatkę piersiową. Chciała być twarda, chciała przy nim nie płakać. Ale nie umiała już udawać. Nie umiała już mówić, że jest okej. Że ma nadzieję.
- Co ci przyszło do głowy żeby mówić mu o ślubie - spojrzał na okno gładząc ją po plecach.
- Nic. Boże nie chciałam mu tego mówić ale to mi sie wymskło - mruknęła. Will spojrzał na nią. Oparł ręce na jej ramionach i patrzył na nią w skupieniu. Była okropnie przerażona i nie mniej skołowana. A on nie mógł jej pomóc. Nie wiedział jak.

Odwróciła telefon do góry baterią kiedy zobaczyła, że Connor po raz kolejny próbował się do niej dodzwonić. Nie miała ochoty z nimi rozmawiać. Pojechała rano do Goodwin i tylko jej powiedziała prawdę. Poprosiła o kilka dni wolnego. Musiała uspokoić się i postanowić co dalej. Musiała jak najmniej przebywać w okolicy Jay'a żeby się skupić. Ale z drugiej strony w mieszkaniu też była przez niego atakowana. Było tu pełno jego rzeczy, zdjęcia, puchary. Tu był Jay. Ale jej Jay, jej najwspanialszy i najprzystojniejszy mężczyzna. Ten który troszczył się o nią, robił niesamowite muffiny i za każdym razem znalazł chwilę żeby ją wysłuchać. W szpitalu był Jay którego nie znała. Przecież poznała go już po terapii. Kiedy zostawił Kabul, Afganistan, wojnę daleko za sobą. Nie znała tego Jay'a który chodził do Charles'a na terapię. I chyba nie chciała go poznać. Wszyscy jej opowiadali jaki był. A ona nie chciała się teraz przekonywać jak było na prawdę.
- Na boga, chociaż mi napisz że nic ci durnego do łba nie strzeliło - Connor w końcu odpuścił dzwonienie. Zacisnęła zęby i wystukała krótka wiadomość.
- nic mi głupiego do łba nie strzeliło - wysłała i wyłączyła telefon. Chciała być sama, chciała mieć spokój, chciała to sobie wszystko w głowie ułożyć.

Jeszcze raz [Chicago PD] ||ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz