Po tym, jak wszyscy pocieszyciele – na ich prośbę – wyszli od Teda i Cana, większość wróciła do swoich domów, było bardzo późno. Jedynie Glimli udała się nie do siebie, a do domku nad jeziorem, uznając, że zamieszkujący go człowiek chciałby jak najszybciej dowiedzieć się o tym, co się stało, w końcu Ariel był jego przyjacielem.
No, a przynajmniej Vito na pewno właśnie tak go traktował.Poza tym, biorąc pod uwagę to co wiedziała, szansa na wyrwanie go ze snu zdawała jej się bardzo nikła. I – jak się okazało po dotarciu na miejsce i faktycznym zapukaniu – dobrze jej się wydawało.
Chłopak o odważnym stylu, który jej otworzył, nie wyglądał tak oldschoolowo jak zwykle. Pod szarymi oczami widniały ciemne, brzydkie cienie, fioletowy irokez był splątany, skóra trupio blada, a ubranie, którego nawet nie zmienił do snu – w totalnym nieładzie. Z całego ciała, zamiast pewności siebie i typowej mu zadziorności, emanowała jedynie tęsknota i ból. No i zapach papierosów, jakiego dawno już od niego nie czuła, gdyż Monkowi udało się przekonać go do rzucenia szkodliwego nałogu.
Nic dziwnego, że nie wiedział o niczym, co się wokół działo, nawet tak dla niego znaczącym, choć mimo wszystko średnio podobało jej się bycie informatorem o strasznych wieściach.Starała się mówić jak najdelikatniej, ale nie było sposobu na to, aby taka wiadomość go nie uderzyła. Z początku nie dowierzał, a jej cicha i pełna zająknięć mowa nie pomagała. Potem zalał ją falą pytań, na które często nie umiała odpowiedzieć. Gdy wszystkie pytania mu wyszły i zostało tylko przyjęcie do wiadomości zaistniałego stanu rzeczy, patrzył na nią jeszcze chwilę dziwnie zagubionymi i pustymi oczami w milczeniu... Aż w końcu bezemocjonalnie, niczym robot podziękował, że przyszła mu o tym powiedzieć, życzył dobrej nocy, i względnie spokojnie zamknął drzwi. Patrzyła na nie przez moment, po czym – rozkładając mentalnie ręce – ze smutnym westchnieniem odleciała.
Vito stał oparty plecami o wewnętrzną stronę drzwi, z dłonią na klamce, i wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w głąb korytarza. Po jego głowie przelatywały setki myśli.
W końcu stwierdził:
– Dosyć, nie wytrzymam tego dłużej – i nie zważając na to, że jest środek mroźnej nocy, tak jak stał wybiegł z domu.
Szybko przebiegł przez kawałek prowadzący do jeziora, potem przez spory kawał lodu, aż wreszcie zatrzymał się zadyszany nad przeręblem. Monk był na dole, jak zwykle nie patrząc w stronę powierzchni, tylko tkwiąc z głową schowaną w ramionach, wyłożony na płaskim kamieniu. Przez wciąż założoną bluzę, spodnie, a nawet buty, wyglądał jak mieszkający pod wodą człowiek.Po chwili wpatrywania się w jak zwykle nawet nieświadomego jego obecności trytona, coraz bardziej drżąc z zimna, zaczął szybko rozbierać się do bokserek.
~~*~~
Monk, jak często ostatnimi czasy, trwał w półśnie, który pozwalał mu jakoś przetrwać kolejne dni, gdy wyczuł w wodzie ruch i usłyszał plusk. Uniósł zaskoczony głowę i aż na chwilę zamarł z zaskoczenia, widząc skaczącego na główkę fioletowowłosego chłopaka, który mimo że szok termiczny od razu wyrwał mu z ust większość tlenu, próbował do niego płynąć.
W mig odkamieniał i odepchnął się nogami od brzegu, czym prędzej płynąć ratować tego idiotę!Objął go w nagiej piersi i zabrał na powierzchnię, gdzie Lio głośno nabrał powietrza i niemalże od razu chciał zacząć nowe tłumaczenia.
– Monk! M-monk, j-ja n-nie...
– Zamknij się! Zamknij się, skończony debilu, i skup na zatrzymaniu ciepła w tym swoim upośledzonym tyłku! – uciszył tego niekontrolowanie szczękającego zębami, posiniałego z zimna kretyna, wynosząc go na lód i migiem przykrywając zgarniętymi stamtąd ubraniami, by zaraz z powrotem podnieść i pobiec jak najszybciej do domu; ogrzać półgłówka, zanim idiota dostanie hipotermii!
CZYTASZ
Saga Nici 3: Połączeni. |boys love story|
AventuraLubię dotykać Was słowem Pieścić za uchem aluzją Razem Was brać w cudzysłowie I kropki stawiać na próżno. Lubię przecinki omijać Palcami po Waszych twarzach Oskymoronem rozpalać Kropelki potu po burzach A gdy zamrugacie rzęsami ...