Rozdział 14.1

7.9K 502 30
                                    


Dobry wieczór, 

Trochę mnie tu nie było, ale powoli wygrzebuję się ze stosu zaległości. Co to oznacza? Że będzie mnie tu więcej! Zostawiam was z perspektywą R (czy muszę mówić, że to mój ulubieniec?), którą z pewnych względów podzieliłam na dwie części. 

Koniecznie napiszcie mi, co myślicie!

Życzę przyjemnego weekendu,

Wasza Eliana

*

😈 Rav 😈

Kiedy maszerujemy do mojego sekretnego gabinetu, z ledwością powstrzymuję gwałtowny wybuch emocji, który czai się gdzieś pod powierzchnią. Ręce mnie świerzbią i najchętniej przebiłbym pięścią lustrzaną szybę, ale tego nie robię. Tylko bezsensownie poraniłbym sobie rękę, a strasznie Elise to ostatnia rzecz, jakiej chcę.

Nie chcę, żeby ona odchodziła. Kurwa, ciągle mam przeczucie, że jest tego bliska. Czuję, jakby powoli zaczynała mi się wyślizgiwać, a to wszystko przez tę cholerną latawicę, Heather. Czuję się dziwnie wyczerpany, gdy w końcu zatrzaskuję za nami drzwi. Skutecznie odcinają nas od przeraźliwego łomotu muzyki, co tworzy poczucie większej intymności. Kiedy przelotnie zerkam na towarzyszącą mi kobietę, odnoszę wrażenie, że oboje myślimy o tym samym. Już mam coś powiedzieć, gdy przerywa mi dźwięk telefonu.

— Lepiej, żeby to było coś ważnego, Knox, bo jestem bardzo zajęty — warczę z irytacją, której nic nie może zamaskować. — Po co dzwoniłeś wcześniej?

— Chciałem panu powiedzieć, że Elise Winston weszła do klubu.

Klnę pod nosem tak siarczyście, że kobieta wzdryga się z przerażeniem.

— Jest tu coś jeszcze do dodania?

— Maddie...

Bluzgam ze złością. Może to niegrzeczne, ale mam maniery głęboko w dupie, a przynajmniej w tej chwili.

— Wiem. Skreśl ją z listy gości i wytłumacz wszystkim, że mają jej tu więcej nie wpuszczać. To samo z jebaną Heather.

Rzucam słuchawką, nim nadejdzie jakakolwiek odpowiedź. Na całe szczęście Knox zna mnie od tylu lat, że nie bierze takich momentów osobiście. I całe szczęście, bo chyba oszalałbym jeszcze bardziej, gdybym w pracy musiał pamiętać o manierach na każdym kroku.

— Nie będzie nas, jeśli masz inne kobiety. To nie tak, że cię oceniam, ale po prostu nie mogę...

— Nie ma żadnych innych kobiet.

Zaczynam te idiotyczne ćwiczenia oddechowe i zauważam, jak stopniowo schodzi ze mnie cała ta negatywna energia. Wyłączam telefon i odkładam go na blat biurka, a następnie podchodzę powoli do kanapy, na której usiadła Elise. Powoli opadam na siedzenie tuż obok niej, a skóra skrzypi cicho pod wpływem mojego ciężaru. Jestem tchórzem, ale nie mogę zdobyć się na nic więcej, ponad wgapianie się we własne splecione dłonie.

— Zabierzesz mnie do podziemi? — pyta niebezpiecznie cichym głosem.

Wtedy uświadamiam sobie, że cholerna Madeleine chciała zrobić wszystko, by rozpieprzyć moją relację z Elise. Trochę podziwiam jej upór, ale nic nie mogło usprawiedliwiać faktu, że zachowywała się jak mściwa zdzira.

— Nie mam tego w planach.

— Nie? — Jej głos jest piskliwy, jak chyba nigdy wcześniej. — Czyli nie chcesz patrzeć, jak inny faceci wsadzają we mnie fiuty? Jak pieprzą...

Nie mogę tego dłużej znieść i ze zwierzęcym rykiem łapię ją za ramiona, a następnie potrząsam.

— Nikt nie będzie cię pieprzył, słyszysz? Nikt oprócz mnie.

Widzę, że jest zdumiona. No pięknie, myślę sobie. Co ta cholerna Maddie jej naopowiadała?

— Czyli nie dzielisz się?

— Dzielę się tylko kobietami, na których mi nie zależy — cedzę przez zęby, wściekły na sam fakt, że muszę się do tego przyznać. — Nie jesteś jak Maddie. Po prostu nie jesteś i to powinno ci wystarczyć.

Elise na moment milknie, jakby nie spodziewała się po mnie takiej reakcji. Bawi się nerwowo zegarkiem, który chyba zapięła odrobinę za ciasno na swoim szczupłym nadgarstku. Włosy w kolorze ciepłego brązu ma splecione w krótki francuski warkocz, a nieliczne krótsze kosmyki opadają jej na twarz. Tęczówki w kolorze bladego błękitu przesuwają się na mnie, przez co po raz kolejny zapominam języka w gębie.

— Możesz mnie przytulić? — Jej warga drży. Jak na złość, wpatruje się wszędzie, byle nie w moje oczy. — Chociaż nie, przesadziłam. Nie powinnam prosić o coś takiego, gdy...

— Oh, przestań — rzucam tylko, machając lekceważąco ręką. — Chodź tu.

Początkowo się waha, jednak gdy wyciągam do niej ręce, nie oponuje. W milczeniu obserwuję, jak zrzuca buty ze stóp i jęczy z przyjemności. Mam nadzieję, że to dziwaczne przytulanie przerodzi się w coś więcej, ale Elise właśnie wtedy wpada w moje otwarte ramiona. Gdy nasze ciała się stykają, zaczynam czuć błogość, jakiej najwyraźniej mocno brakowało mi w życiu. Głaszczę delikatnie jej plecy, ramiona i twarz. To coś nowego, czuć na sobie tak słodki ciężar.

To całe przytulanie jest wyjątkowo przyjemne.

Kiedy właściwie robiłem coś podobnego? Zaczynam wertować własne wspomnienia, ale nie przychodzi mi do głowy nic lepszego, niż podniesienie dziwki tylko po to, by rzucić ją na łóżko. Czy można to zaliczać do przytulasów? Nie sądzę. To było szalenie dalekie od tego, co właśnie robimy z Elise. Bliskość tej kobiety mnie obezwładnia. Tony tabletek nasennych nie ukoiły moich demonów ani razu od kilkunastu lat, a wystarcza, że ta niepozorna kobieta kładzie głowę na moim sercu, bym odpłynął w niebyt. Chcę powiedzieć jej wiele rzeczy, zarówno mądrych, jak i kompletnie idiotycznych. Wszystkie z nich to argumenty, dlaczego powinna dać szansę takiemu wykolejeńcowi jak ja.

To wszystko znika, razem z głębokim westchnięciem. Zostaje tylko błogość i cudowny ciężar jej ciała, wciśniętego w moje. 

*

Nie zapomnijcie wpaść na moje social-media:

☀ Instagram: dominikafal_autorka

☀ Facebook: Dominika Fal/Eliana Lascaris - strona autorska

☀ Twitter: elianalascaris

Jeśli używacie Twittera, to będzie mi bardzo miło, jeśli zostawicie swoje przemyślenia pod hashtagiem #mistrztajemnic <3

Mistrz tajemnic [LA TALES #1] I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz