16. Jak być potworem

390 37 283
                                    

      Gorg uniósł powoli ciężkie powieki, musząc ponawiać próbę utrzymania ich w górze kilka razy, a nieprzyjemny widok szarego, popękanego sufitu nie pomagał. Co innego pochylający się nad nim obraz ślicznej, niebieskiej twarzyczki.
      – ...gie, ży#3$>...? – słowa przejętego tym jak długo się nie budził narzeczonego dochodziły do niego jak zza wodnej ściany, a ukochana twarz rozdzielała się na troje. Uniósł do niej rękę, by z małymi problemami ująć kołyszący się jak na pokładzie okrętu polik i zatrzymać świat w jednym miejscu. Chochlik przytrzymał jego dłoń obiema swoimi, przytulając do niej policzek i uśmiechając się rozczulająco. Wilk niemrawo odwzajemnił uśmiech... lecz zaraz zmarszczył brwi, gdyż jak sylwetka topika przestała falować, dostrzegł coś, co zupełnie do niej nie pasowało.
      Na smuklutkiej szyi zatrzaśnięta była metalowa obroża.

      Poderwał się do siadu tak szybko, że aż zakręciło mu się w głowie. Widok klatki, w której razem z Pilipixem siedział, przywoływał pewnego rodzaju déjà vu. Z tym że teraz nie była to do końca klatka, a cela, w zamkniętym metalowym pomieszczeniu bez okien, a w sąsiednich celach nie było nieznanych mu innych magicznych stworzeń, tylko jego przyjaciele. Nawet ci, których spodziewał się najmniej.

      Z przyglądającego mu się ze zmartwieniem i próbującego zadawać jakieś pytania o samopoczucie partnera przeniósł wzrok w bok, na sąsiednią celę, gdzie Vito trzymał się przez kraty za rękę z Monkiem, zamkniętym w jeszcze kolejnej celi, i obserwował jak Sui (będący w jednej klatce z syrenem) drażni jego "współlokatora". Kotołak już od jakiegoś czasu wysuwał przez kraty w różnych miejscach do "nieswojego terenu" to rękę, to nogę, to ogon, a smok żywo próbował je przeganiać, pilnując swoich linii i, mimo że za każdym razem był za wolny, nie tracąc na zapale. Przypominało to trochę grę w uderzanie młotkiem wyskakujących z dziur kretów.
      Z wyjątkowo głośnych w tym przygnębiającym otoczeniu stworzeń zdezorientowany wilkołak przeniósł spojrzenie na cele naprzeciwko, w jednej z nich dostrzegając...
      – Can...? Ted...?

      Wywołani obrócili na niego smętnie głowy.
      – Cześć, Gorg. Zupełnie nie na takie okoliczności miałem nadzieję, ale mimo wszystko miło się znowu spotkać. – Canagan posłał mu niewyraźny uśmiech.

      – A-ale... Co wy tu...
      Zaprowadził nas tu trop Ariela – wyjaśnił szary wilk prędko, niemal automatycznie, gdyż każda kolejno budząca się osoba zadawała im to samo pytanie. – Nie, nie wiemy, czy faktycznie gdzieś tu jeszcze jest, nie widzieliśmy go w każdym razie; Althei, Artiego, Glimli czy jakiegokolwiek innego znajomego oprócz was też nie, ale fakt faktem złapali nas zanim zdążyliśmy tak naprawdę cokolwiek zobaczyć – dodał, wyprzedzając kolejne.

      Starając się szybko przyswoić informacje otępiałym jeszcze umysłem, Gorg rozejrzał się raz jeszcze, zmieszany, po pomieszczeniu.
      – No, to trzeba się stąd wydostać i ich poszukać, nie? – stwierdził, ogarniając się trochę i wstając do krat, za które złapał obiema dłońmi i – pomimo (zbyt późnego) chochliczego protestu – spróbował przybrać na sile. Gdy tylko czujniki obroży wyczuły pierwsze najmniejsze nienaturalne, magiczno-chemiczne zmiany w ciele, został porażony prądem, zanim choćby włoski zdążyły urosnąć mu o centymetr.
      Krzyknął, odruchowo odskakując od krat i natychmiast zaprzestając przemiany.

      – Próbowałem cię ostrzec... – Pixie podleciał do niego i pomasował pocieszająco bliskie obroży miejsce na wilczym karku. – Wszystkie nasze specjalne umiejętności, że tak powiem, odpadają. O odstępach prętów też pomyśleli, nawet ja się nie przecisnę.
      Gorg spojrzał na faktycznie bardzo blisko rozstawione kraty, a trzymający swojego szczeniaka Teddy dodał:
      – Trenowanie Bianki do przyniesienia kluczy też idzie topornie, zwłaszcza bez kluczy na których można by jej pokazać co to są klucze, więc jeśli nie masz lepszego pomysłu, to jeszcze chwilę tu posiedzimy.
      Na filmach to zawsze działa... – rzucił cicho, marudnie Vito, który wcześniej zaproponował żartobliwie wysłanie suczki na misję. Dalej obserwował z Monkiem "bawiących się" przez kraty kota ze smokiem.

Saga Nici 3: Połączeni. |boys love story|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz