11. Jak nie zadzierać z miłością

409 45 244
                                    

      Pilipix szedł, a raczej człapał, wlokąc za sobą oklapłe skrzydła tak jakby te ważyły tonę, nawet sam nie wiedział gdzie zmierzając, nie patrząc na drogę, a w ziemię. Uniósł wzrok dopiero, gdy na tej drodze stanęła Glimli. A jedno zerknięcie na to, co chochliczka w tym mętnym, wyblakłym, pustym spojrzeniu zobaczyła, sprawiło, że od razu zrozumiała.
      Bez słowa do niego podeszła i przytuliła. 

      ~~*~~

      Siedzieli obok siebie na pagórku, obejmując podciągnięte pod brody kolana. Pilipix opowiedział już przyjaciółce, co zaszło, i teraz płakał w te swoje, a Glimli patrzyła po prostu znad własnych na piękny zimowy krajobraz, z tym samym smutkiem co zawsze.

      W końcu zwróciła twarz w jego stronę.
      – Czy... Czy to moja wina? – zapytała, nawiązując do tego, o co oskarżył ich Gorg.

      Pix podniósł głowę, ocierając oczy i próbując uspokoić czkania.
      – N-niee... – Pociągnął kilka razy nosem. – Nie, to... – Starł ostatni raz kciukiem łzy z obu kącików. – To Gorg ma paranoję. Zawsze miał. My-myślałem, że jak... dam mu te bransolety, t-to m-może... w-wreszcie... – Usta mu zadrżały, oczy na nowo zwilgotniały, i znowu schował nos w kolanach.

      Glim zwróciła się z powrotem przed siebie, wzdychając.
      Ciężko jest się uwolnić od chochliczej natury...

      Topik ponownie uniósł głowę, przełykając łzy, gdyż coś go zaciekawiło.
      – N-no a... ty? Co się stało, że jesteś... – Spojrzał na szaro-czarną chochliczkę, a ta raz jeszcze westchnęła.

      Gdyby był jakiś konkretny powód, byłoby łatwiej – odpowiedziała dopiero po chwili. – Problem w tym, że właśnie nic się nie stało. Pewnego dnia zwyczajnie zdałam sobie sprawę, że... to wszystko nie ma sensu. – Znowu skierowała na niego twarz. – A wszystkie te śmieszne, głupie zajęcia, którymi zajmowałam się dotąd z innymi chochlikami... były tylko odwracaniem uwagi.

      Pilipix wpatrywał się wielkimi oczami w te należące do dziewczyny, które ta za moment odwróciła.
       – Przepraszam, pewnie nie chcesz tego słuchać...
       Nie-nie, to nie tak. – Złapał ją za rękę. – Nie, że nie chcę, po prostu... nie rozumiem.

      Wpatrzyła się przez chwilę w dłoń trzymającą jej dłoń... po czym uniosła lekko kącik ust
      – I obyś nigdy nie zrozumiał – ściskając ją.

      – Chociaż cieszę się, że w tym nierozumieniu nie zachowujesz się jak inne chochliki, które nie rozumieją – dodała zaraz. – Gdy nie zwracasz uwagi na mój brak entuzjazmu i mimo to nie wykluczasz z różnych rzeczy, porywasz do tańca albo w szaleńczy lot ze śnieżnymi gęsiami... Dzięki tobie czasami wciąż czuję, że żyję. – Tym razem posłała mu pełny, wdzięczny uśmiech, aż się na niego zapatrzył.

      – No jasne... Jesteś moją przyjaciółką, oczywiście, że twój nastrój z niczego cię nie wyklucza. Lubię spędzać z tobą czas, dokładnie taką, jaka jesteś.
      Patrzyli na siebie czule jeszcze moment, po czym duszka przymknęła oczy i opadła bokiem głowy na ramię towarzysza. Zrobił podobnie i także oparł swój o czubek jej głowy, wzdychając z pewnym wytchnieniem.
      Ktoś w wiosce kiedyś mówił, że gdy czujesz się źle, Glimli jest najlepszym towarzyszem. Miał rację.

      Choć oczywiście gdy był wesoły także lubił jej towarzystwo, to co powiedział było najszczerszą prawdą. Ale tylko na przyjacielskim szczeblu. Nigdy, przenigdy nie pomyślał o niej w "ten" sposób, i był absolutnie pewien, że ona też nie. Absolutnie nigdy nie było między nimi niczego więcej poza przyjaźnią. Jak Gorg mógł go o to oskarżać? Po tym wszystkim, po tym, jak tak bardzo się starał i zmieniał na lepsze, jak mógł ciągle mu nie ufać? Chyba Glimli miała rację. Nieważne, co by zrobił, jego chochlicza natura i to, jaki powinien być, nie patrząc na to, jaki jest, nigdy nie zostanie mu zapomnia...

Saga Nici 3: Połączeni. |boys love story|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz