Rozdział 18.1

6.6K 432 51
                                    

😈 Rav 😈

Siedzę kompletnie rozkojarzony w moim biurze i błądzę wzrokiem bez celu, zatrzymując się dopiero na budynku naprzeciwko. Przez lustrzane szyby nie da się dostrzec zbyt wiele, ale idę o zakład, że są tam ludzie równie znużeni, co ja. Biała koszula połączona z krawatem to zdecydowanie nie jest mój ulubiony strój, ale poświęcam się z poczucia obowiązku wobec ojca. To dobry facet. Zagubiony, ale raczej nie chciał nigdy źle, dlatego odwalam za niego większość biurowej pracy, mimo iż oboje wiemy, że nie jestem tam niezbędny. Z westchnieniem pełnym znużenia odpycham się od mahoniowego biurka, a potem wstaję, co wydusza skrzypnięcie ze skórzanego fotela.

Na blacie wciąż czekają na mnie umowy do przeglądnięcia, jednak jedyną myślą na jakiej mogę się skupić, jest Elise. Przytłacza mnie ta gama uczuć, które konsekwentnie wypieram, choć nie mogę już dłużej udawać, że nie istnieją. To wszystko jest tak popieprzone i skomplikowane, że nawet nie wiem, od czego miałbym zacząć wyjaśnienia.

Może nawet zacząłbym jej mówić o sobie nieco więcej.

Może nawet przedstawiłbym ją rodzinie.

Może, gdyby po raz kolejny nie pojawił się Diabeł, a razem z nim jego pierdolone groźby.

— Co za bagno — mówię tylko, opierając czoło o chłodne szkło.

Ten facet to kłopoty na dwóch nogach i chociaż wiem, że w głębi duszy jest uczciwym facetem, to nie mogę zapominać, że jest też mścicielem. Podobno to kredyt hipoteczny łączy ludzi ciaśniejszymi więzami, niż cokolwiek innego na świecie. Cóż, najwyraźniej twórca tej teorii nigdy nie zaciągnął długu u nieodpowiednich ludzi, co ja niestety zrobiłem. Nie miałem wyboru, choć to usprawiedliwienie z czasem przestało mnie przekonywać. Po prostu chciałem zemsty, a tylko on mógł mi ją ofiarować.

Nie była legalna. Nie była moralna. Mimo to, przyniosła mi ulgę, po której nastał błogi spokój. Jedynie moja część tej wariackiej umowy spędzała mi sen z powiek, stając się przykrym obowiązkiem.

Drgam nerwowo, gdy dźwięk telefonu przecina ciszę. Mam zamiar to zignorować, jednak zmieniam zdanie, gdy z oddali dostrzegam imię Knoxa. On dobrze wie, by nie dzwonić do mnie w czasie pracy u ojca, więc zakładam, że to coś ważnego. Mam okropne przeczucie i to właśnie ono sprawia, że podbiegam do biurka w dwóch gwałtownych susach.

— Co jest?

— Elise zniknęła.

Początkowo sens tych słów w ogóle do mnie nie dociera.

— Co? — pytam ostro. — Co to kurwa znaczy, że Elise zniknęła?!

Po drugiej stronie słyszę tylko nerwowy oddech.

— Nie ma jej. Ktoś wyłączył kamery w całym budynku i powiesił kartki z fałszywą informacją o awarii wind. Musiała zejść na klatkę schodową. Znaleźliśmy tam rozsypane rzeczy z jej torebki i karteczkę.

— Co napisał?

Muszę przytrzymać się biurka, bo inaczej pewnie bym się zachwiał.

— Tam gdzie ostatnio.

Klnę.

Najpierw cicho, a potem wrzeszczę tak, że zapewne słychać mnie nawet przez dźwiękoszczelne ściany. Dopiero gdy emocje nieco ze mnie uchodzą, jestem w stanie sformułować jasną myśl.

— Bierz najlepszych ludzi. Jedziemy po nią.

*

Po drodze łamię wszystkie możliwe przepisy, ale jakimś cudem docieram na miejsce w jednym kawałku. Po wyrzuceniu z siebie oszczędnych instrukcji od razu wskoczyłem w swój samochód i oto jestem. Spory dom w drogiej okolicy, jednak położony na tyle daleko od innych, by gwarantować prywatność. To z pewnością nie jest prawdziwy dom Diabła. Obstawiam, że służy tylko do obijania interesu z ludźmi takimi, jak ja. Zdesperowanymi.

Mistrz tajemnic [LA TALES #1] I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz